"Jakby mi ktoś w pysk dał". Dlaczego Głusi są bardziej bezbronni wobec koronawirusa

Anna Dryjańska
– Nie wiem, czy w sprawie koronawirusa dzieje się coś ważnego, o czym powinienem wiedzieć. Czy mam zostać w domu? Czy wszczęto jakiś alarm? To naprawdę nie jest fajne uczucie. Urodziłem się tu, nauczyłem języka polskiego, bo przecież muszę się dostosować do większości. Jednak żebyśmy mogli funkcjonować w społeczeństwie, większość musi myśleć o mniejszości – mówi natemat Bartosz Marganiec, aktywista na rzecz praw Głuchych.
Głuchy ogląda w telewizji materiał na temat koronawirusa. Tłumacz polskiego języka migowego jak tak mały, że mężczyzna musi siedzieć tuż przy ekranie, by zrozumieć o co chodzi. Według badań UW osoba migająca powinna zajmować przynajmniej 1/8 ekranu. fot. Agnieszka Szyc-Łuczywek / grupa facebookowa MEDIA.NAPISY.PJM
Anna Dryjańska: Kiedy straciłeś słuch?

Bartosz Marganiec: Jestem osobą głuchą od urodzenia. Znam język polski, znam też polski język migowy, mówię i korzystam z implantu ślimakowego. Nie rozmawiam przez telefon, z telewizji bez napisów czy tłumacza niewiele rozumiem.

Znajomość języka polskiego sprawia, że i tak jestem w dużo lepszej sytuacji, niż osoby, które go w ogóle nie znają. A i tak się denerwuję, gdy konferencje o koronawirusie są prowadzone bez udziału tłumaczy polskiego języka migowego (PJM). Wtedy nie wiem, o co chodzi.

Są osoby głuche, które nie znają języka polskiego?

Tak. Zaraz ci wytłumaczę, dlaczego. Warto jednak zacząć od tego, że w Polsce jest 4–6 mln ludzi z wadami słuchu, ale ta grupa jest bardzo zróżnicowana. W to wliczają się osoby z niedosłuchem, słabosłyszące, czy ogłuchłe z powodu wieku. Jest to zupełnie inna grupa. Większość z takich osób rozmawia przez telefon i wspomaga się aparatami, które rekompensują im ubytek słuchu.

Natomiast głuchych (zazwyczaj piszę to słowo wielką literą – Głuchych, by podkreślić, że to mniejszość językowo-kulturowa mająca swój własny, niezależny od języka polskiego język: polski język migowy) jest około 30-50 tys. Część Głuchych nie została nauczona języka polskiego lub zna go zbyt słabo.

Podpisz petycję o zagwarantowanie równego dostępu do informacji i komunikatów w polskim języku migowym
Bartosz Marganiec, aktywista na rzecz praw Głuchych.fot. Bartosz Marganiec / archiwum prywatne
Jak to możliwe, skoro całe życie mieszkają w Polsce?

Żeby wyjaśnić, na czym polega problem z językiem polskim, trzeba zrozumieć, że polski język migowy jest zupełnie innym językiem, ze swoją gramatyką i słownikiem. Nie ma podobieństwa między tymi językami. Jest to bardzo często pierwszy język osoby głuchej. Uczy się więc ona języka polskiego jako drugiego - a to przecież trudny język. Nie nauczy się go ze słuchu.

Taki głuchy powinien być uczony metodami glottodydaktycznymi, w szkołach powinna być edukacja dwujęzyczna. Tymczasem program nauczania polskiego w szkołach dla głuchych jest taki sam, jak dla osób słyszących! Nie jest to nauka polskiego jako obcego – tylko uczenie języka przy założeniu, że głuchy, który już przyszedł, zna go tak, jak zna go 6-letnie słyszące dziecko. A przecież tak nie jest!

Z niedostosowania edukacji, z braku nauczycieli znających polski język migowy, wynikają problemy Głuchych z językiem polskim. Teraz pojawiły się podręczniki MENu, które zawierają dostosowania dla Głuchych - są tłumaczone na PJM przez Pracownię Lingwistyki Migowej na UW. Nadal jednak nie jest to program nauki języka obcego.

Mówisz, że jesteś w lepszej sytuacji, niż Głusi, którzy nie znają polskiego. Dlaczego się denerwujesz brakiem tłumaczy PJM na konferencjach władz? Dla zasady? Przecież wszystko jest prędzej czy później dostępne w formie pisemnej w sieci.

Władze państwa i prezydenci miast organizują teraz różne konferencje w telewizji, na Facebooku. Nie zapewniają tłumaczy, przez co nie wiem, o czym mowa. Nie wiem, czy właśnie zamykają sklepy. Czy miasto działa sprawnie. Muszę poczekać, aż ktoś o tym napisze, albo poczekać do wieczornych wiadomości. Przez brak dostępności nie czuję się bezpiecznie. Myślę, że inni głusi też mogą mieć takie poczucie. Czy są też inne problemy, które Głusi mają w stanie zagrożenia epidemicznego koronawirusem?

Zostałem bez opieki medycznej, bo nie jestem w stanie zadzwonić do przychodni i powiedzieć, czego potrzebuję. W podobnej do mnie sytuacji są tysiące ludzi w Polsce. Jeśli instytucje państwowe i samorządowe nie są dostępne poprzez e-mail, czat, czy tłumacza, to nie jestem w stanie z nich skorzystać. A to tylko ja: mam wielu głuchych przyjaciół, którym bez wsparcia tłumacza jest ciężko. Są osoby, które tych informacji nie przeczytają, bo ich znajomość języka polskiego jest zbyt słaba.

Głusi to mała społeczność i jak to widzę, to się denerwuję. Cała ta sytuacja ma dla mnie dwa wymiary - osobisty i społecznościowy. Z dyskryminacją Głusi spotykają się nie od dziś. Radzą sobie różnie. Ale w obliczu epidemii zagrożone jest zdrowie i życie. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że będzie o wiele gorzej. Co się teraz dzieje na grupach Głuchych na Facebooku, na forach?

Z tego, co widzę, Głusi starają się wymieniać się informacjami, które przeczytają, albo vlogami innych Głuchych z zagranicy. Widziałem kilka vlogów, w których Głusi migali o problemie z dostaniem się do przychodni lekarskiej – trzeba było zadzwonić, by się zarejestrować. Na szczęście znajomi lekarze wpuszczali takie osoby do środka, ale przecież nie ma takiej gwarancji.

Między Głuchymi na Facebooku istnieje wymiana informacji, jednak są to treści bardzo wątpliwe moim zdaniem. Jest tu duże pole dla fake newsów. Przecież nawet słyszące osoby mają problem, by wyłuskać prawdziwe informacje, Głuchym tym bardziej jest trudno je sprawdzić.

TVP1 zaczęła emitować poradnik o koronawirusie co 30 minut – z tłumaczem języka migowego. I chwała im za to. Problem tylko jest taki, że zamieścili poradnik również na swojej stronie internetowej w formie VOD – i tam tłumacza już nie ma. Nie każdy jest w stanie cały czas śledzić telewizję.

Kolejny problem, to zbyt mały rozmiar tłumacza PJM w telewizji. Jest on umieszczony w malutkim okienku. Na dużym telewizorze jest słabo widoczny, a język migowy trudny w odbiorze. Na małym telewizorze jest jeszcze gorzej. Głuche osoby w podeszłym wieku, osoby głuche słabowidzące, mają z tym duży problem. Często bywa tak, że w programie na żywo tłumacz jest widoczny, a w powtórkach już go nie ma…

Za granicą standardem jest, że tłumacz stoi obok osoby przemawiającej, gubernatora, urzędnika, czy prezydenta, przez co jest dobrze widoczny na ekranie telewizora, jest też widoczny we wszystkich transmisjach telewizyjnych na wszystkich programach i w powtórkach. Taki przekaz ma dużo większą szansę dotrzeć do Głuchych. Jeśli tłumacz nie jest obecny na miejscu, to jest wyświetlony w dużo większym oknie, czasami nawet na połowie ekranu telewizora.

U nas w Polsce KRRiT nie określiła standardów wielkości tłumacza w oknie, więc telewizje same określają, jakiej on ma być wielkości. I bywa – jak żartujemy na grupie PJM – wielkości krasnoludka. Niby jest, a jakby go nie było.

Próbujecie jakoś to obejść, pomagacie sobie wzajemnie?

Głusi radzą sobie też tak, że kilka osób na własną rękę tworzy tłumaczenia komunikatów urzędowych ze wsparciem osób słyszących. Ale to jest de facto partyzantka. Kropla w morzu potrzeb. Napisałeś mi, że na informacje, które możesz zrozumieć, czekasz kilka, a nawet kilkanaście godzin… Jak się z tym czujesz?

Nie wiem, czy dzieje się coś ważnego, o czym powinienem wiedzieć. Czy mam zostać w domu? Czy wszczęto jakiś alarm? Nie jest to przyjemne uczucie. Czuję się zignorowany, zwłaszcza dlatego, że w poprzednich latach wielokrotnie apelowaliśmy o to, by politycy i urzędnicy brali nas pod uwagę. Muszę sam szukać informacji.

W Konstytucji RP jest zapisane, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu społecznym, gospodarczym czy politycznym z jakiejkolwiek przyczyny. To artykuł 32. Nie jest on niestety realizowany w stosunku do Głuchych.

Nie tyczy się to tylko obecnej władzy. Ostatnie wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy było bez tłumacza. Orędzie marszałka Tomasza Grodzkiego również nie było migane.

To naprawdę nie jest fajne uczucie – urodziłem się tu, nauczyłem języka polskiego, bo przecież muszę się dostosować do większości. Jednak żebyśmy mogli funkcjonować w społeczeństwie, większość musi myśleć o mniejszości. No jakby mnie ktoś w pysk strzelił. Pracujemy, płacimy podatki przecież!

Gdybyś miał czarodziejską różdżkę i mógł natychmiast zmienić 3 rzeczy w komunikowaniu zagrożenia o koronawirusie, to co by to było?

Świetne pytanie! Po pierwsze chciałbym, by przy każdym wystąpieniu prezydenta, premiera, ministrów (dobry przykład daje Minister Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej), władz samorządowych, prezydentów miast, przy ważnych informacjach, komunikatach, orędziach do mieszkańców, obywateli, był tłumacz PJM – obok osoby, która mówi. Dobrze widoczny, a nie mikroskopijny w rogu telewizora.

Po drugie chciałbym, by były dostępne całodobowe wideoinfolinie w języku migowym – nie tak jak teraz, gdy do NFZ można się dodzwonić tylko między godziną 8 a 16. Takie infolinie już są, niestety trudno się o nich dowiedzieć, zwłaszcza, że nie ma informacji na rządowych stronach. Na przykład na oficjalnej stronie rządu o koronawirusie są podane tylko numery telefonów dla słyszących, nie ma żadnego maila, numeru komórkowego gdzie można wysłać sms, żadnego linka do wideoinfolinii w języku migowym.

Po trzecie, chciałbym, żeby ludzie, a zwłaszcza politycy, zaczęli myśleć o Głuchych jak o ludziach, którzy też są obywatelami i mają wszelkie prawa konstytucyjne: mają prawo do informacji, do poszanowania i do zagwarantowanej dostępności do usług.

Żeby w Polsce była lepsza atmosfera otwartości na mniejszości i ich potrzeby. Żeby wiedzieli, że potrzeby osób Głuchych i słabosłyszących są nieco inne – nie można ich wrzucać do jednego worka. Są grupy, które potrzebują napisów i są grupy, które potrzebują tłumacza polskiego języka migowego. Większość powinna myśleć o mniejszości – nie tylko w czasie koronawirusa.


Podpisz petycję o zagwarantowanie równego dostępu do informacji i komunikatów w polskim języku migowym