Trzy lata czeka na wyrok po zderzeniu z limuzyną Szydło. Ujawnił, co działo się po kolizji

Łukasz Grzegorczyk
Sprawa kolizji z udziałem limuzyny wiozącej Beatę Szydło ciągnie się od trzech lat. Dziennikarze "Czarno na białym" dotarli do Sebastiana Kościelnika, którego politycy partii rządzącej od początku wskazywali jako sprawcę zdarzenia. Mężczyzna liczy teraz na uczciwy proces.
Sebastian Kościelnik to kierowca seicento, które zderzyło się z rządową limuzyną przewożącą Beatę Szydło. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
– Początkowo byłem przerażony tą sytuacją. Nie było łatwo siedzieć na sali rozpraw i obserwować, co się tam dzieje. W tym słuchać za każdym razem słów prokuratora czy osób, które zeznawały – wspomina Sebastian Kościelnik. Kiedy kierował swoim fiatem seicento i zderzył się z rządową limuzyną, miał 20 lat.

Później zderzył się z państwem. Kościelnik nie ma wątpliwości, że został skazany już dzień po wypadku. Wtedy zaczął myśleć, że czeka go trudna walka. – Bardziej byłem przerażony tym, co się dalej ze mną stanie – tłumaczy. Mężczyzna przeprowadził się z rodzinnego Oświęcimia do Olsztyna. Jak przyznaje, chciał odpocząć od przeszłości.


Od kolizji minęły trzy lata, ale sprawa pozostaje niewyjaśniona. Nie wiadomo na przykład, czy rządowe limuzyny poruszały się z włączonymi sygnałami świetlnymi i dźwiękowymi. Kierowca twierdzi, że samochody przemieszczały się bez tych sygnałów. Prokuratorzy, którzy podzielali tę wersję, zostali jednak... odsunięci od sprawy.

Bulwersujący jest też fakt, że przepadły pieniądze z publicznej zbiórki dla Kościelnika - w sumie 150 tys. zł. Prokuratura umorzyła śledztwo ws. zaginięcia środków. – To nawet nie chodzi o pieniądze dla mnie, tylko o los wszystkich innych zbiórek – podkreśla kierowca.

TVN24 przypomina też o tajemniczym wątku, dotyczących uszkodzenia dowodów w sprawie kolizji. Chodzi o nagrania z monitoringu, które były zapisane na CD. Jeden ze śledczych przekonywał jednak, że ten dowód nie miał w sprawie żadnego znaczenia.

Przypomnijmy, że w wyniku zderzenia limuzyny z seicento ranna została ówczesna premier Beata Szydło oraz oficer BOR. Prawicowe i narodowe media błyskawicznie wówczas wydały wyrok – okrzyknięto, że nie ma wątpliwości, iż za wypadek winę ponosi młody kierowca czerwonego seicento Sebastian Kościelnik.

21-latek został zatrzymany. Później sąd orzekł, że to zatrzymanie było bezzasadne. Ale proces w sprawie samego wypadku trwa i dziwnych okoliczności przybywa.

źródło: TVN24