Erotyczne powieści K.N. Haner kupują tysiące Polek. Autorka ujawnia, co w książkach pociąga kobiety

Sandra Skorupa
Literatura kobieca zyskała sobie sporą sympatię płci pięknej i gdy w 2011 roku ukazała się pierwsza część "Pięćdziesięciu twarzy Greya" E. L. Jones, sprzedała się ona w milionach egzemplarzy, a jeden z nich trafił w ręce Katarzyny Nowakowskiej. Ta powieść pochłonęła ją do tego stopnia, że sama zaczęła tworzyć i stała się bestsellerową pisarką w tej kategorii. Zapytaliśmy autorkę m.in. o to, dlaczego kobiety tak lubią jej książki, jak pracowała nad swoją ostatnią powieścią i co przygotowała dla swoich zwolenników na nowy rok.
K.N. Haner bestsellerowa autorka literatury kobiecej fot. Agnieszka Prochowicz
Jak rozpoczęła się Pani przygoda z pisaniem?

Moja przygoda z pisaniem zaczęła się od czytania. Jako nastolatka zaczytywałam się w Harrym Potterze, dorastałam z bohaterami tej serii. Potem moja miłość do książek gdzieś uciekła, w szkole średniej przestałam czytać z przyjemności, traktowałam to jako przykry obowiązek. Na studiach było podobnie, aż w końcu, któregoś dnia koleżanka z pracy przyniosła mi do przeczytania "50 twarzy Greya".

Wtedy bum na tę książkę w Polsce dopiero się zaczynał, a ja nie wiedziałam nic o autorce, jak i fabule. Powieść przeleżała na biurku kilka dni, aż w końcu z nudów po nią sięgnęłam i wciągnęłam się w historię, którą opisała E.L. James. Po lekturze pierwszej części zaczęłam szukać książek o podobnej tematyce i tak nagle czytanie z przyjemności znowu wróciło do mojego życia.

Zaczęłam nałogowo czytać romanse/erotyki i po pół roku, po poznaniu tak wielu historii, w mojej głowie stworzyła się moja własna powieść, a nawet kilka. Musiałam wyrzucić z głowy te wszystkie myśli, które się w niej kłębiły i pewnego dnia po prostu usiadłam do laptopa, otworzyłam plik tekstowy i zaczęłam pisać. To było w 2013 roku.

Dlaczego podpisuje się Pani K. N. Haner i co to oznacza?

Mój pseudonim był na początku formą zabawy, a jednocześnie zabezpieczenia. Nie wiedziałam wtedy, czy w ogóle uda mi się wydać jakąkolwiek inną książę, a że literatura, którą piszę, jest kontrowersyjna, to wolałam nie ujawniać swojego prawdziwego nazwiska. Okazało się to też dodatkowo doskonałym chwytem marketingowym, gdyż wiele czytelniczek myślało, że jestem zagraniczną autorką.

Sam pseudonim to nic innego jak moje inicjały (Katarzyna Nowakowska), a Haner to nazwisko mojego ulubionego gitarzysty. Z racji tego, że moja pierwsza seria jest o zespole rockowym, wydawało mi się to fajnym i zabawnym pomysłem.

Dlaczego akurat wybrała Pani tzw. literaturę kobiecą?

Wybrałam ten rodzaj literatury dlatego, że po prostu sama lubię ją czytać. Nigdy nie wydałabym czegoś, po co sama bym jako czytelnik nie sięgnęła.

Kobiety chętnie czytają romanse. Jak Pani myśli, dlaczego tak lubią ten gatunek?

Wydaje mi się, że jest to dla nich sposób na oderwanie się od rzeczywistości. W powieściach tego typu odnajdują część swojego życia, mogą przeżywać to, co dzieje się z bohaterami, utożsamiają się z nimi, a również marzą i fantazjują o nich. To dodatkowo też naprawdę fajna rozrywka, jak oglądanie ulubionego serialu.

Fabuła Pani książek toczy się w amerykańskiej scenerii. Czy w polskiej nie da się opowiedzieć seksownej historii?

Oczywiście, że się da, ale do tej pory jakoś tak chętniej osadzałam fabuły moich powieści za granicą. To dawało mi po prostu większe pole do popisu, mogłam puścić wodze fantazji i zaszaleć. Wszystko musiałam sobie wyobrazić, a to była dla mnie fajna zabawa.

Czy czerpie Pani ze swojego życia w trakcie pisania, czy są to dla Pani dwie całkowicie odcięte od siebie sfery?

Moje powieści to fikcja literacka. Absolutnie nie opisuję w nich tego, co przeżyłam osobiście. Jeśli znajdują się tam jakieś drobne elementy wspólne, to nieświadomie je tam przemycam.

Ostatnia Pani książka "Rysunkowy chłopak" jest bardzo dopracowana i przemyślana. Może Pani opowiedzieć o pracy nad nią?

Tę powieść napisałam dobrych parę lat temu. "Rysunkowy chłopak" przeleżał w szufladzie sporo czasu, ale ta historia musiała we mnie dojrzeć. Miałam na nią konkretny zamysł. Pamiętam, że gdy zaczynałam ją pisać, to doskonale wiedziałam, jak ją zakończę. Chciałam, by to było coś innego, zaskakującego. I chyba się udało, bo moje czytelniczki piszą mi, że takiego zakończenie się nie spodziewały.

Na sam pomysł na historię Diany i Ryana wpadłam przypadkiem. Jechałam do pracy i zobaczyłam w tramwaju dziewczynę z wielką teczką, w której przechowuje się rysunki. Ta dziewczyna tak strasznie płakała i to tak utkwiło mi w głowie, że zaczęłam układać sobie własną historię.

Czy książkowa Diana z "Rysunkowego chłopaka" jest do Pani w jakimś stopniu podobna?

Myślę, że obie jesteśmy wrażliwe. Ona artystyczna dusza, malarka — ja pisarka. Łączy nas empatia, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Czy postać Ryana była inspirowana kimś prawdziwym?

Cechy fizyczne tak, bo każdy mój bohater ma jakiś pierwowzór fizyczny, ale cechy charakteru to tylko mój wymysł. Nie przypisuję swoim bohaterom cech osób z mojego najbliższego otoczenia i na nikim ich nie wzoruję.

Dlaczego postanowiła Pani w tej książce poruszyć wątek gwałtu i jakie emocje towarzyszyły Pani podczas pracy na tym fragmentem?

Dość długo zastanawiałam się nad tym wątkiem. Dodatkowo miałam obawy o odbiór takich scen przez czytelniczki, ale stwierdziłam, że takie rzeczy niestety się dzieją. Wiele teraz się mówi o akcji #MeToo, i chciałam opisać to, jak ogromnie ważne jest wsparcie, gdy kobietę spotka coś takiego.

Ogólnie cała ta historia ma drugie dno, jakiś przekaz, który trzeba wyczytać między wersami. Opisanie tego momentu też nie należało do prostych, bo specjalnie nie ugrzeczniałam i nie cenzurowałam tej sceny. Wydaje mi się jednak, że nie przesadziłam i mam nadzieję, że nikogo tą sceną nie uraziłam.

Sceny seksu/łóżkowe w "Rysunkowym chłopaku" są grzeczniejsze niż w pozostałych książkach. Czy to forma eksperymentu z treścią i formą, czy coś innego wpłynęło na taką decyzję?

Od samego początku ta historia miała być inna. Wyjątkowa. Bohaterka jest bardzo wrażliwą dziewczyną, która w dodatku cierpi na depresję po śmierci brata, więc nie chciałam wymieszać tego z mocnymi scenami seksu. Mężczyzna, którego poznaje doskonale ją rozumie, działa z wyczuciem, a do tego nie pasowały wyuzdane i kontrowersyjne sceny.

Czy rodzina czyta Pani książki, jeśli tak, jaki jest ich stosunek do tego, co Pani pisze?

Nie czytają, ale mają wszystkie w swojej biblioteczce. Mama czasami zajrzy, ale to mi nie przeszkadza. Romanse to nie jest tematyka, która interesuje moich najbliższych. Cała rodzina jest ze mnie dumna, ogromnie mnie wspierają, a to dla mnie bardzo ważne.

Który z dotychczasowych męskich bohaterów Pani książek jest Pani ulubionym i dlaczego?

Największy sentyment mam do bohatera z serii Na szczycie, a konkretnie do gitarzysty Ericka. Pierwowzorem fizycznym tej postaci jest dokładnie ten sam mężczyzna, od którego wzięła się część mojego pseudonimu. Chyba nic więcej nie muszę dodawać?

Jakie ma Pani plany zawodowe i co nowego czeka czytelników w 2020 roku?

Rok 2020 będzie dla mnie przełomowy, ale niestety nie mogę za wiele powiedzieć. Pierwszą premierę w nowym roku szykujemy z wydawcą na Walentynki, a dokładnie na 12 lutego, bo to wtedy będzie miała premierę moja nowa powieść "Złe miejsce" (możemy pokazać okładkę?) Zdradzę jeszcze tyle, że zaczęłam współpracę z dwiema agentkami wydawniczymi, które będą kierować teraz moją karierą. Już na początku roku uchylimy rąbka tajemnicy!

Artykułu powstał we współpracy z Wydawnictwem Helion.