"Miło jest spuścić powietrze z poważnych ludzi". Kim jest troll Napalony Wikary z Twittera?

Anna Dryjańska
Wkręca polityków, zwodzi celebrytów, prowokuje oburzenie i bezprzedmiotowe dyskusje. Jednego dnia wygląda jak sędzia Julia Przyłębska, innego jak Wojciech Mann. Napalony Wikary to najbardziej znany troll politycznego Twittera, obserwuje go ponad 21 tys. osób. Kim jest i dlaczego z pasją fałszuje rzeczywistość? Zapytaliśmy samego zainteresowanego.
To tylko zdjęcie ilustracyjne, bo Napalony Wikary stanowczo odmówił przesłania swojej foto, nawet takiej, na której nie widać jego twarzy. – To nie Tinder – uciął. kadr ze "Star Treka"
Anna Dryjańska: Kim jesteś?

Napalony Wikary: Jestem referensem transcendentalnym, czyli znajdującym się obok systemu społeczno-politycznego punktem odniesienia, dysponującym definicją prawdy opartej na trwałości doktrynalnej i stabilności strukturalnej.

Dlaczego wybrałeś nick “Napalony Wikary"?

Wziął się stąd, że nie chciałem mieć cyferek w nazwie użytkownika. Wiąże się z tym zresztą pewna kuriozalna historia.

Otóż, wyobraź sobie, Anno, że w roku 2013 napisała do mnie pani Bożenka. Wzięła mnie za prawdziwego księdza, musi być takiego jajcarskiego, i zapytała w prywatnej wiadomości, co ma zrobić, kiedy jej jedyny syn chce pójść do seminarium. Co mógł był odpowiedzieć czerwony człowiek areligijny? Ano tylko to, że jak chce, niechaj idzie. I tak oto może mam gdzieś "swojego" księdza. Jak postrzegasz swoją rolę w sieci?


Można powiedzieć, że chronię państwo polskie, ale też internet przed anomią.

Zostawmy Durkheima i teorię socjologiczną. Chciałabym się dowiedzieć czegoś o tobie. Czym się zajmujesz, co lubisz? Ile masz lat?

Dlaczego mamy zostawić, przecież to niezwykle ciekawe zagadnienie, o którym mógłbym mówić godzinami, gdybym wiedział coś więcej. Aczkolwiek nie będę wierzgał i grzecznie odpowiem.

Otóż Wikary, kiedy nie spędza czasu na wymagających rozrywkach intelektualnych, z którymi mamy do czynienia na Twitterze, zajmuje się dziedziną jakże istotną dla każdego anonimowego trolla, czyli ochroną danych osobowych.

Jeśli zaś chodzi o zainteresowania, to nie ma w nich nic nadzwyczajnego: ot, kwestie polityki bliskowschodniej, dżihadyzm, dzieje Kuomintangu oraz KPCh, wojny, konflikty, historia, grube książki, słabe filmy oraz, przynajmniej do niedawna, polityka, także ta krajowa. Ostatnio jednak budzi we mnie wstręt oraz wzbudza przesadne ogłupienie.

Czasami też zrobię dziennie kilkadziesiąt kilometrów na rowerze, ale to już, z racji jakości powietrza w Warszawie, podchodzi pod dziwaczną dewiację. Jeśli zaś chodzi o wiek, to jestem młodszy, niż większość ludzi sądzi, ale i tak kto ma wiedzieć, ten wie.

Ciężko coś z ciebie wydobyć, więc zadam kolejną serię pytań z nadzieją, że na któreś odpowiesz. Jak wygląda twoje życie rodzinne? Masz partnerkę, partnera, dzieci? Jak się ubierasz do pracy?

Jak zapewne można wyczytać z moich wpisów, jestem stanu wolnego, obecnie żadna ofiara nie musi znosić moich codziennych mądrości. Do pracy chodzę zaś ubrany w charakterystyczne barwne koszule (zawsze z długim rękawem) i swetry etc., etc. Garnitur to ostateczność, tym bardziej krawat.

Twoje motto to…?

"Będzie tylko gorzej".

Twoi bliscy wiedzą, że jesteś Napalonym Wikarym?

Rodzina nie wie, bo wiedzieć o takich pierdołach nie musi. Natomiast część znajomych wie, aczkolwiek konsekwentnie uważam, że nie jest to jakiś istotny aspekt mojego życia.

Ile godzin spędzasz na Twitterze?

Zależy od dnia, ale bezpiecznie będzie powiedzieć, że kilka. Duża inwestycja czasu. Co ci daje trollowanie? Bo chyba nie pieniądze?

Jestem stanowczym przeciwnikiem tego, że wszystko ma mieć sens, że ma przynosić profity. Jestem jak ten facet, imienia nie pamiętam, ale pisano o nim w 2014 r., który postawił sobie za punkt honoru podwyższenie Rysów do 2500 metrów wysokości. Nie idzie mu, mimo że znosi kamienie na górski szczyt, ale też nie szuka w tym jakichś plusów czy minusów.

Żeby jednak zadowolić publikę, mogę stwierdzić, że czasami miło jest spuścić powietrze z poważnych ludzi zajmujących się poważnymi rzeczami. Przy okazji realizuję swoje skłonności grafomańskie.

Czy któraś osoba publiczna, którą wkręciłeś, zareagowała w sposób, który ci się spodobał?

Ze zdziwieniem przyznaję, że nikt z osób znanych nie zareagował w sposób dowcipny i inteligentny. Co w sumie dziwi, bo to wciąż tylko internet.

Ile razy traciłeś dostęp do swojego konta na Twitterze?

Powiedzmy, że zawieszany byłem może z 7 razy. Natomiast skasowania konta, przynajmniej na 15 minut, doświadczyłem tylko dwukrotnie: raz za rymowankę o treści "zawiśniesz na sznurze, szczurze", będącą elementem przyjaznej pyskówki w konwencji gróźb karalnych, a drugi raz za posłużenie się filmowym cytatem "You're funny, I'll kill you last". W sumie nie najgorzej, jak na tutejsze utrapienie. Obecnie zaś mam shadowbana, oczywiście za niewinność (chodzi o ograniczenie widoczności tweetów – red.).

Na zdjęciu profilowym masz teraz Wojciecha Manna, wcześniej była to sędzia Julia Przyłębska, poseł Krzysztof Śmiszek czy prezes NIK Marian Banaś. Sporo osób się na to nabiera. Według jakiego klucza dobierasz “swoje” twarze?

Julia Przyłębska, Marian Banaś albo Krzysztof Śmiszek pojawili się na mojej profilówce, gdy było o nich głośno w mediach. Za to Wojciech Mann, którego twarz wybieram najczęściej (aczkolwiek nie wyłącznie), wzbudza moją sympatię rozpromienionym obliczem, miłym głosem oraz niesamowitą energią i temperamentem, z którymi się w pewnym stopniu utożsamiam. Jako Napalony Wikary jesteś na Twitterze od 8 lat. W tym czasie strollowałeś sporo osób, czasem publicznych. Ze zdobycia czyjego skalpu jesteś najbardziej zadowolony?

Boże, znowu określenie "skalp", jakież ono niesympatyczne. Zresztą, to trochę tak, jakby pytać ojca Wirgiliusza o to, które dzieci kocha najbardziej. Niemniej powiedzmy, że moment, kiedy Polsat News wstawił wrzucone przeze mnie zdjęcie z protestów w Hongkongu, uznając je za warszawski protest w obronie sądownictwa, był czymś wcale satysfakcjonującym.

Ponadto duży uśmiech na mym licu wywołał Redbad Klynstra, czołowy polski aktor, powielając wpis, w którym kadr promujący grę komputerową Hidekiego Kojimy przedstawiłem jako zdjęcie francuskiego małżeństwa, które obwoziło po Europie efekt poronienia, jakim był płód w słoiku.

Obserwują cię politycy, dziennikarze, analitycy… Jesteś z siebie dumny?

Kiedy w 2013 r. zaczęła mnie obserwować Beata Kempa, byłem zdziwiony. Dzisiaj natomiast nie czuję w związku z tym żadnych emocji, aczkolwiek zawsze się dziwię, jak poważni ludzie są w stanie przez miesiące i lata znosić wpisy na temat "Klanu", pawełków i masturbacji. Dumny byłem wtedy, kiedy zdałem za szóstym razem egzamin praktyczny na prawo jazdy, Twitter z dumą nie ma za wiele wspólnego.

Jak to się stało, że zostałeś trollem?

Zwykłem powtarzać, że skoro nie mam życia, to zatruwam je innym. Mówiąc zaś na serio, dawno temu, kiedy Bożena Lubicz była jeszcze niewinnym klanowym dzieckiem, uznałem, że za dużo w internecie powagi, a za mało głupawki, stąd też rozmaite trollerskie zabawy w różnych zakątkach sieci. Patrzysz na polską politykę i uważasz, że mamy za mało głupawki? Serio?

Głupawka z definicji jest zupełnie nieszkodliwa, luźna i niezobowiązująca. Tymczasem w polskiej polityce wszystko mamy śmiertelnie groźne, poważne, cytując Wyspiańskiego, dramatyczne, bardzo pięknie — u nas wszystko dramatyczne, w wielkiej skali, niebotyczne. Chociażby taki Adam Andruszkiewicz próbuje wzbudzać respekt wśród ludu, bijąc w najgłębsze tony, co nie wypada zbyt przekonująco i kończy się uznaniem nazwy „Middlesex” za promocję ideologii gender.

Gdybym miał jednakowoż wskazać jakiegoś prawdziwie głupawkowego polityka bez nadęcia, to byłby nim Paweł Tanajno.

Gdzie poza Twitterem się udzielasz?

Miałem kiedyś mocno prawicowego bloga na Salonie24, ale Igor Janke przejrzał moją prowokację po pięciu albo sześciu miesiącach pisania tego, o czym bywalcy serwisu bali się pomyśleć. Mam stosunkowo nieaktywne konto na YouTube. No i z racji tego, że aktywnie uczestniczyłem swego czasu w polskich chanach, mam na koncie udział w kilku innych łobuzerskich zabawach.

Czy ludzie, których twarze przyjmowałeś, nie próbowali dowiedzieć się, kim jesteś?

Podejrzewam, że jakieś próby były, lecz zwykle budzą one pusty śmiech, zwłaszcza gdy poważny ponoć polityk pisze o "zgłoszeniu kradzieży tożsamości" albo kiedy Rafał Brzoska straszy mnie przesłaniem pozwu na Domaniewską, gdzie rzekomo pracowałem w polskim „Newsweeku”.

Skoro jesteśmy przy politykach – czy jest ktoś, kogo autentycznie podziwiasz?

Podziw to zdecydowanie zbyt mocne określenie; mam jednak słabość do Erdogana, którego poglądów zasadniczo nie podzielam i nieprzesadnie chciałbym żyć w rządzonej przezeń Turcji, aczkolwiek muszę oddać, że to twardy zawodnik potrafiący grać na wielu fortepianach, nawet jeśli czasami fałszuje, czego przykładem była kwestia wykorzystania arabskiej wiosny do rekonstrukcji Imperium Osmańskiego.

Czy twoje trollowanie ma granice?

Taką granicą są kwestie podchodzące pod nakłanianie do samobójstwa, prowokowania do autentycznej przemocy. Natomiast wszelkiego rodzaju sfery sacrum, rozmaite tabu jakoś do mnie nie przemawiają. A czy zdarzyło się kiedyś, że ktoś strollował ciebie?

Ależ naturalnie, jeden z tutejszych użytkowników, zwący się Kochany Prezes, udawał Najwyższą Izbę Kontroli, a że byłem wtedy w banasiowym ferworze, to nie zauważyłem, że mam do czynienia z kontem parodystycznym. Rach-ciach, Wikary zgaszony jak Lego, poskładany jak pet.

Który twój tweet zyskał największą popularność?

Bardzo ambitny wpis o tym, że na świecie wojny i niepokoje, a w Polsce mamy Gang Świeżaków. Ćwierć miliona zasięgu, nie w kij dmuchał.

Czy z perspektywy czasu uznałeś kiedyś, że trollując na Twitterze popełniłeś błąd?


Raczej klasyczkę. Już wiem jaką piosenkę wstawię do wywiadu na koniec.

To koniec? Chciałbym w takim razie pozdrowić Oficera, Barkidka, Julię, Radosławę, Adasia, Wojtka, Szoszannę, Mrówkę, Wojtka Dwa, Mogulcia oraz Magdę, a także zaapelować do Rapiera i Daniela o deeskalację napięcia