Po trupach do celu? 5 pytań do PiS które pokazują, że wybory 10 maja są NIEREALNE
10 maja mają się odbyć wybory prezydenckie. Mimo stanu zagrożenia epidemicznego PiS oficjalnie nie widzi powodu, by zostały przełożone. Koronawirus nie jest bowiem obecnie przeszkodą, lecz sprzymierzeńcem partii rządzącej: ubiegający się o reelekcję i wspierany przez PiS Andrzej Duda ma fory w mediach z racji pełnionej funkcji, a inni kandydaci nie mogą prowadzić kampanii. Jednak z każdym dniem majowy termin głosowania staje pod coraz większym znakiem zapytania.
Czytaj także: Gdzie jest koronawirus w Polsce? Interaktywna mapa zachorowań na covid-19 [pomiar na żywo]
Na razie jednak partia Jarosława Kaczyńskiego – mimo zamkniętych szkół, sklepów, ograniczonego funkcjonowania firm i całych gałęzi gospodarki, rzeszy pracowników na umowach śmieciowych, którzy właśnie zostali bezrobotni – woli funkcjonować zgodnie z przegłosowaną przez siebie specjalną ustawą o koronawirusie i nie ruszać daty wyborów prezydenckich. Co istotne, minimalna frekwencja w tym przypadku nie istnieje: w pierwszej turze zwycięża kandydat, który zdobędzie ponad połowę ważnych głosów, w drugiej po prostu ten, kto otrzyma więcej głosów niż konkurent.
1. Jak zagłosują osoby w kwarantannie?
W tej chwili obowiązkowej kwarantannie poddanych jest już ponad 22 tys. osób. Wszystko wskazuje na to, że liczba ta będzie rosła wraz z liczbą potwierdzonych zakażeń koronawirusem. Przez kilka tygodni izolowani są i będą ci, z którymi stykali się chorzy, czyli przede wszystkim bliscy, współpracownicy, a także inne osoby, które bezpośrednio kontaktowały się z pacjentem przed stwierdzeniem infekcji. W jaki sposób osoby w kwarantannie miałyby skorzystać ze swojego prawa obywatelskiego, jakim jest czynne prawo głosu? Jeśli złamią zakaz i wyjdą z domu, narażą innych na zakażenie COVID–19, a sami mogą zostać obciążeni grzywną w wysokości 5 tys. zł. Jeśli zostaną w domu, ich głos przepadnie. A w tych wyborach ważny jest każdy głos.Do tego dochodzą osób, które zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia poddają się dobrowolnej kwarantannie, by chronić siebie i innych przed koronawirusem. To osoby starsze i o obniżonej odporności, na przykład pacjenci onkologiczni, osoby po przeszczepieniu, chorzy na choroby autoimmunologiczne. Jeśli wybory odbywałyby się w czasie epidemii, zostaną postawione przed wyborem: głosowanie czy zdrowie (a nawet życie).
2. Czy znajdzie się wystarczająca liczba osób, które zostaną członkami komisji?
Prawo głosu to jedno, ale przecież musi być też ktoś, kto te głosy zbierze i policzy. To zadanie członków obwodowych komisji wyborczych. W zależności od rozmiaru obwodu, komisja składa się od 7 do 13 osób. W skali całego kraju to łącznie około 300 tys. osób. Tu nie jest możliwa praca zdalna. Przez kilkanaście–kilkadziesiąt godzin członkowie komisji będą ze sobą w bliskim kontakcie. Co więcej będą też stykać się z dziesiątkami, setkami, a może i nawet tysiącami wyborców, którzy przewiną się przez lokal wyborczy. Każdy z nich musi się podpisać na protokole, każdemu trzeba wręczyć kartę do głosowania, a potem wyjąć karty z urn i zliczyć głosy.Przy każdej z tych okazji może dojść do zakażenia koronawirusem. I ludzie, którzy mieliby zasiąść w komisjach wyborczych, będą w grupie wysokiego ryzyka. Może się okazać, że za 350–500 zł, zależnie od funkcji, nie znajdzie się wystarczająco dużo chętnych, którzy narażą zdrowie i życie swoje i rodziny.
3. Kto poniesie karę za jednoczesną obecność ponad 50 osób w lokalu wyborczym?
To problem, na który zwrócił uwagę wyjątkowo prowadzący „Kropkę nad i” dziennikarz Andrzej Morozowski w rozmowie z prezydenckim ministrem Pawłem Muchą. Specjalna ustawa do walki z koronawirusem zakazuje zgromadzeń powyżej 50 osób pod groźbą kary. Kto będzie winny, jeśli takie zgromadzenie powstanie w lokalu wyborczym? Taka sytuacja to prawdopodobny scenariusz zwłaszcza w dużych miastach, gdzie w lokalach wyborczych tworzą się kolejki.Czytaj także: Najmłodsza ofiara koronawirusa w Polsce niedawno urodziła dziecko. Nowe informacje o 27-latce
4. Kto zapłaci odszkodowania za zakażenia podczas głosowania?
Minister Zdrowia Łukasz Szumowski szacuje, że szczyt zakażeń koronawirusem w Polsce przypadnie za 2–3 tygodnie, a więc do połowy kwietnia. Nawet jednak jeśli fala zachorowań faktycznie zacznie spadać zgodnie z przewidywaniami szefa resortu, to nie znaczy, że nowych zakażeń nie będzie. A wybory prezydenckie i związana z tym duża ilość kontaktów międzyludzkich będą świetną okazją, by dorzucić do koronawirusowego pieca, niwecząc może nawet cały wysiłek i straty, które ponosi teraz społeczeństwo, by powstrzymać zarazę.
Kto zapłaci odszkodowania członkom komisji i głosującym, którzy zarażą się w lokalu wyborczym? Zidentyfikowanie, że był ogniskiem epidemii nie będzie trudne, skoro w innych państwach udawało się prześledzić ciąg zakażeń do nabożeństw czy innych imprez masowych. Nawet najwięksi zwolennicy Andrzeja Dudy, gotowi poświęcić dla niego zdrowie i życie, mogą zmienić zdanie o 180 stopni, gdy z powodu głosowania w czasie zarazy życie lub zdrowie stracą ich bliscy.
5. Co jeżeli na koronawirusa zachoruje Andrzej Duda lub inny kandydat na prezydenta?
PiS i Andrzej Duda nie mają problemu z tym, by prowadzić kampanię wyborczą w czasie epidemii, gdy konkurenci mają związane ręce i znacznie mniejszą ekspozycję medialną. Co jednak wtedy, gdy jeżdżący po kraju Andrzej Duda złapie COVID-19 i nagle okaże się, że potrzebuje intensywnej pomocy medycznej? Co jeśli nawet teoretyczną możliwość uczestnictwa w kampanii straci z podobnego powodu któryś – albo kilku – z jego konkurentów?
Jak wizerunkowo wyglądałoby zwycięstwo kandydata PiS nad osobą odizolowaną z powodu kwarantanny lub na oddziale intensywnej terapii, by nie kreślić czarniejszych scenariuszy? Już teraz koronawirus jest wykrywany u kolejnych członków rządu. Kto wie, jak sytuacja będzie wyglądać za tydzień, już nie mówiąc o maju.