"Ludzie w Sydney są przerażeni". Wokół miasta szaleją pożary. Polka mówi, że nigdy nie było tak źle

Katarzyna Zuchowicz
Liczące 400 mieszkańców miasto Balmoral, około 20 minut drogi od Sydney, spłonęło praktycznie doszczętnie. W całym kraju setki domów jest zniszczonych, są ofiary śmiertelne. Pogoda tego lata wyjątkowo nie rozpieszcza mieszkańców Australii. Rekordowe upały i gigantyczne pożary wszystkim spędzają sen z powiek. – Mieszkam tu od 12 lat i nigdy nie było tak źle. Ludzie w Sydney są przerażeni tym co się dzieje – opowiada nam Polka z Sydney. Tu Święta w tym roku na pewno będą inne.
Pożary trawią Australię od września. W grudniu jest najgorzej. Fot. Screen/https://youtu.be/ncXzhX9F42M
Żaneta Branch codziennie dostaje wiadomości od Polaków, którzy planowali przyjechać do Australii na wakacje. Pytają, jaka jest sytuacja. – Martwią się aktualną sytuacją i rozważają zmianę terminu wakacji. Wielu ludzi odwołuje planowane wakacje – mówi.

A wiadomości z Australii, które każdego dnia zalewają internet, nie brzmią optymistycznie. W całym kraju szaleje około 200 pożarów, spłonęło ok. 1100 budynków. Nie żyje 9 osób, zginęło też ok. 250 misiów koala.

Internauci piszą, że to, co się dzieje, nie jest normalne, a przecież jest to dopiero początek lata. Kilka dni temu średnia temperatura w kraju wyniosła 41,9 stopnia Celsjusza i był to grudniowy rekord w Australii. Płoną na granicy Sydney
Premier Nowej Południowej Walii, Gladys Berejiklian, otwarcie nazwała sytuację katastrofalną. To ona przekazała też informację o tym, że z miasteczka Balmoral niewiele zostało. Cudem nikt tu nie zginął, ale niemal wszystkie media przytaczają dramatyczną relację jednego z mieszkańców, który wcześniej przygotował sobie schowek – piec w kształcie trumny – i w nim przetrwał nadejście fali ognia.


"Chciałem pobiec do samochodu, ale mój ogród już płonął. Podjazd też był w ogniu, podobnie jak droga. Zdałem sobie sprawę, że nie będę w stanie się ewakuować" - opowiadał ABC. Pożary trawią Australię od września, ale teraz jest apogeum. Według Berejiklian sytuacja może się uspokoić dopiero po Bożym Narodzeniu. Na razie w stanie Nowa Południowa Walia wciąż jest około 100 pożarów. Zatrzymały się na granicy Sydney i niemal otoczyły miasto od strony lądu.

– Płoną wokół miasta i na jego obrzeżach, przy granicy ogromnych parków narodowych. Ludzie w Sydney są przerażeni tym, co się dzieje. Pracuję na lotnisku międzynarodowym w Sydney i rozmawiam codziennie z setkami ludzi z całego świata. Wszyscy są bardzo przejęci – opowiada nam Żaneta Branch.

"Około 800 domów w naszym stanie się spaliło"
Polka mieszka tu 12 lat i twierdzi, że nigdy nie było tak źle. – Pożary płoną w Australii co roku, od wieków, więc o tej porze roku to nic zaskakującego. Jednak w tym roku są wyjątkowo intensywne. Jak uważa wielu, w tym wielu strażaków, ze względu na ocieplenie klimatu jest bardziej gorąco, bardziej sucho, więc płoną większe obszary – mówi. Nasza rozmówczyni prowadzi na Facebooku profil "Polka w Australii pisze" i zamieszcza na nim bieżące informacje. "Za nami kolejny dramatyczny dzień w walce z pożarami. Temperatura na zachodzie Sydney dochodziła do 43 stopni" – pisała w ubiegłym tygodniu.

"W czwartek w nocy w pożarach zginęło dwóch strażaków wolontariuszy. Jeden z nich miał 32, a drugi 36 lat... W pożarach na terenie Nowej Południowej Walii spłonęło do tej pory prawie 3 miliony hektarów" – relacjonowała kolejnego dnia.

– Jestem zaniepokojona, bo ludzie stracili życie, około 800 domów w naszym stanie się spaliło, mnóstwo zwierząt... ogromne szkody. Każdy jest zaniepokojony. Śledzimy wiadomości, kupujemy oczyszczacze powietrza, maseczki, myślimy o nieplanowanych wyjazdach, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Każdy w Sydney ma na telefonie aplikację, która informuje o nowych pożarach, w telewizji są informacje na ten temat przez 24 godziny na dobę – opowiada naTemat. "Nie widać końca ulicy"
W poniedziałek w Sydney nie było już tak gorąco. Termometry pokazywały 22 stopnie. Ale po Świętach znów mają wrócić upały. Polka mówi, że samo miasto nie jest zagrożone, wszystko funkcjonuje tu normalnie. Zagrożone są tylko obrzeża i dzielnice położone w bezpośredniej bliskości od parków narodowych. No i najgorszy jest dym.

Jak jest dziś w Sydney? – Miasto jest dotknięte tą sytuacją bardzo bezpośrednio, bo już od tygodni powietrze jest bardzo zanieczyszczone. Dużo ludzi nosi maseczki, w domu pył z pożarów osiada na parapetach, z nieba prószy popiół i spadają spalone liście. Niektóre dni są gorsze od innych i wtedy jadąc autem, w centrum miasta, nie widać końca ulicy. Słońce jest jaskrawo czerwone, bo dym tak wpływa na jego kolor – opowiada.

Żaneta Branch mieszka prawie przy samym oceanie, bardzo daleko od pożarów. Ale powietrze jest tak fatalne, że nawet nie może suszyć prania na dworze, bo zaraz byłoby pokryte popiołem.

Przesyła mapę, by pokazać odległość:
Fot. Screen/Ż. Branch
Na bardziej ogólnych mapach sytuacja wygląda gorzej. – Czasem na lotnisku, na którym pracuję, jest siwo od dymu. W te najgorsze dni, kiedy widoczność jest bardzo zła, samoloty muszą krążyć przed lądowaniem przez co loty są opóźnione. Teraz są wakacje szkolne, ale jeszcze tydzień temu, kiedy dzieci chodziły do szkoły, to musiały spędzać przerwy w środku budynku a nie tak jak zawsze na zewnątrz. Zajęcia WF były odwołane bo jakiekolwiek ćwiczenia na dworze są bardzo niewskazane – opowiada jeszcze o skutkach pożarów, które ludzie odczuwają w Sydney.

Zbiórki dla strażaków
Australijczycy chylą czoła przed strażakami. W akcję gaszenia zaangażowanych jest ok. 2,5 tys. strażaków. Media opisują ich bohaterstwo. W internecie krążą ich zdjęcia np. z misiami koala. – Znam wiele osób które zamiast świętować jadą na północ z darami dla strażaków i różnymi rzeczami potrzebnymi do ratowania i opieki nad zwierzętami. Dużo osób namawia do wysyłania darowizn dla strażaków zamiast kupowania prezentów – opowiada Polka.

Mówi, że w sklepach i innych miejscach publicznych odbywają się zbiórki pieniężne dla strażaków wolontariuszy: - Wielu z nich od miesiąca walczy z pożarami wiec już od miesiąca nie zarabiają żadnych pieniędzy. Za to gromy spadają na premiera, który kilka dni temu wybrał się z rodziną na wakacje na Hawaje. Australijczycy przychodzili pod jego dom i domagali się, by wrócił. Krytyka była tak ogromna, że po śmierci dwóch strażaków Scott Morrison przerwał wakacje.

Jednak po powrocie zapowiedział, że polityka rządu dotycząca zmian klimatycznych się nie zmieni. Rozwścieczył tym wielu ludzi. Rząd od dawna jest krytykowany za brak działania w sprawie ocieplenia klimatu. W Sydney z tego powodu odbywały się wielotysięczne demonstracje.

Dziś wielu Australijczyków nie ma dla Morrisona litości, w sieci krążą memy.

Co z fajerwerkami
Pożary na pewno wielu ludziom skomplikują Święta. Mogą mieć też wpływ na Sylwestra i słynny na cały świat pokaz fajerwerków.

– Wiele dróg jest zamkniętych wokół Sydney, więc dużo ludzi może na przykład nie dojechać na Święta tam, gdzie planowali. Poza tym nie ma mowy o kempingach, które są bardzo popularne w czasie Świąt. Natomiast sylwestrowe fajerwerki wzbudzają kontrowersje, bo mnóstwo ludzi zwyczajnie nie chce więcej dymu w powietrzu i woli przeznaczyć 5 milionów dolarów na pomoc strażakom niż fajerwerki – zauważa Polka.
Ludzie apelują do pani burmistrz o odwołanie pokazu fajerwerków. "Spłonęło 2,7 mln hektarów Nowej Południowej Walii. To powierzchnia równa całej Walii", "Powiedzcie 'nie'. Dość dymu w powietrzu" – wzywają w internecie.

Ale jaka będzie decyzja, jeszcze nie wiadomo.