Ezograżyny – aktywistka nazwała tak kobiety, które żyją "według gwiazd i księżyca". I się zaczęło...
Znana polska aktywistka społeczna Ewa Bujacz nazwała kobiety wierzące w ezoterykę... "ezograżynami". Jej stwierdzenie, że pradawne wierzenia i feminizm się wykluczają (padło stwierdzenie "seksistowskie gówno"), wywołało w internecie burzę, jakiej dawno nie było. Racjonalistki wzięły się za łby ze współczesnymi wiedźmami, a feminizm... stał w kącie i płakał. Bo przecież ani kobiecość, ani równość płci nikogo nie wykluczają. Nieważne w co wierzysz.
Ezoteryka ma się bardzo dobrze w XXI wieku, którym (pozornie) rządzi technologia. Dowodów na to, że wiara w to, co duchowe i pozazmysłowe przeżywa dziś swój renesans, nie trzeba daleko szukać. Triumfy świecą horoskopy, kryształy czy magia księżycowa, w księgarniach piętrzą się książki w stylu "Green Witch", "Basic witches. Magia kobiecości" czy "Oczyszczanie energetyczne", profesjonalne horoskopy regularnie pojawiają się w szanujących się magazynach, celebrytki (jak Julia Wieniawa) wstawiają na Instagramie posty z kadzidełkami palo santo albo kryształami w roli głównej, a do astrologów ustawiają się kolejki.
Dlaczego post aktywistki, będący pochwałą nauki i potępieniem nie-nauki, miał aż tak ogromny odzew? Bo Bujacz nie tyle uderzyła w ezoterykę, ale, przede wszystkim, w tak zwane współczesne wiedźmy, o których pisałam tutaj. Czyli kobiety, które wierzą w leczniczą moc kryształów albo żyją według cyklu księżyca. Uderzyła zwłaszcza w wiedźmy-feministki, które nazwała, uwaga… ezograżynami.
Tak, coś jest tu bardzo nie tak. Ale po kolei.
"Seksistowskie gówno"
"Wiara w rzeczy, które nie mają ani dowodów, ani żadnych silnych argumentów za tym, że są prawdopodobne, zawsze mnie mierziła, ale myślałam sobie, że jak ktoś chce sobie utrudniać życie omijaniem czarnych kotów i podejmowaniem złych wyborów, bo coś im wyszło w kartach, to nie jest to moja sprawa" – zaczęła Bujacz post, który wywołał całą aferę.
"Cały patriarchat jest zbudowany na tym, że kobieta-natura, a mężczyzna-kultura, że kobieta-intuicja, a mężczyzna-rozsądek. Nie dość, że wzmacniają stereotypy płciowe, czyli działają antykobieco, to jeszcze ośmieszają feminizm łączeniem tego z irracjonalnymi wierzeniami. Już mi wystarczy, że jak mówię, że jestem weganką, ludzie myślą, że kocham altmed [medycynę alternatywną – red.]. Niedługo jak będę mówić, że jestem feministką, to na bank pomyślą, że leczę depresję pacjentek kryształami" – ciągnęła dalej.
A w ramach "pracy domowej" Bujacz zaapelowała: "zwalczajcie ezofeminizm wśród znajomych i w mediach społecznościowych, BŁAGAM". I tyle wystarczyło, żeby wywołać burzę.
Już sama forma postu Bujacz, nawet nie sama treść zszokowała, oburzyła i zasmuciła dziesiątki kobiet. Jak tę użytkowniczkę Instagrama, która odniosła wrażenie, że "przemówiła tu swego rodzaju kobieca zazdrość". "Gdyby Pani dawała choć w połowie tyle pozytywnej energii zdjęciami czy wpisami, tak jak kobiety u których ezoteryka jest istotną częścią życia, to by tego wpisu nie było. Bo zdecydowanie lepiej czyta się posty jak to nazwałaś "ezofeministek", które NIGDY nie obraziły by innej kobiety w taki sposób jaki Pani to teraz uczyniła. Na próżno szukać dobrego przykładu tolerancji i kobiecej solidarności na takich profilach jak Pani [pisownia oryginalna] – pisała urażona kobieta.
Miała sporo racji. Zgodnie z przytoczoną na początku zasadą głoszącą, że każdy może wierzyć w co mu się żywnie podoba i nikomu nic do tego, Ewa Bujacz ma prawo wierzyć w naukę i nie wierzyć w ezoterykę. Ma też prawo wyrazić swoją opinię. Jednak nie ma prawa osądzać innych od czci i wiary (sic!), ani obrażać ich za wierzenia, które jej nie pasują. To warto zaakcentować na samym początku, gdyż to właśnie język użyty przez Lewogram zszokował i oburzył wszystkich najbardziej. Bo „seksistowskie gówno”, serio? Czy odważymy się publicznie określić słowem na „g” religię? No właśnie.
Język tej wypowiedzi oraz pogardliwy i wywyższający ton są tutaj wyjątkowo w złym tonie, żeby nie powiedzieć karygodne, zwłaszcza że mówimy o osobie, które w lewicowym, feministycznym środowisku jest autorytetem. Oraz o kobiecie, która zwraca się do innych kobiet, a chyba już dawno ustaliłyśmy, że kobieta musi przestać być kobiecie wilkiem. "Róbcie dziewczyny co chcecie, póki nikomu tego kryształka nie wbijacie w serce czy w d…ę (chyba, że lubi), nie mam nic przeciwko!” – zauważyła jednak z komentujących.
Suchy racjonalizm ustąpił miejsca żywiołowej duchowości, która wielu ludziom, a szczególnie kobietom, daje poczucie sensu i wewnętrznej siły. Bo niektórzy po prostu chcą wierzyć w coś więcej. To zresztą nic nowego – ludzkość zawsze wierzyła w COŚ. Ezoteryka jest odpowiedzią na współczesny nihilizm, nadzieją dla wielu. Nie robi nikomu krzywdy. Wiara w nią jest ok. Ale nie dla Bujacz.
"Wymierzanie paluchem"
Nagle kobiety, które wierzą w „coś więcej”, zostały – mówiąc wprost – ośmieszone. Ich wiara to „gówno”. Nie mogą być brane na serio. Nie zgadza się z tym moja rozmówczyni Zuzka, której po poście Bujacz i całej dyskusji jest po ludzku przykro. Ezoteryka ma dla niej bowiem ważne duchowe znaczenie, pomogła przetrwać jej w trudnych chwilach. Nie kryje złości.
– Dla mnie to taka dyskusja typu ‘jako ateistka powiem, że wiara w Boga nie ma sensu i wy, wierzący, utrudniacie sobie przez nią życie’. To hipotetyczny przykład, ale to łączenie tematów z dwóch różnych światów i wymierzanie paluchem w drugich, że są głupi, bo w coś wierzą. Kwestie wiary naprawdę są skomplikowane, to niemierzalna rzecz, wiec atakowanie jej czy odrzucanie nie ma sensu – podkreśla.
Nie da się ukryć, że ezoteryka nie jest dla każdego. Nie jest oparta na rozumowym myśleniu, nie jest logiczna. Nie każdy potrzebuje w życiu pierwiastka duchowego, niektórym wystarczy "stabilny ląd". Nic w tym złego, jesteśmy różni. Ale czy to usprawiedliwia atak Ewy Bujacz na "ezograżyny"?
– Nie znoszę ezoteryki, ale nie zgadzam się z tym, co napisała Ewa. A zwłaszcza, jak to napisała – mówi mi Kaja, biolożka. Moja rozmówczyni podkreśla, że stawianie siebie na pozycji "ja jestem mądra, a ty głupi' nie ma sensu. – Każdy ma swoją własną wiarę, ja jestem ateistką, ale wychowaną w rodzinie katolickiej. Nie chciałabym, żeby ktoś mi wytykał, w co wierzę, nie lubię ateistów, którzy uważają się za lepszych. Nie wydaje mi się, że Lewogram zrozumiała cały temat. Przecież większość "współczesnych wiedźm" wcale nie neguje nauki, ale po prostu dostrzega również inną, duchową płaszczyznę – podkreśla Kaja.
Ezofeminizm?
Ale co z tym feminizmem? Według Bujacz przekonania, że kobiecość ma silny związek z naturą, wzmacniają stereotypy płciowe, czyli działają antykobieco oraz "ośmieszają feminizm łączeniem tego z irracjonalnymi wierzeniami". Jednak zdaniem moich rozmówczyń jest wręcz odwrotnie. Wystarczy cofnąć się do historii.
– Nie zapominajmy, że kobiety kiedyś były mocno osadzone w naturze, były szeptuchami, znachorkami, uzdrowicielkami. Nagle przyszedł kult rozumu, a one, ówczesne lekarki, zostały uznane – przez rozumnych mężczyzn – za przerażające wiedźmy. Bo liczy się tylko rozum – pyta Monika. O co oskarżono czarownice? O pakty z diabłem, latanie na miotle, jedzenie dzieci, sprowadzanie chorób, śmierci czy niepłodności, niszczenie plonów, a także wytaczanie krwi potrzebnej do magicznych rytuałów czy herezję. Jeśli na wsi zdychały cielaki to nie było wątpliwości, że stała za tym wiedźma.
Czy ten podział na męski rozum i kobiecy żywioł faktycznie stoi u podstaw patriarchatu? Nie wiadomo, ale nie sposób pozbyć się wrażenia, że gdyby nie atak na kobiety-wiedźmy i strach społeczeństwa przed tym, co niemierzalne i zmysłowe – a strach ten wiele użytkowniczek Instagrama zarzuca właśnie Bujacz – patriarchat wcale nie musiałby powstać. Bo co przeszkadza w tym, żeby rozum ze sobą współegzystowały, jak ciało i dusza?
Podobnie myślą moje rozmówczynie. – Używanie kryształów, życie według cyklów księżycowych czy tarota burzą wypracowane przez feministki równouprawnienie? Gdzie jedno, a gdzie drugie? – zauważa.– Dzielenie feministek w ten sposób jest zdrowo nie na miejscu. Jeśli mamy ogólny kryzys ludzkości, bo walą się stare konstrukty społeczne i musimy budować nowe i lepsze, to nic dziwnego ze ludzie odwołują się do pierwotnych wierzeń i tam próbują szukać odpowiedzi co męskie a co żeńskie – podkreśla.
Bo czy ważne powinno być to, czy wierzymy w pradawne wierzenia, czy je odrzucamy, jeśli łączy nas wspólny cel, jakim jest równość płci? Odpowiedź może być tylko jedna: nie. I dochodzimy do punktu wyjścia. Nie rozumiemy, nie komentujmy, dajmy wierzyć, dajmy żyć. Nie róbmy ludzkich i feministycznych podziałów. Póki nikomu nie dzieje się krzywda, jaki jest problem?
"O co Ci chodzi kobieto, mi wiara w Zaczarowany Widelec i mieszanie herbaty trzy razy w lewo totalnie pomogły w ciężkich chwilach w życiu, weź się odwal” – napisała pół ironią, pół serio jedna z użytkowniczek Instagrama pod postem Lewogram. Amen.