"Nie mam bunkra z makaronem, ale strach jest". Polka z Londynu mówi, jak żyje w czasie epidemii

Łukasz Grzegorczyk
– Nikt z moich znajomych nie ma bunkra z makaronem i papierem toaletowym. Boimy się, ale bardziej tego, co będzie po epidemii – mówi pani Alicja, Polka od kilku lat mieszkająca w Londynie. W rozmowie z naTemat skrytykowała brytyjskie władze za brak radykalnych działań ws. epidemii koronawirusa.
Polka opowiedziała nam, jak wygląda epidemia koronawirusa w Londynie. Skrytykowała brytyjskie władze za brak działań. Fot. YouTube / The Sun
Do poniedziałku w Londynie zmarły 53 osoby zakażone koronawirusem. Statystyki w Wielkiej Brytanii są bardziej niepokojące niż w Polsce, a mimo to władze nie wprowadzają ograniczeń, by walczyć z pandemią. Premier Boris Johnson jedynie zachęcił do odwoływania wydarzeń, ograniczenia kontaktów i pracy zdalnej.

Jak teraz wygląda sytuacja w Londynie? Opowiedziała nam o tym pani Alicja, która mieszka i pracuje tam od kilku lat.

Łukasz Grzegorczyk: Koronawirus to teraz temat numer jeden w Wielkiej Brytanii?

Pani Alicja, Polka z Londynu: Słyszymy o nim w zasadzie od początku, od pierwszych poważnych kroków podjętych w Chinach. To była połowa stycznia. Od dwóch tygodni jest głównym tematem. Wcześniej dużo mówiło się o sytuacji w innych krajach, ale dopiero niedawno media tutaj skupiły się na tym, jak to wygląda w Wielkiej Brytanii.


I zaczęła się krytyka pod adresem Borisa Johnsona, że lekceważy problem. Teraz jedynie zachęca do pozostania w domu czy odwoływania imprez.


Uważam, że nadal nie zadziałali wystarczająco. Rząd niczego nie zamknął, nie wymusił żadnych odwołań większych eventów. Jedyne, co zrobili, to odradzili chodzenie w zatłoczone miejsca. Wszystkie anulowane wydarzenia i zamknięte teatry, to w tym momencie decyzje tylko organizatorów i właścicieli lokali.
Boris Johnson jest krytykowany za brak działań ws. epidemii koronawirusa.Fot. YouTube / BBC News
Większość artykułów które czytałam, miały bardziej charakter informacyjny. Chyba telewizja była bardziej krytyczna, ale i ludzie są bardzo krytyczni. Londyn to miasto wypełnione Europejczykami. Wszyscy wiedzieli, co dzieje się w kraju i zwracali uwagę na brak działań ze strony brytyjskich władz.

Patrząc na reakcje innych państw, brak decyzji o zamknięciu barów i restauracji w Wielkiej Brytanii mógł być zaskakujący.

Jest na to teoria. Bardzo prawdopodobna, szczególnie jeśli chodzi właśnie o puby. 17 marca to Dzień Świętego Patryka. Gdyby Boris Johnson kazał zamknąć lokale dzień wcześniej, ich właściciele mogliby domagać się odszkodowań za spore straty. A w tej sytuacji nie mogą - jeśli postanowią zamknąć pub, to jest to ich decyzja.

To prawie pewne, że brytyjskie władze pod koniec tygodnia ogłoszą decyzję o zamknięciu takich miejsc.

Jak wyglądał Londyn przez ostatnie dni?

Było mniej ludzi. Z tym, że w Londynie w godzinach szczytu "mniej ludzi", to często nadal tłum. Od teraz pewnie będzie inaczej, puby opustoszeją i ludzie zaczną pracować z domu. No i oczywiście nie ma turystów, bo prawie cała Europa zdążyła już zamknąć granice.

Panikę można było zobaczyć w sklepach. Podobnie jak w Polsce, wszyscy ruszyli na zakupy i biorą dosłownie wszystko. Rzucili się głównie na papier toaletowy. Następnego dnia półki znowu są pełne, na jakiś czas. Jeśli chodzi o usługi, pojawiła się opcja "bezkontaktowej" dostawy jedzenia pod drzwi.
A na ulicach widać jakieś specjalne środki ostrożności?

Na razie nie. Od czasu do czasu ktoś przejdzie w maseczce, poza tym jest zwyczajnie. Wiem jednak, że osoby z widocznymi objawami grypy, które odmówią kwarantanny, mogą dostać 1000 funtów grzywny. Widziałam informacje o tym pod koniec zeszłego tygodnia. Po pierwszym rozporządzeniu Borisa Johnsona, żeby izolować się przez 7 dni, jeśli ma się objawy choroby.

Epidemia koronawirusa zmieniła jakoś pani codzienne życie w Londynie?

Powoli przechodzimy na tryb pracy zdalnej, ale to nie jest takie łatwe. Moja firma nigdy nie miała potrzeby, żeby część pracowników posiadała mobilny dostęp do systemów. Wcześniej, jeśli ktoś chciał, zapewniała sprzęt, na którym wszystko było zainstalowane. Teraz nie ma możliwości na szybko kupić ponad 300 laptopów, więc testujemy alternatywną opcję, która istniała, ale nigdy nie była sprawdzona w praktyce.
Puste półki w sklepie w Londynie.Fot. YouTube / BBC London
Pracuję w firmie zajmującej się wymianą walut. Delikatnie mówiąc, nasza przyszłość nie wygląda optymistycznie. Ciągle mam nowe doniesienia na temat stanu giełdy i rynków walutowych. Nie wygląda to ciekawie. 12 marca był najgorszym dniem od Black Monday ’87. Funt jest na dobrej drodze do spadnięcia poniżej euro. W jakim stanie zostawi to branżę filmową, linie lotnicze, teatry, małych przedsiębiorców? Na razie jest dużo znaków zapytania i strach o przyszłość.

Ludzie w Londynie boją się epidemii koronawirusa?

Trochę na pewno. Znam głównie młode osoby, ale nie wpadamy w panikę. Nikt z moich znajomych nie ma bunkra z makaronem i papierem toaletowym. Myślę, że bardziej boimy się tego, w jakim stanie będzie świat, kiedy przejdzie ta najgorsza fala, i koronawirus stanie się tylko nową grypą. Boimy się tylko zmian, które na pewno czekają nas po epidemii.

Czytaj także: Koronawirus zamienił ten kraj w twierdzę. Włoch opowiada, jak żyje się w czerwonej strefie