"Kaszubi nie zapominają". Sprawdzamy, kto naprawdę wygwizdał Dudę w Pucku i Wejherowie

Aneta Olender
Tych spotkań z obywatelami prezydent Andrzej Duda długo nie zapomni. Mieszkańcy Pucka i Wejherowa nie przyjęli głowy państwa, dyplomatycznie rzecz ujmując, entuzjastycznie. Choć właściwie już tu zaczynają się wątpliwości, bo w sieci szybko pojawiły się opinie, że za zakłócanie wizyty odpowiedzialni są działacze KOD-u, którzy przyjechali na Pomorze. O to, jak było naprawdę, zapytaliśmy tych, którzy byli na miejscu.
Prezydent Andrzej Duda na Pomorzu nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
– Stałem trochę dalej od tej krzyczącej grupy, widziałem kilka osób z KOD-u. Być może byli inspiratorami i zaczęli, ale zwykli ludzie, mieszkańcy i przyjezdni, w jakimś stopniu przyłączyli się do tych okrzyków. Moim zdaniem w tym wydarzeniu w Pucku uczestniczyło może 1000, 1500 osób, więc 10 osób z KOD-u nie jest w stanie zakłócić całej imprezy – mówi naTemat Jacek Słomion, który uczestniczył w Pucku w uroczystościach związanych z 100. rocznicą zaślubin Polski z morzem.

Innego zdania byli natomiast ci, którzy... na miejscu nie byli. W mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo wpisów osób, które przekonywały, że negatywne przyjęcie Andrzeja Dudy to kwestia tylko i wyłącznie działaczy Komitetu Obrony Demokracji, którzy przyjechali z daleka, żeby zrobić zamieszanie. "Ciekawe ile płacą za taki wyjazd?"
Już na kilka dni przed przyjazdem Andrzeja Dudy do pomorskich miejscowości było wiadomo, że nie będą to jedne z tych spotkań prezydenta z Polakami, do których przywykł. Jego zwolennicy być może i pojawili się zarówno w Pucku, jak i w Wejherowie, ale zostali zdominowani przez tych, którzy nie zamierzali radośnie wiwatować na jego widok.


Mieszkańcy Pucka nie byli zadowoleni, gdy dowiedzieli się, że 10 lutego podczas świętowania 100-lecia zaślubin Polski z Morzem na zabytkowej elewacji kościoła odsłonięta ma zostać pamiątkowa tablica prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Miał tego dokonać prezydent Duda.

– Planowaną w tajemnicy przed mieszkańcami Pucka uroczystość odsłonięcia tablicy upamiętniającej Lecha Kaczyńskiego pucczanie odebrali jako policzek, element kampanii wyborczej – mówi w rozmowie z naTemat mieszkanka Pomorza, która woli zostać anonimowa.

Nasza rozmówczyni jest przekonana, że tak "gorące" przywitanie prezydentowi zgotowali mieszkańcu Kaszub. Ona sama w Wejherowie mieszka dopiero od 15 lat, ale dobrze wie, jakie panują tam nastroje. W pełni solidaryzuje się z Kaszubami.

– Ich reakcje nie są dla mnie zaskoczeniem. Na tych terenach PiS nigdy nie wygrywał i wygrywać nie będzie. Prezes Kaczyński niejednokrotnie o Kaszubach wypowiadał się w sposób lekceważący, do tego kwestionował ich polskość. Próbował także rozbić jedność, proponując powstanie woj. środkowopomorskiego. Kaszubi to dumny naród i takich rzeczy nie zapomina. Wiem też z pewnego źródła, że na spotkania z panem Dudą przywieziono jego zwolenników. Starsze panie były wyjątkowo hałaśliwe i napastliwe – zaznacza.

Kaszubi nie mogą zapomnieć także tego, że Andrzej Duda zaraz na początku swojej prezydentury nieciekawie wpisał się w historię mniejszości w Polsce.

Zawetował nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. Miała ona poszerzyć zakres użytkowania języków mniejszości w administracji z poziomu gmin na powiaty. A teraz przyjeżdża do nas i nas poklepuje po plecach. Mówi nam, że jesteśmy tacy fajni, tacy dobrzy. Szkoda tylko, że nie widać realnego wsparcia politycznego w tej kwestii. Poza tym przed wyborami mówi się różne rzeczy – słyszę od Karola Rhode, prezesa Stowarzyszenia Osób Narodowości Kaszubskiej "Kaszëbskô Jednota".

Było słychać pomruk
Uroczystości w Pucku rozpoczęły się od inscenizacji przyjazdu historycznego pociągu z Gdańska i powitania gen. J. Hallera. Nasz kolejny rozmówca Jacek Słomion zwraca uwagę, że był to moment bardzo radosny. Brały w nim udział władze samorządowe i Małgorzata Kidawa–Błońska.

Prezydent Andrzej Duda pojawił się natomiast dopiero na Starym Rynku, gdzie zaplanowano odsłonięcie przez niego, w asyście wojskowej, tablicy Antoniego Miotka, puckiego działacza kaszubskiego.

– Burmistrz Pucka dziękowała gościom za przybycie i generalnie, jak była mowa o władzach samorządowych np. o marszałku Struku, to reakcje były pozytywne, brawa itp. A jak mówiła o prezydencie i wojewodzie to dało się usłyszeć pomruk, odgłosy niezadowolenia z tłumu, było zdecydowanie mniej braw. Tam na pewno nie było KOD-u – mówi Jacek Słomion z "Kaszëbskô Jednota".

– Puck jest na tyle zróżnicowany, że jego mieszkańcy, jak i mieszkańcy okolic, mogli być po każdej stronie tego sporu. Kaszubi z flagami kaszubskimi, z którymi i ja stałem, byli gdzieś po środku tego wszystkiego. Grupy były różne i bardzo zróżnicowane, nie kryły niezadowolenia wobec wszystkich opcji politycznych – podkreśla Mateùsz Meyer.

Mateùsz Meyer także należy do stowarzyszenia "Kaszëbskô Jednota". Jego zdaniem w Pucku pojawili się przeciwnicy i zwolennicy każdej opcji politycznej. To "wygwizdywanie" dotyczyło więc i prezydenta Andrzeja Dudy, i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, i abp. Głódzia i przedstawicieli władzy samorządowej. – Dało się słyszeć zarówno brawa, jak i buczenie. Jedynymi gośćmi na rynku, którym się nie dostało, byli głównodowodzący Marynarki Wojennej – żartuje nasz rozmówca.

– Na Kaszubach, jak wszędzie, ludzie są podzieleni miedzy różnymi ugrupowaniami politycznymi. Mówienie więc, że Kaszuby są matecznikiem, czy to obozu Platformy Obywatelskiej, czy Prawa i Sprawiedliwości, czy jakiegokolwiek innego ugrupowania politycznego, byłoby wielkim uproszczeniem i można to nazwać nieprawdą, bo każdy z nas ma swoje poglądy polityczne – dodaje Rhode, prezes stowarzyszenia "Kaszëbskô Jednota". Przyjezdny KOD
Działacze KOD-u na Pomorzu także się pojawili. Nikt temu nie zaprzecza. Na facebookowym profilu Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video-KOD można znaleźć nagranie z Wejherowa opatrzone takimi słowami: "Oficjalne rozpoczęcie kampanii prezydenckiej przez Andrzeja Dudę. Na Placu Wejhera zgromadzili się mieszkańcy pobliskich miast Gdańska, Gdyni, Pucka, Lęborka, Słupska oraz Wejherowa. Jest też delegacja #OpozycjiUlicznej".

– Pojawiły się banery najprawdopodobniej KOD-u. W samym Pucku nie ma dużych struktur Komitetu Obrony Demokracji, więc musieli to być raczej przyjezdni – przyznaje Mateùsz Meyer.

W internecie zaczęto sugerować, że to sztab Małgorzaty Kidawy-Błońskiej opłacił ludzi, którzy odpowiedzialni byli za zamieszanie. Andrzej Zimowski, który także tworzy materiały na stronę Video KOD – choć podkreśla, że wystąpił z Komitetu Obrony Demokracji, ale jest sympatykiem wszelkich ruchów demokratycznych – nie widzi nic złego w tym, że ci sami przeciwnicy PiS-u i prezydenta Dudy pojawiają się w różnych częściach kraju. On sam mieszka w Poznaniu.

– Czasami rzeczywiście jeździliśmy do Warszawy na zaproszenie np. partii Nowoczesna, czy PO. Dla mnie osobiście to nie ma żadnego znaczenia. Jadę za własne pieniądze, czy to do Wejherowa, czy do Pucka, czy do Warszawy. Nie rozdzielam, czy to był mieszkaniec Wejherowa w Wejherowie, czy to był ktoś z Podkarpacia, bo wszyscy jesteśmy w jednym kraju, wszyscy mamy polskie dowody osobiste. Wolno nam swoje przekonania pokazywać, a nawet wykrzyczeć je, w każdym miejscu – słyszę od mojego rozmówcy. Nie potrzebujemy poklepywania po plecach
Moi rozmówcy przyznają, że puckie święto okazało się okazją do tego, aby wiele środowisk mogło wyrazić swoje niezadowolenie. Atmosfera zaczęła robić się coraz bardziej gorąca po przejściu do portu. – Nie tylko działacze KOD-u wyrażali swoje niezadowolenie. Nie wiem prawdę mówiąc, kto zaczął. Myślę, że mieszkańcy Pucka i przyjezdni dali się trochę w to wciągnąć. Widziałem tam też przeciwników reformy edukacyjnej, panie wołały "Edukacja, a nie dewiacja!", miały swoje transparenty. Byli i zwolennicy partii Korwina, i Ruch Narodowy. Słyszałem też bardzo wielu nadmorskich rybaków, wyrażających swoje niezadowolenie z powodu limitów połowowych – opowiada Mateùsz Meyer.

– Kiedy było przejście z kościoła do portu, to rzeczywiście, jak prezydent przechodził, tłum niezbyt przyjaźnie reagował. Nie było to jednostronnie, bo zwolennicy tej prezydentury też byli. Trzy metry ode mnie stali członkowie klubu "Gazety Polskiej" – zaznacza Słomion.

Karol Rhode z "Kaszëbskô Jednota" mówi w rozmowie z naTemat, że w Pucku znalazły się osoby z różnych stron Kaszub. Podejrzewa, że ci, którzy skandowali "różnego rodzaju hasła" nie byli mieszkańcami miejscowości. Jednak jego zdaniem, kto i kiedy krzyczał, nie ma w tym przypadku znaczenia.

– Ważne jest to, że to wydarzenia, które 100 lat temu było bardzo istotnym dla naszej ziemi, kolejny raz staje się jakimś elementem kampanii wyborczej. Prezydent używał frazesów, mówił o obronie Bałtyku, o odwiecznej polskości Kaszub, z czym przecież było różnie. Nie mówi się natomiast o naszych realnych problemach. W Pucku widać było rybaków, którzy przyjechali z Łeby. Rybołówstwo, jako element naszej kaszubskiej kultury umiera. Sam w rodzinie mam rybaków, którzy szukają nowego źródła zarobku, bo limity, które wywalczył polski rząd są, trzeba to powiedzieć ostro, żałosne – podkreśla.

Karol Rhode dodaje, że rybołówstwo jest dla Kaszubów nie tylko istotnym aspektem gospodarczym, ale też kulturowym, szczególnie tam, gdzie w poniedziałek był prezydent Andrzej Duda.

– My od polityków nie potrzebujemy poklepywań po plecach, nie potrzebujemy przeprosin, czy tego typu inicjatyw. Potrzebujemy realnej pomocy, z jednej strony w zachowaniu właśnie takich elementów naszej naturalnej gospodarki, a z drugiej strony wsparcia w utrzymaniu naszej szeroko pojętej kultury – zaznacza.