"Musicie pracować, traktor uzdrowi wszystkich". Tak z koronawirusem radzą sobie dyktatury

Katarzyna Zuchowicz
Nie sposób w to uwierzyć, choćby patrząc na mapę. Na północy granica z Chinami, na dole Korea Południowa. Do niedawna dwa państwa, które były największymi ogniskami koronawirusa na świecie. Ale w Korei Północnej twierdzą, że u nich nie ma ani jednego przypadku. Z kolei na Białorusi jest już kilkadziesiąt. Jak epidemię traktują władze w takich państwach?
W Korei Północnej twierdzą, że nie ma u nich żadnego przypadku koronawirusa. Kim Dzong Un kazał jednak zbudować wielki, nowoczesny szpital. Fot. Youtube/BBC News
Na Białorusi potwierdzono 51 przypadków koronawirusa. Pierwszy - 28 lutego, czyli niemal tydzień wcześniej niż w Polsce. Władze w Mińsku twierdzą jednak, że w 9-milionowym kraju nie ma powodów do paniki. Ani tym bardziej, by kupować maski ochronne.

Zresztą, jak stwierdził Aleksander Łukaszenka, jak ktoś potrzebuje niech kupuje. Na Białorusi ich nie zabraknie. – Każdego dnia firmy na Białorusi produkują ich setki tysiące – zapewnia białoruski przywódca..

– Przeżyliśmy inne wirusy, przeżyjemy i ten – oświadczył kilka dni temu, cały czas uspokajając naród. W Polsce przy 25 przypadkach zamknięto szkoły i przedszkola.


Łukaszenka radzi, co uzdrowi ludzi


Tu prezydent ma inne porady. Na przykład, by ludzie wyszli w pole. By wsiedli na traktory i zajęli się pracą. – Musicie pracować. Zwłaszcza teraz, na wsi. Miło jest oglądać w telewizji, jak ludzie pracują na traktorach, nikt nie rozmawia o wirusie. Traktor uzdrowi wszystkich. Pole wszystkich uleczy – usłyszeli kilka dni temu z telewizorów Białorusini. Łukaszenka proponował też wizytę w saunie. Twierdził, że wirus ginie w 60 stopniach Celsjusza.

– Niedawno powiedział, że dobrym środkiem zapobiegawczym na koronawirusa jest picie mocnego alkoholu. Zastrzegł jednak, aby pili w niedużych ilościach i po godzinach pracy – mówi naTemat Andrzej Pisalnik, znany dziennikarz, sekretarz Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi.

Jaka ogólnie jest atmosfera na Białorusi? – Jest względnie spokojnie, ale ten spokój wynika bardziej z izolacji informacyjnej, gdyż Białorusini czerpią informacje o stanie epidemicznym głównie z białoruskiej i rosyjskiej telewizji. A te problem bagatelizują i naśmiewają się ze środków zapobiegawczych, na przykład na Ukrainie. Naśmiewają się z ukraińskich władz, które zamknęły metro w dużych miastach. Zdaniem propagandy rosyjskiej i białoruskiej jest to środkiem nieuzasadnionym i powoduje utrudnienia transportowe i logistyczne dla setek tysięcy Ukraińców – odpowiada.

On na przykład wie nieoficjalnie, że w szpitalu dziecięcym w Grodnie jest ponadprzeciętna liczba dzieci chorych na zapalenie płuc. Mówi, że w sklepach paniki nie widzi.

Wczoraj poszedł z żoną do supermarketu. – Założyliśmy maseczki, patrzono na nas jak na nienormalnych, chociaż nikt na nas także palcem nie pokazywał – podkreśla.

Na Białorusi nie zamykają szkół
Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie w jednej z ostatnich analiz zauważa: "Władze białoruskie od wielu dni zachowują dystans wobec problemu koronawirusa". Analityk OSW, Kamil Kłysiński pisze:
Ośrodek Studiów Wschodnich

"Sceptycyzm Mińska jest szczególnie zaskakujący w zestawieniu z bardziej restrykcyjną polityką Kijowa oraz Moskwy. Wydaje się, że Alaksandr Łukaszenka, bagatelizując ten problem, chce stworzyć wrażenie, iż władze w pełni panują nad sytuacją zdrowotną obywateli i efektywnie powstrzymują wzrost liczby zakażeń. W ten sposób usiłuje wzmocnić wizerunek silnego przywódcy stabilnego kraju, co może mieć znaczenie w kontekście tegorocznych wyborów prezydenckich". Czytaj więcej


Koronawirus jednak jest. Media opisują jak na lotnisku badana jest temperatura, donoszą o kwarantannie osób z podejrzeniem wirusa, a także o zakazie imprez masowych. "Według niezależnego białoruskiego portalu informacyjnego Charter97 władze uprzedziły dyrektorów przychodni i szpitali, że "za rozpowszechnianie informacji o zachorowaniu na koronawirusa grozi im odpowiedzialność karna" - opisywała kilka dni temu "Wyborcza".
Łukaszenka zapowiedział, że nie zamknie granicy z Polską i innymi sąsiadami. Krytykował też Rosję, która to zrobiła. Mówił, że Rosja płonie od koronawirusa, a na Białorusi jest spokojnie. Nie zamyka szkół. Ale temat wśród mieszkańców krąży.

– W internecie powstała petycja rodziców, aby ogłosić wcześniejsze ferie wiosenne w szkołach, ale władze ten apel zignorowały. Pozwolono tylko rodzicom na własną odpowiedzialność, bez zwolnienia lekarskiego, nie puszczać dzieci do szkoły. Władze nie wprowadzają kwarantanny, nawet w szkołach i przedszkolach, co powoduje wśród ludzi przeświadczenie, że zagrożenie raczej nie jest duże – mówi Andrzej Pisalnik.

Jak jest w Korei Północnej i Turkmenistanie


To i tak lepiej niż w innych państwach znanych z autorytarnych rządów. Jak jest w Turkmenistanie, czy Korei Północne? W obu krajach nie ogłoszono ani jednego przypadku koronawirusa.

Świat jednak nie dowierza. Korea Północna jest dosłownie wciśnięta między Chiny i Koreę Południową, gdzie żniwo koronawirusa jest ogromne. Turkmenistan z kolei graniczy z Iranem, który również znajduje się w czołówce państw z największą liczbą zakażeń. Granica liczy ponad tysiąc kilometrów. "Niemożliwe jest, by Korea Północna nie miała ani jednego przypadku koronawirusa" – mówił w Fox New Jung H. Pak, były analityk CIA ds. Korei Północnej.

Czytaj także: Przełom w Chinach. Pierwszy taki dzień od wybuchu epidemii koronawirusa

30-dniowa kwarantanna dla cudzoziemców


Nie wszystkie doniesienia z Korei Północnej są potwierdzone. Jeszcze w styczniu i lutym koronawirus miał zabić tu blisko 200 żołnierzy. Tak donosiły niektóre media. A na początku marca, według serwisu Daily NK, kwarantannie poddano 3,7 tys. wojskowych. Władze podobno kazały zdezynfekować wojskowe szpitale. Dowódcy mieli kontrolować stan swoich poddanych, pod groźbą kar, jeśli nie będą stosować procedur.

Oficerowie, jak twierdziły źródła Daily NK, mieli być odpowiedzialni za zgony w swoich jednostkach.

Czytaj także: Rozstrzelano mężczyznę, który złamał warunki kwarantanny. Niedawno wrócił z Chin

Nie wiadomo, ile w tym prawdy. Ale wiadomo, że Korea rygorystycznie zaczęła stosować inne środki zapobiegawcze. Zamknięto granicę z Chinami. Wprowadzono 30-dniową kwarantannę dla osób z objawami. A dla tych, którzy mieli kontakt z cudzoziemcami z objawami , nawet 40-dniową.

To ponad dwa razy dłużej niż w większości krajów świata. Bezwarunkowo kwarantannie musieli się poddać wszyscy cudzoziemcy, w tym dyplomaci.

"Dziś chwalą się, że taka izolacja ich ocaliła" – piszą zachodnie media. Ostatnie doniesienia dotyczą wielkiego, nowoczesnego szpitala, który Kim Dzong Un kazał zbudować w Pjongjangu. Koreański przywódca miał stwierdzić, że w kraju brakuje takiej placówki. Osobiście pojechał na placu budowy.

Przywódca Turkmenistanu radzi


A jak radzi sobie Turkmenistan? Podobno ministerstwa otrzymały zalecenia, by badać temperaturę pracowników. Od początku marca w stolicy zamknięto baseny i hale sportowe. Odwołano śluby i inne imprezy. Niektóre ośrodki turystyczne zostały zamknięte, a do mieszkańców trafiły ulotki informacyjne. Ale, jak podaje Global Voices, omijano nazwę "koronawirus".

Podobno do 5 marca urzędnicy nawet nie wspominali tego słowa. Dopiero wtedy - jak pisze serwis Global Voices - pojawiła się informacja, że w kraju mogą być co najmniej dwa przypadki podejrzenia zakażenia.

Zamknięte też zostały granice z Iranem i innymi sąsiadami. Ale przede wszystkim przywódca Gurbanguły Berdymuchamedow zalecił obywatelom, by okadzali się leczniczym dymem z rośliny poganek rutowaty (Peganum harmala).
Gurbanguły Berdymuchamedow
za Belsat.eu

" Nasi mądrzy przodkowie twardo trzymali się tradycji: okadzania dymem poganka podczas ważnych wydarzeń – np. przeprowadzki do nowego domu, wesela czy też w określonych porach roku, kiedy pojawiały się choroby zakaźne". Czytaj więcej

Podobno wie, co mówi. Jest autorem dzieła pt. "Rośliny lecznicze Turkmenistanu”. A w latach 1997-2007 był ministrem zdrowia.