Bestseller, który zachwycił Reese Witherspoon. "Gdzie śpiewają raki" skrywa mroczną tajemnicę

Karolina Pałys
Milion sprzedanych egzemplarzy, kilkanaście miesięcy na liście bestsellerów New York Timesa i hollywoodzkie błogosławieństwo samej Reese Witherspoon - tak zaczyna się światowa kariera Delii Owens, choć właściwie jej imię należałoby poprzedzić formą grzecznościową. Pani Owens jako powieściopisarka debiutuje bowiem w wieku 70 lat.
Znana aktorka i producentka wywindowała "Gdzie śpiewają raki" na szczyty list bestsellerów. Fot. Facebook / ReesesBookClub
Tytuł książki, która w 2019 roku podbiła rynek wydawniczy za oceanem brzmi: “Gdzie śpiewają raki”. Jego enigmatyczność jest bardzo a propos: zarówno jeśli chodzi o charakter opowieści, jak i osobę autorki.

O fascynująco krętych życiowych ścieżkach, jakimi przechadzała się do tej pory pani Owens, za chwilę. Zacznijmy od końca, czyli od października 2018 roku i momentu, kiedy półki księgarni zaczynają zapełniać się książkami o charakterystycznych pomarańczowo-czarnych okładkach… A potem gwałtownie pustoszeć.
Fot. materiały prasowe
Kolejne nakłady “Gdzie śpiewają raki” wyprzedają się na pniu, a tłumacze w kilkunastu krajach w pocie czoła pracują nad tłumaczeniami. W czym tkwi fenomen tej osadzonej w połowie ubiegłego wieku opowieści?

“Gdzie śpiewają raki” od pierwszych stron robi wszystko, aby wyłamać się z jakichkolwiek ram gatunkowych. Zaczyna się jak rasowy kryminał: od opisu spoczywającego na moczarach ciała. Zanim jednak dowiemy się, dlaczego Chase’a Andrewsa spotkał tak tragiczny los i zanim otworzymy szeroko oczy ze zdumienia, zachwycając się zwrotem akcji, kończącym opowieść, będziemy bowiem świadkami drogi do dorosłości Kyi Clark, głównej bohaterki, znanej jako “Dziewczyna z Bagien”.

Przydomek, jakim ochrzcili Kyię mieszkańcy Barkley Cove należy traktować dosłownie. Po tym, jak pewnego dnia jej mama znika bez śladu, a większość rodzeństwa ucieka z domu ze strachu przed krewkim i nieobliczalnym ojcem, kilkuletnia Kyia walczy o przeżycie.

W tych słowach nie ma przesady: akcja książki toczy się na pograniczu lat 50 i 60., a więc na długo przed tym, zanim szeroko Kyi pojęta “nowoczesność” zawita do większości amerykańskich miast, nie mówiąc o położonych na skraju odludnych mokradeł chat.

W domu, w którym mieszka siedmiolatka nie ma więc elektryczności, nie ma bieżącej wody. Aby przygotować jedzenie trzeba rozpalić ogień w piecu. Aby z kolei zdobyć produkty do przygotowania posiłku należy przeprawić się motorówką w dół rzeki, albo przejść piechotą kilka kilometrów do miasteczka. Ewentualnie zdobyć pożywienie samodzielnie - upolować w lesie lub wyłowić z wody. Trudno nie wzdrygnąć się na myśl o tym, że Owens stawia przed takimi wyzwaniami niespełna siedmioletnią dziewczynkę. Z drugiej strony, to właśnie fakt, że jesteśm świadkami tej niecodziennej, tak obcej dla nas sytuacji, jest jedną z najmocniejszych stron powieści.

“Gdzie śpiewają raki” nie należy, bynajmniej, stawiać na jednej półce z książkami, gdzie prawda miesza się z oniryczną fantazją. Wręcz przeciwnie: Owens po mistrzowsku opisuje dziką przyrodę Karoliny Północnej: wprowadza nas w świat jej fauny i flory, tworzy malarskie opisy leśnych i nadmorskich krajobrazów. Robi to jednak nie tylko okiem artysty, ale i przyrodnika, przywiązującego wagę do detali: kolorów, faktur, charakterystycznych odgłosów.

Z podobną precyzją Owens podchodzi do emocji, jakie napędzają jej bohaterów. Nie analizuje, raczej raportuje: przejawy miłosierdzia, dobroci, ale również, a może przede wszystkim, okrucieństwa, które jak się okazuje, dominuje nie tylko królestwo zwierząt, ale i ludzi, o czym Kyia przekona się bardzo boleśnie.

Fakt, że Delia Owens w swojej pierwszej powieści fabularnej prowadzi tak skrupulatne studium przyrodnicze nie jest zbiegiem okoliczności, a raczej wykorzystaniem dostępnych jej narzędzi: Owens jest z zawodu zoologiem. Przez 23 lata mieszkała w Afryce, gdzie studiowała życie jednych z jej najdzikszych rezydentów. Zwyczaje lwów czy słoni i ich interakcje z ludźmi opisała w trzech książkach przyrodniczych. W rubryce “autor” pojawiał się również jej mąż - Mark Owens.

Ich afrykańska przygoda miała dość sensacyjny koniec. Dwójka amerykańskich przyrodników mocno zaangażowała się w walkę z kłusownikami, którzy w latach 90. bezpardonowo dzisiątkowali populację słoni. Argumenty słowne, jak można się domyślić, często nie były wystarczające, zwłaszcza, że walka toczyła się o naprawdę wysoką stawkę: dla białego złota, czyli kości słoniowej, wielu kłusowników gotowych było przelać krew. Do podobnych skrajności posuwali się jednak również obrońcy praw zwierząt.

W filmie dokumentalnym produkcji stacji ABC, “Deadly Game”, który opowiada, między innymi, o działalności Owensów w Zambii, pojawia się niepokojąca scena: jeden z pracowników służb ochrony przyrody strzela do kłusownika. Mężczyzna ginie na miejscu.

Bezpośrednio po tej sekwencji pojawia się komentarz Marka Owensa, który tłumaczy i uzasadnia twardą politykę rządu Zambii odnośnie kłusowników. Problem w tym, że tego typu zasady nigdy nie zostały sformalizowane, a kiedy dokument zyskał światowy rozgłos, zambijski rząd wszczął dochodzenie w sprawie morderstwa. Owensowie formalnie nigdy nie zostali powiązani ze sprawą, nie mniej jednak krótko po tym incydencie wrócili do Stanów.

Po publikacji “Gdzie śpiewają raki” echa przeszłości zaczęły wracać: czy morderstwo opisane w książce było inspirowane prawdziwymi wydarzeniami? Czy autorka nie tworzy tu metaforycznej konstrukcji, która ma poprowadzić nas w głąb jej duszy, ku odkryciu mrocznej tajemnicy z przeszłości? To czytelnicy mogą ocenić sami. Pani Owens nie nie odpowiada na pytania z gatunku sensacyjnych, więc w internecie próżno szukać potwierdzenia lub zaprzeczenia tej tezy. Nie można jednak wykluczyć, że to właśnie nimb nieoczywistości, który spowija opowieść sprawił, że zaintrygowała ona tak ogromne rzesze czytelników.

Nie da się wykluczyć również, że to właśnie w tym detalu Reese Witherspoon - aktorka, a ostatnio utytułowana producentka filmów i seriali opartych na motywach powieści (“Gone Girl”. “Wielkie Kłamstewka”) - poleciła “Gdzie śpiewają raki” w swoim programie czytelniczym. A następnie nabyła prawa do ekranizacji.

Powieść Delii Owens warto jednak przeczytać jeszcze zanim powstanie jej filmowa adaptacja. To prawdziwa perełka - nie tylko dla miłośników dzikiej przyrody.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Świat Książki.