Testy na koronawirusa "to jakiś żart". Dlaczego w Polsce robi się ich tak mało?

Katarzyna Zuchowicz
Dane, które przekazało Ministerstwo Zdrowia, dały do myślenia wielu ludziom. Tym bardziej, że porównania z innymi krajami nie wypadły najlepiej. – W Belgii wykonuje się 500 testów na koronawirusa dziennie. U nas do tej pory przeprowadzono ich 2024 – mówi naTemat posłanka Monika Rosa. Opozycja bije na alarm, że to przez brak udziału Polski ww wspólnym unijnym przetargu.
Na granicach trwają kontrole temperatury. W całym kraju przeprowadzono ponad 2 tys. testów na koronawirusa. fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
W sieci zaczęło się od Borysa Budki, który powiedział, że w Niemczech wykonano 200 tys. testów na koronawirusa, a w Polsce – na tamten moment – tylko ponad tysiąc. – Chcę, żeby Polacy byli traktowani tak samo jak obywatele w innych krajach – stwierdził szef PO.

Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego proponował, by testy na koronawirusa były udostępniane wszystkim potencjalnie zakażonym. "Nie wolno ograniczać dostępu do badań" – napisał na Twitterze.

Wtedy europosłanka Danuta Hubner zasugerowała, że to przez unijny przetarg, w którym Polska nie brała udziału, mamy dziś braki. "Nie wzięliśmy udziału we wspólnym europejskim zamówieniu publicznym na maski i testy, wiec nie możemy mieć tyle testów" – stwierdziła. I wybuchła burza.


Dlaczego jest mało testów na koronawirusa


"Czy rząd faktycznie panuje nad sytuacją?", "To jakiś żart", a nawet "To jest po prostu kryminał" – reakcje polityków i publicystów na Twitterze są bezlitosne.
– Wiem, że podczas posiedzenia ministrów UE mówiono, że Polska nie brała udziału w przetargach na maski czy rękawiczki. Kilka krajów do niego przystąpiło. Co zyskali? Mają i sprzęt, i odpowiednią ilość testów, i materiały biologiczne – mówi naTemat Riad Haidar, lekarz, dziś poseł bezpartyjny, który zasiada w Sejmowej Komisji Zdrowia.

Mówi, że już trzy tygodnie temu na komisji zdrowia sygnalizowali, że trzeba coś zrobić. – Mówiliśmy, że jest problem. Ale wtedy nikt nas nie słuchał. Już 14 lutego chcieliśmy coś robić. Gdybyśmy zaczęli trzy tygodnie wcześniej, to by było dużo. To był czas do namysłu, można było podjąć kroki, które przynajmniej zwiększyłyby możliwość zapobiegania rozszerzaniu się tego wirusa. I nie mówię tego z pobudek politycznych. Jestem bezpartyjny. Teraz rząd na pewno stara się, by testów było więcej. Ale czy będą one dostępne na rynku? Tego nikt nie wie – zastrzega.

Na testy i bardzo wczesne wykrywanie koronawirusa od samego początku mocno postawiła m.in. Korea Południowa, która przed Włochami była największym ogniskiem zachorowań poza Chinami. Testy są tam bezpłatne i łatwo dostępne. Można je m.in. zrobić w budkach typu drive-thru.

Zresztą, podobnie jak w Australii, czy Niemczech.

Ile testów w innych krajach?


Portal Business Insider przeanalizował dane z kilku krajów i pokazał liczbę testów na milion mieszkańców. Przodują Korea Pd, Chiny, Włochy, Izrael, Holandia i Wielka Brytania. W Korei na milion mieszkańców wykonano 3692 testy. W Polsce - 53. Niektórzy wskazują też na kilka razy mniej liczebne Czechy. Tam wykonano 1193 testy. A na przykład w odległej Republice Południowej Afryki – 3,642. Ale już w krajach bałtyckich - po ok. 300.

– W porównaniu do innych krajów, liczba testów wykonanych w Polsce jest bardzo mała. Być może mało testów w ogóle było dostępnych. To również kwestia nieprzygotowania rządu. O koronawirusie wiedzieliśmy już o wiele wcześniej. Z mojej perspektywy, przez luty nic się nie wydarzyło. Nie było zamówień. Dlatego brakuje testów, ale też sprzętu medycznego, jak fartuchy, maski, czy respiratory – mówi naTemat posłanka Monika Rosa, również członek Sejmowej Komisji Zdrowia.

Wskazuje, że np. w Belgii wykonuje się ok. 500 testów dziennie. Ale to jeszcze nic. W Wielkiej Brytanii mają przeprowadzać ich 10 tys. dziennie. To wzrost o ok. 500 proc.

Czytaj także: To tam zaczęła się epidemia koronawirusa. Poradzili sobie tak, że dziś mogą być wzorem

Dziś na Twitterze pojawiło się zdjęcie maszyny do wykonywania testów, która dotarła do Szczecina. Informacja, że pierwsze testy w dużym mieście wojewódzkim będą mogły być wykonywane "już" w czwartek wywołała sporo komentarzy. – Sytuacja byłaby idealna, gdyby pierwszy lekarz, w miejscu wykonywania praktyki, mógł wykonać przynajmniej pierwszy przesiewowy test. Od razu. Nie jest idealna, gdy pacjent X zostaje przyjęty do szpitala, materiał jest pobrany w godzinach popołudniowych, a odpowiedź jest w niecałe 24 godziny. A był moment, że wyniki były znane po kilku dniach. Proszę sobie wyobrazić z iloma w tym czasie osobami ten pacjent mógł mieć kontakt – zwraca uwagę Riad Haidar.

Jak ocenia ogólną sytuację z testami? – Z tego, co czytam i słyszę, nie jest wesoło – odpowiada.

Przetargi bez Polski. I z Polską


Wróćmy do przetargu, o którym mówią dziś wszyscy. Bo szczegóły mogą się tu okazać najważniejsze. O co chodziło?

Katarzyna Szymańska-Borginon, wieloletnia korespondentka radia RMF FM w Brukseli, 4 marca informowała, że tylko Polska i Finlandia nie podpisały porozumienia z 2014 r. "w sprawie mechanizmu wspólnych przetargów w razie pandemii". "Pierwszy przetarg na środki ochrony osobistej (maski, rękawice) - na razie więc bez Polski" – napisała. Potem informowała, że minister Szumowski ma przyjechać do Brukseli i podpisać porozumienie o wspólnych unijnych zakupach na wypadek pandemii.

"Jednak w przetargu na maseczki i rękawice ochronne w związku z koronawirusem – PL nie zdąży już wziąć udziału" – brzmiał kolejny wpis.

Ostatnia wiadomość jest taka, że Komisja Europejska ma ogłosić kolejny wspólny przetarg w związku z koronawirusem. "Tym razem na testy i respiratory. W tym przetargu PL będzie już mogła już uczestniczyć, bo podpisała porozumienie o mechanizmie wspólnych przetargów" – wyjaśnia. Czy są wolne respiratory
O respiratory też na komisji zdrowia dawno pytali.

– Borykamy się dziś z brakami specjalnych masek do ochrony i strojów potrzebnych w zapobieganiu rozszerzania wirusa, A także z brakiem sprzętu. To, że mamy na przykład tysiąc respiratorów, nie oznacza, że one są gotowe do użycia. One mogą być zajęte przez innych pacjentów – mówi Riad Haidar.

Dlatego chciałby wiedzieć, ile mamy wolnych? – Ile jesteśmy w stanie zabezpieczyć w razie, nie daj Boże, wybuchu epidemii? Wiadomo, że z dnia na dzień nie znajdzie się ani wolny respirator, ani osoba do jego fachowej obsługi. A pacjent nie może czekać. Dlatego pytaliśmy, ile mamy wolnych respiratorów. Nikt nie jest nam w stanie powiedzieć – opowiada.

Czytaj także: "To jest katastrofa". Na Dolnym Śląsku już brakuje sprzętu w szpitalach

W imieniu rządu zarzuty odpierał wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker. – Testy na obecność koronawirusa przeprowadzane są zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), na chwilę obecną mamy też wystarczającą liczbę respiratorów – tak zapewniał w Polskim Radiu.