Guru płaskoziemców chciał udowodnić, że żyjemy na dysku. Zginął zaraz po starcie rakiety

Bartosz Godziński
Michael "Mike Mad" Hughes nie żyje. Był jednym z guru wyznawców teorii o płaskiej Ziemi. Zginął we własnoręcznie skonstruowanej rakiecie. Zbudował ją, by udowodnić światu, że mkniemy przez kosmos na gigantycznym dysku. W jaki sposób?
"Szalony Mike" zginął w katastrofie rakiety własnej roboty. Chciał udowodnić, że Ziemia jest płaska Screen z YouTube / Twitter / Justindchapman
"Szalony Mike" chciał polecieć tak wysoko, by we własnym zakresie obalić wszystkie dowody na kulistość Ziemi. Jego marzeniem było przekroczenie linii Kármána. To umowna granica pomiędzy atmosferą Ziemi i przestrzenią kosmiczną na wysokości 100 km n.p.m. Miał już pewne doświadczenie w lotach rakietami - w 2018 roku na swoim prototypie wzleciał na wysokość 572 metrów. Teraz chciał przebyć trzykrotnie więcej.
W weekend Amerykanin postanowił wzbić się na wysokość półtora kilometra. To miał być kolejny test przed osiągnięciem celu, czyli linii Kármána w przyszłości. Niestety, zaraz po starcie od rakiety oderwał się spadochron. Na filmie nagranym przez dziennikarza Justina Chapmana widzimy jak maszyna z mężczyzną na pokładzie po kilkudziesięciu sekundach spada z impetem na ziemię. Michael "Mike Mad" Hughes zginął na miejscu. Nawet jeśli nie wierzymy w zdjęcia NASA i uważamy, że lądowanie na Księżycu zostało nakręcone przez Stanleya Kubricka, to możemy sami, doświadczalnie sprawdzić, czy Ziemia jest okrągła (a raczej ma kształt geoidy). W tym artykule opisałem eksperymenty, które dowodzą, że Ziemia nie jest płaska.