"Jak koronawirus się przedostanie, to mamy otwartą puszkę Pandory". Klawisz o pandemii

Lista czytelnika
"Jak na razie nie ma w więzieniach tragedii, ale siedzimy na bombie. Kierownictwo wstrzymało przepustki, odwiedziny, ale nie wstrzymało transportów więźniów – tego najbardziej się boimy" – publikujemy treść listu strażnika więziennego.
Klawisz z północnej części Polski opisał, jak wygląda sytuacja w więzieniach wz. z pandemią koronawirusa. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Dostaliśmy środki do dezynfekcji: maski, mydła antybakteryjne, rękawiczki nitrylowe. Przygotowano też komplety ochronnych strojów razem z osłonami na buty. Wszystko przez cały czas jest uzupełniane. Przy wejściu do jednostki wisi termometr do sprawdzania temperatury ciała.

Na początku pandemii koronawirusa przed wpuszczeniem do więzienia każdy funkcjonariusz wypełniał ankietę. Na jej podstawie osoba weryfikująca sprawdzała, czy wpuścić go na teren jednostki. Z tych ankiet jednak zrezygnowano, bo wszyscy funkcjonariusze musieli je każdorazowo wypełniać, co nie miało sensu. Teraz uzupełniają je tylko osoby spoza zakładu.


Na szczęście u nas kierownictwo zakładu jest pozytywnie nastawione do kwarantanny. Mamy nie bagatelizować kaszlu, czy bólu gardła. Jeden kolega nawet przebywa na kwarantannie, czeka na wynik testu. Ale poczeka, wiadomo, że nie będzie tak szybko jak z kanclerz Merkel.

Kierownictwo wstrzymało widzenia osadzonych z rodziną. W zamian zapewniono im dłuższe rozmowy telefoniczne, czy przez Skype. I co mnie zaskoczyło – nasi osadzeni to popierają.

Dbają bardziej o higienę, ciepła woda puszczona jest teraz przez cały czas. Dodatkowych środków – poza mydłem – nie mają. Ale jakby przyszli do mnie i zapytali, czy im naleję mydła antybakteryjnego, to pewnie że bym im odlał.

Więźniowie trzymają nas na dystans
Może brzmi to śmiesznie, ale więźniowie trzymają nas na większy dystans. Liczą się z tym, że możemy ich zakazić. Rzadziej też wychodzą na spacer, jeśli już to idą raczej swoją celą, a nie kilkoma.

Bo prawda jest taka, że my też możemy ich zakazić. Myślę, że to wszystko powinno wyglądać inaczej: powinniśmy mieć kategoryczny zakaz wychodzenia poza miejsce zamieszkania.

Byłem zdziwiony, że więźniowie tak racjonalnie podeszli do zmian związanych z koronawirusem. Ale oni mają telewizję i widzą, jaka jest sytuacja. Wiedzą też, że gdyby koronawirus przedostał się przez mury więzienia, to mamy otwartą puszkę Pandory.

Przecież nie mielibyśmy ich jak izolować. Nie mamy tylu pomieszczeń, a z wożeniem do szpitali też mógłby być problem – nie mamy personelu. Zresztą i w szpitalach nie ma miejsc.

Nie wstrzymano transportów
Praca zewnętrzna osadzonych została zablokowana, w większości zewnętrzni kontrahenci się wycofali na czas kwarantanny, natomiast nie wstrzymano transportów osadzonych. A to powinno być zablokowane. Tu jest największy problem.

Osadzeni są normalnie przewożeni z zakładu do zakładu. Dla przykładu: załóżmy, że w Szczecinie więzień będzie zakażony koronawirusem, jak osadzony z tego aresztu zostanie skazany prawomocnym wyrokiem sądu, to zawiozą go do zakładu karnego we Wronkach. I za chwilę całe Wronki też będą zakażone. I koło się zamyka.

No i jeszcze: nowych osadzonych nikt nie bada na wypadek koronawirusa. A za 14 dni i się wykluje wirus... Wtedy dopiero będziemy przerażeni.

Z drugiej strony boję się – chyba najbardziej – żeby nie zakazić więźniów. Tutaj każdy scenariusz jest tutaj możliwy.

Nie będzie komu w więzieniu robić
Koronawirusa sam się nie obawiam, przeżyłem już te wszy, świerzby, HCV, miałem kontakt z takimi cudami, że włos się na głowie jeży. Jestem młody, więc w razie czego sobie z nim poradzę.

Bardziej boję się, że dużo ludzi się nim zakazi – w tym funkcjonariuszy – i że nie będzie komu w tych więzieniach robić. Boję się, żeby nie było w więzieniu masowej epidemii, wtedy byłoby koszarowanie. A szczerzę wątpię, czy Służba Więzienna jest na to przygotowana.

Ryzyko istnieje. Boję się, że zabraknie ludzi do pracy, skoszarują nas wtedy. A co z więźniami? Mogliby się zbuntować.

Chociaż też wiem, że więźniowie zdają sobie sprawę, że jak spalą materace i rozwalą pół kryminału, to później w takich warunkach będą żyli. Bo najpierw rządowe pieniądze pójdą tam, gdzie trzeba, czyli będą ratować życie ludzkie, walczyć z epidemią, pomagać przedsiębiorcom. Co mądrzejszy osadzony zdaje sobie sprawę, że oni dostaną jako ostatni. My też mamy obiecane podwyżki od stycznia i jeszcze czekamy.

Popieram dozór elektroniczny
Bardzo popieram poszerzenie dozoru elektronicznego. Nawet nie chodzi o koronawirusa, po co osadzeni mają siedzieć w więzieniach, skoro mogą być pożyteczni na wolności? Mówię oczywiście o więźniach, którzy odsiadują kary za drobne przestępstwa, jak "pijani rowerzyści".

Pytanie tylko, czy jesteśmy na ten System Dozoru Elektronicznego przygotowani? Czy mamy tylu pracowników, odpowiednią ilość sprzętu?

Prezydent powinien też pomyśleć o prawie łaski dla tych, którym do wyjścia zostały dwa albo trzy miesiące.

Nie mówię, by wypuszczać kogoś, kto siedział za pobicie z kradzieżą – superbandytę, ale jak człowiek siedzi za kradzież w Biedronce, to puśćmy go. Po co on nam tutaj teraz?

Im mniej ludzi w tym więzieniu, tym mniejsze szanse na to, że może dojść do zakażenia, a nawet jeśli dojdzie, to szybciej to okiełznamy. Musimy mierzyć siły na zamiary. Nie mamy środków, żeby temu zapobiec.

Strażnik więzienny z północnej części Polski