O tym milczą biskupi. Jeśli nie pójdziesz do kościoła z powodu koronawirusa, nie będzie grzechu

Aneta Olender
Zamknięte przedszkola, szkoły, uczelnie, kina, muzea i inne obiekty kultury. Choć rząd podejmuje stanowcze kroki związane z koronawirusem, to Kościół (przynajmniej na razie) nie decyduje się na podobne zalecenia. Wręcz przeciwnie apeluje o więcej mszy. O sensie takich decyzji i odpowiedzialności hierarchów w naTemat mówi jezuita Krzysztof Mądel.
Nie jest grzechem, jeśli ktoś w trosce o zdrowie swoje lub innych nie pójdzie do kościoła. Fot Mikołaj Kuras / Agencja Gazeta
Jeśli katolik rezygnuje z niedzielnej mszy z powodu koronawirusa, to nie popełnia grzechu?

Biskupi mogliby poinformować o tym, że jeżeli ktoś choć trochę obawia się zakażenia wirusem – nawet gdyby była to subiektywna obawa, nie do końca potwierdzona sytuacją sanitarno-epidemiologiczną – i w związku z tym rezygnuje z uczestnictwa w niedzielnej mszy, to nie ma żadnego grzechu.

Co więcej, jeśli robi to w dobrej wierze i uważa, że tak lepiej zadba o zdrowie swoje i innych, że nie będzie nikogo narażał, to wtedy wykazuje się cnotą. Jeśli kieruje się opinią ekspertów, czy postępuje zgodnie z wyraźnymi zaleceniami służb, to nie powinien mieć wątpliwości.


W Kościele katolickim, Bogu dzięki, sumienie jest tzw. normą bliższą. Nawet jeśli nie odpowiadałoby to rzeczywistej sytuacji, jakiemuś rzeczywistemu zagrożeniu zdrowia, to ktoś, kto jest przekonany, że lepiej będzie jeśli nie pójdzie na mszę, nie ma grzechu.

Jest to podobna sytuacja, jak wtedy, kiedy ktoś jest zwyczajnie chory. Chociaż nikomu nie zagraża, ma prawo zostać w domu, bo gorzej się czuje. Nie popełnia grzechu.

Wielu ludzi jest jednak przekonanych, że jeżeli opuści mszę w trakcie niektórych świąt, to zgrzeszyło. Proboszczowie nie informują, że część z tych świąt, to nie są święta obowiązkowe. Świąt obowiązkowych w polskim kalendarzu, kalendarzu katolickim, nie ma wiele.

Czasami księża w ogłoszeniach parafialnych podnoszą rangę pomniejszych świąt, a w konsekwencji ludzie spowiadają się z nieobecności, choć nie mają takiego obowiązku. Weźmy np. najważniejsze święto chrześcijańskie, czyli Triduum Paschalne, które zaczyna się od czwartkowego wieczoru.

Udział w nim nie jest obowiązkowy w żaden sposób. Obowiązkiem jest być na mszy zmartwychwstania pańskiego w sobotę w nocy albo w niedzielę. Wielki Piątek, Wielki Czwartek nie są obowiązkowe, chociaż każdy powinien pójść wtedy do kościoła.

Czyli jeśli zadzwoniłam dziś do rodziców i poprosiłam, żeby nie wybierali się do kościoła w niedzielę, to nic złego się nie stało?

Dziś w kościele powiedziałem, że gdyby ktoś z wiernych – a dużo starszych osób przychodzi – miał wrażenie, że ma temperaturę, czy kicha, to niech wyciągnie rękę, a ja komunię położę na dłoni. Co prawda nie ma wielkiego niebezpieczeństwa, że stanie się coś, gdy ksiądz będzie podawał komunię, ale lepiej mieć całkowitą pewność. O tym powinno się powiedzieć.

Zachęcał bym też do niepodawania znaku pokoju, do usunięcia wody z kropielnic. Woda jest siedliskiem życia, a jeśli ileś osób włoży tam ręce, a wcześniej np. ktoś wycierał nos, to kropielnica może być zagrożeniem. I naprawdę zachęcam do tego, żeby wszyscy wysuwali dłoń, na której można położyć komunikat.

W czasie epidemii, jeśli jest tak wysoki alert, że nawet szkoły są zamknięte i jest zakaz zgromadzeń, to zapewniłbym też, że jeżeli ktoś uzna w sumieniu, że dla bezpieczeństwa i zdrowia nie pójdzie do kościoła, bo mieszka np. z osobami starszymi, to wtedy grzechu nie popełnił, tylko wykazał się cnotą. To mógłby episkopat powiedzieć.

Zamiast tego słyszymy apel o zwiększenie liczby mszy w kościołach.

To ma sens. Więcej mszy powinno być w kościołach, które są pełne. Często są to małe kościoły, które mają duże parafie. Pamiętam taką parafię w Bytomiu, gdzie podczas niedzielnych mszy – a było ich chyba 8 – pociły się ściany. W tym niezbyt wysokim budynku wyraźnie było widać, że ci ludzie oddychają, było mnóstwo wilgoci, nawet jeśli się wietrzyło.

W takim przypadku zmniejszenie grup na mszy byłoby sensowne, ale podkreślam, że apelując o coś takiego, warto jednocześnie powiedzieć, że nie ma obowiązku, że nie ma grzechu, jeśli w takich okolicznościach nie pójdzie się do kościoła.

Czytaj więcej: Szkoły zamknięte, a co z rekolekcjami? Kościół ma kilka pomysłów

Rozumiem, że chodzi o to, żeby liczba wiernych w kościołach rozłożyła się na więcej mszy, ale nadal taka decyzja wzbudza oburzenie wielu osób. Tym bardziej, kiedy już wiemy, że wszystkie szkoły, przedszkola i inne instytucje, będą zamknięte.

Wiemy na pewno, że jakaś sekta w Korei była siedliskiem rozsiania tej choroby. Wiemy też, że w Waszyngtonie prezbiterianin rozniósł wirusa, dlatego że w czasie mszy, a sam był zakażony, wyściskał co najmniej 500 osób.

Gdyby w Polsce okazało się, że kościół wygląda na instytucję mniej ostrożną niż przeciętny obywatel, gdyby doszło do sytuacji, że w jakimś kościele ksiądz, szafarz komunii, czy ktoś kto za komunię odpowiada, był źródłem zakażeń większym niż jakakolwiek uczelnia lub przychodnia zdrowia, to niestety spowodowałoby to niechęć do Kościoła.

Natomiast jeśli my wykażemy się taką samą ostrożnością i troską o zdrowie ludzi, to jednocześnie wykażemy się cnotą roztropności. Dmuchałbym na zimne. Prawicowi publicyści mówią, że tym bardziej o duszę trzeba dbać, gdy ciało jest zagrożone. Nie. Łaska działa zawsze i wszędzie tak samo. Łaska nie działa selektywnie. To jest niedojrzała, naiwna, dziecinna teologia. Każde spotkanie z Bogiem, każda modlitwa powinna zwiększyć roztropną troskę o życie, o zdrowie, o dobrostan człowieka w jakimkolwiek sensie i całego jego otoczenia.

Bałbym się takiej sytuacji, że w przypadku braku rozeznania i ostrożności, podnoszenie tylko tego elementu kultycznego, spowoduje to, że akurat w Polsce może pojawić się jakaś parafia, która będzie miejscem rozsiewu wirusa, a służby sanitarne dowiedzą się o tym po fakcie, kiedy trudno będzie cokolwiek zrobić.

Lepiej wykazać się tym, że jesteśmy tak samo roztropni, jak inni, a nawet bardziej, dlatego że modlitwa podjęta nieroztropnie nie jest miła Bogu i nie jest skuteczna. Oczywiście jeśli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy to winy nie ponosi, ale hierarchowie czy duchowni powinni się tą roztropnością wykazać.

Wierni często nie mają rozeznania i bardzo wielu ludzi, zwłaszcza jeśli mowa o tym starszym pokoleniu, nawet jak wie, że miało powód, dla którego mogli nie pójść na mszę, to i tak się z tego spowiadają, bo czują niepokój sumienia.

W tym zakresie wszystkie kompetencje Kościoła zależą tylko od kompetencji służb. My do wszystkich zaleceń powinniśmy się dostosować, nawet jeśli nie są one adresowane wprost także pod adresem wspólnot religijnych. Jeśli rząd zamyka szkoły, ale nie wypowiada się na temat tego, co mają robić wspólnoty religijne, to sama ta wspólnota powinna równoległe kroki, jak instytucje edukacyjne czy kultury, zastosować.

Politycy nie robią dużych spotkań, to Kościół też powinien robić wszystko, żeby te spotkania były mniejsze, ale jednocześnie nie powinien zachęcać do uczestnictwa w mszy, zwłaszcza starszych i dzieci, bo dzieci mogą roznieść wirusy, a starsi mogą być poszkodowani.

Czytaj więcej: "Więcej mszy". Jest apel Kościoła do wszystkich parafii w Polsce w związku z koronawirusem

Czytaj więcej: Księdzu nie spodobał się pomysł zamykania kościołów. Wskazał "siedlisko zagrożeń"