"Jestem nastolatką naprawdę staroświecką". Natalia Zastępa i droga od "The Voice Kids" do Opola

Michał Jośko
Ta dziewczyna z rocznika 2002 najpierw zabłysnęła w programach "The Voice Kids" i "The Voice of Poland", później zadebiutowała na 56. KFPP w Opolu. Dziś opowiada nam o tym, jak początkująca artystka z niewielkich Krapkowic zamierza przeobrazić się w drugą Marylę Rodowicz.
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa
Jako weteranka konkursów wokalnych możesz stwierdzić, że są w 100 procentach uczciwe i zawsze zgadzasz się z decyzjami jury?

Nigdy nie miałam poczucia, że coś było ustawione, że dochodziło do jakichś przekrętów, z powodu których byłam pokrzywdzona. Raczej w drugą stronę: zdarzało się, że jurorzy ekscytowali się moim występem, chociaż ja czułam, że mógł być znacznie lepszy, że mogłam dać z siebie jeszcze więcej. No ale jestem osobą bardzo samokrytyczną, więc…

Na pewno wciąż wierzę, że na dłuższą metę prawdziwy talent i ciężka praca obronią się zawsze. Nawet jeżeli ktoś nie zostanie doceniony dziś, to jutro może zostać zauważony, otrzymać swoją szansę.


Zresztą dotyczy to nie tylko jakichś programów typu talent show, ale i najogólniej pojętej kariery muzycznej. Z jednej strony, wiadomo, mam świadomość, że odpowiednie "plecy" pomagają, ale z drugiej nie są czymś niezbędnym, można dać radę i bez nich.
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa

Przecież wytwórnie nie mają już dziś monopolu w tej dziedzinie – dzięki internetowi można zacząć naprawdę dużą karierę w sposób "oddolny".

OK, można zacząć, ale później pojawia się pytanie: co dalej? Można wrzucać filmiki na YouTube i zdobyć jakąś tam popularność, ale znasz jakiegoś artystę, który w ten sposób zrobiłby PRAWDZIWĄ, trwającą długie lata karierę? Bo ja nie… Wyjątkiem może być Justin Bieber, który właśnie tak zaczął i wciąż utrzymuje silną pozycję na rynku muzycznym.

Większości młodych ludzi myśli na zasadzie "tu i teraz"; w zupełności wystarczy im to, że ich twarz i jakąś piosenkę poznają miliony osób, ale nie uwzględniają tego, że za chwilę wszyscy o nich zapomną, pojawią się inne "gwiazdy na chwilę".

Inna sprawa: niemal wszyscy mają dziś świra na punkcie ilości obserwatorów na Instagramie. Takie podejście to zupełnie nie moja bajka, przecież to liczby, które tak naprawdę nie mają większego przełożenia na to, jakim jesteś artystą. Czy wielkość Artura Rojka albo Beaty Kozidrak można przeliczać na podstawie liczby followersów?

Mój plan wygląda tak, że chcę zajmować się muzyką całe życie. Kurczę, spójrz na taką Marylę Rodowicz – ma 74 lata, z czego prawie sześć dekad spędziła na scenie i wciąż gra koncerty, kocha ją cała Polska. O taką właśnie karierę chodziło mi, od kiedy tylko pamiętam.
Wiedziałaś to już wówczas, gdy jako kilkuletnie dziecko śpiewałaś do dezodorantu?

O przepraszam, od początku byłam profesjonalistką, tak więc nie do dezodorantu, tylko plastikowego mikrofonu (śmiech). Ale rzeczywiście – o ile zdecydowana większość dzieciaków zalicza różne marzenia, przeskakuje z jednego planu na życie na drugi, to u mnie sprawa zawsze była jasna: chciałam zostać piosenkarką, nikim innym. Nigdy, aż do dziś, przez głowę nie przewinął mi się jakiś plan B.

Mówisz jak osoba, która urodziła się w domu z wielkimi tradycjami muzycznymi i już od kołyski była skazana na taki właśnie sposób na życie.

Tato kiedyś prowadził sklep, dziś pracuje za granicą. Mama od dwudziestu lat pracuje w środowiskowych domach samopomocy. Swoją drogą dzięki temu od dziecka miałam styczność z osobami niepełnosprawnymi, a to naprawdę uwrażliwia człowieka i bardziej docenia się to co się ma.

W mojej rodzinie nie ma jakichkolwiek tradycji artystycznych, jednak dom zawsze był pełen muzyki. Chociaż ze starszą o pięć lat siostrą zaczynałyśmy śpiewać i tańczyć do kawałków z disneyowskich filmów "High School Musical" albo "Camp Rock", to rodzice oswajali nas też z repertuarem "dorosłym".

Wiadomo, gdy miało się zaledwie kilka lat, podchodziło się do tego sceptycznie. Pamiętam, jak rodzice puścili nam występ zespołu Queen z roku 1985. Reakcja? Wyśmiałyśmy z siostrą tego Freddy'ego Mercury'ego – jak on wygląda? Co to w ogóle za bezsensowna muzyka? Jednak minęło trochę czasu i już sama błagałam mamę, żebyśmy pojechały na koncert Queen z Adamem Lambertem na wokalu.

Dzięki rodzicom zakochałam się np. w Pink Floyd, to dzięki nim w pewnym momencie zaczęłam poszukiwać innych artystów sprzed lat – coraz częściej zasłuchiwałam się soulem, piosenkami Arethy Franklin i Amy Winehouse…

No i to dzięki nim trafiłam do szkoły muzycznej. Swoją drogą uczęszczała tam również moja siostra, chociaż po jakimś czasie bardziej zainteresował ją teatr. Dziś "poszła w menedżmenty", chociaż nie zajmuje się moją karierą. No ale kto wie – może pewnego dnia zorganizujemy jakiś rodzinny biznes (śmiech).
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa

A jak wyglądało twoje wejście w szołbiznes? Wylądowałaś w tym świecie miękko, czy zderzyłaś się z jakąś ścianą?

Tak na dobre wszystko zaczęło się, gdy miałam piętnaście lat, gdy po "The Voice of Kids" miało dojść do podpisania kontraktu z wytwórnią. Przeżyłam wtedy wielki szok, nie rozumiałam mnóstwa rzeczy, które mówili do mnie dorośli, siedzący w branży muzycznej od całych dziesięcioleci.

Na szczęście obok zawsze byli rodzice, tak więc powoli mogłam oswajać się z sytuacją, nabierać stopniowo doświadczenia. Gdy dziś spoglądam na siebie sprzed tych niecałych trzech lat, widzę, że nie byłam dokładnie świadoma tego czego chcę, jak chcę się pokazać słuchaczom. Czuję, że w tym czasie zmieniłam się, dojrzałam.
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa

A jak wygląda kwestia czasu wolnego? Chyba nie narzekasz na jego nadmiar?

Mówiąc bardzo delikatnie (śmiech). Wiesz, muszę łączyć naukę z rozkręcaniem kariery muzycznej, a to dwa bardzo czasochłonne zajęcia. Z tego powodu coraz rzadziej mogę zajmować się innymi rzeczami, tak jak kiedyś, na przykład graniem w piłkę ręczną albo nożną.

Chociaż zawsze byłam świruską sportową, to dziś tylko okazjonalnie udaje się pokopać z młodszym bratem. Tak swoją drogą – przecież Maryla Rodowicz też kocha futbol! Zobacz, ile analogii (śmiech).

No ale żeby nie było – jakimś cudem udaje mi się też wygospodarować trochę czasu na życie towarzyskie. Mam znajomych, z którymi zdarza się poimprezować. Jestem młoda, trzeba się trochę wyszaleć.

Rzecz ostatnia: seriale, na punkcie których mam fioła. Teraz strasznie wkręciłam się w "Anię, nie Annę" i pochłaniam kolejne odcinki, kursując regularnie pociągami pomiędzy Opolem a Warszawą – w czasie jednego przejazdu mogę zaliczyć akurat trzy godzinne odcinki. Tak, wiem, powinnam w tym czasie czytać "Lalkę" Prusa, no ale…

Czy w głowie pojawia się już myśl, że pewnego dnia – w ramach intensywnego rozwoju kariery – wypadałoby zdradzić Opolszczyznę na rzecz stolicy?

Wiem, że tak pewnie będzie trzeba zrobić. Niestety. Bo chociaż nie jestem jakoś szczególnie przywiązana do tradycji Śląska Opolskiego (dziadkowie pochodzą z Białorusi i okolic Nowego Sącza; nie wiem nawet, w jakich okolicznościach rodzina trafiła na te tereny), to naprawdę kocham to miejsce.

Mnóstwo osób pochodzących z małych miejscowości czuje jakieś kompleksy, ja nie. Dorastanie w liczących jakieś 16,5 mieszkańców Krapkowicach to coś rewelacyjnego! Jest parę ekip nastolatków, wszyscy się znają, mieszkają blisko siebie – super sprawa.
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa
A jakie jest pierwsze skojarzenie, które nasuwa ci się, gdy wypowiadam słowo "Warszawa"?

To miasto jest szare i przytłaczające. Na szczęście gdy je odwiedzam, robię to, co kocham najbardziej, czyli śpiewam. Jeszcze jedno spostrzeżenie: wszyscy myślą/ chodzi plotka, że słychać tutaj jakieś złośliwe komentarze pod adresem osób pochodzących z małych miejscowości. Jednak tak wcale nie jest, a większość „warszawiaków”, których spotykam nie pochodzą nawet z tych terenów ani okolic (śmiech).

Scenariusz idealny? Mogłabym mieć i jakieś mieszkanie w stolicy, i swoje stałe miejsce na ukochanej Opolszczyźnie. No ale żeby móc pozwolić sobie na takie życie, musiałabym wygrać w Totka. No albo rozkręcić naprawdę mocno karierę, wydać debiutancki album…
Fot. Instagram.com/natalia.zastepa

Zaraz, akurat na sprzedaży płyt trudno dziś zarobić krocie…

Mam na koncie programy telewizyjne, trzy single i występy na festiwalach, włączając w to Opole. Kolejnym krokiem jest dla mnie nagranie pierwszej płyty, chociaż mam świadomość, że nie na tym zarabia się miliony.

Widzisz, wierzę, że od albumu zaczynają się naprawdę wielkie rzeczy. Wyłącznie w ten sposób słuchacze mogą poznać artystę w stu procentach, wyrobić sobie zdanie na jego temat. Single i teledyski nie dają pełnego obrazu. Cóż, pod pewnymi względami jestem nastolatką naprawdę staroświecką (śmiech).