Piekło zamarzło: spodobał mi się japoński crossover, który do tej pory przyprawiał mnie o ból oczu
Pamiętam, że gdy w roku 2010 po raz pierwszy ujrzałem to połączenie crossovera z coupé, poczułem na plecach zimny dreszcz. Oto pojawił się jeden z tych samochodów, które nikogo nie pozostawiają obojętnym; posiadają stylistykę z gatunku "kochaj albo rzuć" – jednych zachwycą, innych doprowadzą do mdłości.
Wracając jednak do bohatera owego tekstu: od jego debiutu minęła niemal dekada, a ja w tym czasie zdążyłem przyzwyczaić się do widoku tego niewielkiego crossovera na ulicach.
Dodajmy, że stał się na nich widokiem nierzadkim – przecież w samej tylko Europie sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy, co dla Nissana było ponad milionem dowodów na to, że jednak w tym stylistycznym szaleństwie jest metoda.
Fot. naTemat
Przyglądam się naprawdę uważnie temu pojazdowi i muszę przyznać, że… nie czuję mdłości. Choć nawiązania do poprzednika są bardzo wyraźne, to naprawdę jestem w stanie zrozumieć, że te śmiałe linie mogą urzekać.
To niezmiernie ważne, gdyż – umówmy się – w tym segmencie odpowiedni dizajn jest (niemal) wszystkim. To samochody kupowane głównie oczami.
Wspomniana powyżej dojrzałość Juke przejawia się również tym, iż pojazd urósł w każdym kierunku. Jest ewidentnie większy od poprzednika: ma 421 cm długości, 263-centymetrowy rozstaw osi, wysokość to niemal 160 cm, natomiast szerokość (z rozłożonymi lusterkami) równa się 198 cm z okładem. Wszystko to czuć zarówno na przednich fotelach, na kanapie tylnej, jak i w trakcie pakowania toreb do bagażnika.
Fot. naTemat
No to jazda
Ponoć pracownicy Nissana nazywają Juke'a "królem rond". Przemieszczając się po krętych nadmorskich uliczkach, jestem w stanie zrozumieć, skąd wziął się ten przydomek – samochód jest naprawdę zwinny i kierunek jazdy zmienia w sposób więcej, niż ochoczy.
Układ kierowniczy jasno daje mi do zrozumienia, co dzieje się z przednimi kołami, a zawieszenie – choć zestrojone dosyć sztywno – sprawnie wybiera nierówności.
Nawet gdy wchodzę w szybsze wiraże, auto nie przechyla się zbytnio na boki, a rewelacyjnie wyprofilowane fotele kubełkowe utrzymują ciało we właściwej pozycji.
Fot. naTemat
Niestety, w tym momencie musimy przejść do silnika, który pracuje pod maską testowanego auta: to trzycylindrowy motor benzynowy o pojemności jednego litra, wyposażony w turbosprężarkę oraz funkcję overboost, która w momencie wciśnięcia pedału gazu do oporu, zwiększa moment obrotowy do maksimum, z redaktorem naTemat za kierownicą spalający średnio 7,1 litra paliwa.
Fot. naTemat
Być może da się osiągnąć deklarowane przez producenta 10,4 sekundy od 0 do 100 km/h, jednak musi to być okupione naprawdę desperackim manipulowaniem "wajhą" i wyczuwaniem, kiedy silnik dostaje zadyszki.
Tak więc choć jestem wielkim zwolennikiem skrzyń manualnych, to w Juke'u znacznie lepszym wyborem jest automat o siedmiu przełożeniach. Oczywiście, "kradnie" nieco osiągów (0-100 km/h w 11,1 sekundy), lecz umówmy się: w tym pojeździe i tak nie można przeistoczyć się w demona prędkości.
Fot. naTemat
Jednak nie są one diametralne. Praw fizyki (tutaj rozumianych jako możliwości jednolitrowego silnika) nie oszuka nawet najbardziej łebski inżynier.
A więc może inna, większa jednostka? Cóż, Juke jest dostępny wyłącznie z jedną i kropka. Winę za to ponoszą sami klienci: otóż gdy księgowi z Nissana wzięli na tapet sprzedaż poprzedniej generację tego crossovera, okazało się, że aż w 80 proc. przypadków wybierano jednolitrową trzycylindrówkę właśnie. W efekcie następca został pozbawiony innych motorów.
Fot. naTemat
Przypomnijmy, że pierwszą generacją wozu oferowano również w odmianie opracowanej przez tego nadwornego tunera firmy Nissan, która rozpalała zmysły miłośników mocnych doznań za kierownicą. Był to mały chuligan z turbodoładowanym silnikiem o pojemności 1,6 litra, generującym 218 KM i 280 Nm.
Choć moc przenoszona była wyłącznie na przód, to dzięki zastosowaniu szpery samochód potrafił dostarczyć naprawdę sporej dawki adrenaliny.
Lecz niestety, znów wygrały prawa rynku – choć takimi wozami ekscytuje się mnóstwo ludzi, niewielu z nich dokonuje zakupu. Dlatego podobne konstrukcje można traktować raczej jako pokaz możliwości firmy, a nie sposób na zarabianie pieniędzy.
Tak więc fakty są takie: edycja Nismo umarła wraz z pierwszą generacją Juke'a, a jej kolejna inkarnacja nie pojawi się w nowej odsłonie.
A może pewnego dnia Juke zyska napęd na dwie osie? Kolejne "nie". Przecież mówimy tutaj o reprezentancie tak modnej dziś kategorii samochodów, które choć posiadają rozdmuchane i nieco podwyższone nadwozia, to nie mają jakichkolwiek ambicji terenowych.
No, chyba że jako off-road rozumiesz przejazd drogą szutrową, pokonywanie dziur w jezdni, bądź też forsowanie krawężników – w takich okolicznościach Juke naprawdę daje radę.
Fot. naTemat
Przejdźmy do rzeczy, które dla osób nabywających takie auta są naprawdę istotne. Pierwszą z nich jest możliwość personalizacji wozu, wybór spomiędzy całego mnóstwa opcji wpływających na jego atrakcyjność wizualną.
W tym miejscu ciekawostka: o ile w ujęciu globalnym na personalizację Juke'a decyduje się 1/5 osób kupujących ten wóz, to w polskich salonach robi to aż 30 proc. klienteli.
Kolejna istotna sprawa, czyli "bajery" multimedialne, którymi zaczynam właśnie bawić się, siedząc w (świetnie wykonanym, zaznaczmy) wnętrzu. Tych, jak przystało na wóz naprawdę nowoczesny, jest tutaj naprawdę sporo.
Fot. naTemat
Świetną sprawą jest również aplikacja NissanConnect Services, dzięki której można sterować zdalnie niektórymi funkcjami wozu, np. sterować zamkami w drzwiach, czy też sprawdzać poziom oleju i powietrza w oponach.
Fot. naTemat
Do tego dochodzą usługi płatne, takie jak nawigacja Live Traffic TomTom i wbudowany router Wi-Fi. W tym momencie brak jeszcze polskiego cennika, tak więc poglądowo podajmy ceny z zachodu Europy: za mapy oraz informacje o ruchu drogowym płaci się co miesiąc 2,99 euro (przez trzy pierwsze lata jest to bezpłatne), natomiast za korzystanie z pokładowego Wi-Fi 1,99 euro miesięcznie.
Fot. naTemat
Całość brzmi naprawdę fantastycznie. Świetna sprawa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że całość może przynajmniej częściowo zagłuszyć niezbyt ładnie brzmiący silnik. Jednolitrowa trzycylindrówka nie ma łatwego życia i wydaje się, jakby po każdym wciśnięciu pedału gazu skarżyła się na swój los.
Juke'a wyekwipowano w multum rozwiązań z zakresu bezpieczeństwa. Długa lista obejmuje m. in. inteligentny system hamowania awaryjnego, skutecznie identyfikujący pieszych i rowerzystów, eCall (system rozpoznający, że doszło do wypadku i wzywający pomoc), opcję rozpoznawania (niektórych) znaków drogowych oraz oceniać koncentrację kierowcy, do tego wyposażono go w udoskonalony system wykrywania ruchu poprzecznego (gdy wyjeżdżasz tyłem, pozwala uniknąć stłuczki z nadjeżdżającym samochodem).
Fot. naTemat
Dołóżmy jeszcze system ProPILOT, który naprawdę skutecznie wspiera kierowcę w trakcie jazdy po autostradach i trasach szybkiego ruchu, włączając w to naprawdę dobrze sprawujące się utrzymywanie odpowiedniego pasa ruchu. Lecz, jak podkreślają ludzie z Nissana: nie jest to jeszcze system jazdy autonomicznej, na bardziej zaawansowane rozwiązania dopiero przyjdzie czas.
Fot. naTemat