Wezwał do niepłacenia podatków i ZUS. "Przedsiębiorcy nie łyknęli ściemy rządu"

Aneta Olender
"Tylko brak wpłat na ZUS i brak wpłat podatku może cokolwiek zdziałać. To nasz jedyny miecz, innego nie mamy. Tylko to zadziała" – to jeden z wielu podobnych wpisów na nowopowstałej na Facebooku grupie "Strajk przedsiębiorców". Paweł Tanajno, organizator strajku, wyjaśnia w rozmowie z naTemat, dlaczego zaproponowana przez rząd "tarcza antykryzysowa" jest tak naprawdę "tarczą antybiznesową" i dlaczego przedsiębiorcy są po prostu wkurzeni na działania polityków.
Przedsiębiorcy jednoczą się w grupie "Strajk przedsiębiorców". Chcą aby rząd wziął odpowiedzialność za podejmowane w czasie epidemii decyzje. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zamierza pan nie płacić ZUS-u?

Już nie płacę.

I chyba nie będzie to jednoosobowy strajk. Na stworzonej przez pana grupie "Strajk przedsiębiorców", więcej osób deklaruje zrobienie takiego kroku?

Bardzo mi się nie podoba, to zresztą bulwersuje wszystkich przedsiębiorców, kiedy używa się stwierdzenia: "pomoc przedsiębiorcom", w odniesieniu do działań rządu. Nie podoba nam się też, kiedy ktoś mówi, że coś jest należne, a my tego nie chcemy płacić.

Dlaczego to jest bulwersujące?

To jest bardzo istotne. Mówimy o pewnym fundamencie państwa. Można się tu odwołać do – mówiąc ironicznie – "myśliciela", Jarosława Kaczyńskiego, który miał kilka bardzo celnych wizji. Jedną z nich było to, że państwo stoi ponad wolnym rynkiem, bo wolny rynek jest stworzony przez państwo.


Jeśli zgodzimy się z taką filozofią, to w tym momencie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy państwo zamknęło wolny rynek. Politycy odcięli konsumentów, przestraszyli ich, wprowadzili w panikę. Konsumenci nie mogą wychodzić z domu.

Te działania prowadzą do upadku państwa. Rynek konsumenta się zamknął. W efekcie w tej chwili większość osób jest w stanie przetrwania.Wobec części przedsiębiorstw wprowadzono zakazy działalności, czyli zamknięto mnóstwo sklepów, wprowadzono ograniczenia dla hoteli, restauracji itd. Reszcie firm pozwolono działać, ale i oni odczuwają skutki odcięcia klientów.

Wracając do myśli przewodniej, która jest fundamentem tego strajku, jeżeli państwo zamknęło rynek, to w tym momencie państwo straciło moralną, etyczną i w dużej mierze – myślę, że zaraz pojawi się mnóstwo opinii prawników – również prawną podstawę do domagania się jakichkolwiek opłat.

Przedsiębiorcy nie chcą od polityków ani pomocy, ani nie uchylają się od płacenia. Po prostu, podstawa płatności podatkowych się skończyła. Państwo zamknęło wolny rynek, czyli wróciliśmy trochę do czasów PRL-u, niech teraz rząd wyżywi się sam. Niech sobie za pomocą państwowych spółek utrzyma całą strukturę urzędniczą, świadczenia 500 plus itd. Nie pomoc i nie unikanie. Reagujemy na to, co państwo zrobiło.

Czytaj więcej: PiS szuka pieniędzy na tarczę antykryzysową. Fundusze na czarną godzinę zdążył wydać

Czyli to, co zaproponował rząd nie jest jakimkolwiek wsparciem?

To, co proponuje rząd, to jest moim zdaniem taka absolutna próba semantycznego zamącenia tej sprawy. Używanie słów: pomoc, odroczenie, to jest omijanie fundamentów.

Przedsiębiorcy nie łyknęli ściemy. PiS oszukuje społeczeństwo i społeczeństwo to łyka, ale przedsiębiorcy nie mogą łyknąć takiego oszustwa. Weźmy np. fryzjerkę, która pracuje w galerii handlowej. Ona straciła możliwość osiągania przychodów, a rząd nie zrobił niczego, nie powiedział: ok, robimy kwarantannę, zamykamy galerie handlowe, jest pani zwolniona z obowiązku wypłaty wynagrodzeń i z obowiązku płacenia czynszu. Zamknięta działalność, koniec kosztów.

Myślę, że wtedy w ogóle nie byłoby takiej dyskusji. Ani tematów pomocy, ani kryzysu. Wszyscy by to przeczekali. Faktem jest, że część społeczeństwa, która pracuje na etatach, rozniosłoby ten rząd w 3 tygodnie.

Te wszystkie programy, które rząd proponuję, to nie jest pomoc, to jest jałmużna, której my nie chcemy. My chcemy sprawiedliwego wyrównania kosztów. Wszystko, co dzieje się w tej chwili, dzieje się na podstawie "Ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi" z 2008 roku.

Tam nie ma słowa o tym, że rząd może bez odszkodowań ograniczać działalność, dlatego ludzie będą mogli mieć roszczenia. Tak to się wszystko skończy. Tak na dobrą sprawę, na dziś, ci którzy mówią, że nie chcą płacić, mają wzajemne roszczenia wobec rządu.

Na razie najwięksi mają odwagę, żeby o tym mówić, żeby zapowiadać, że będą przygotowywać się do pozwu zbiorowego przeciwko rządowi. Tym małym przedsiębiorcom też się to należy, i tej kosmetyczce, tej fryzjerce, temu panu, który ma budkę z kebabami, oni wszyscy też będą mieli roszczenia wobec państwa polskiego.

W tej chwili niepłacenie jest kompensatą wzajemnych roszczeń. W ten sposób to należy rozumieć. Rząd nie ma nam pomagać, on ma wyjść i powiedzieć: chcemy zabezpieczyć obywateli, wszyscy muszą ponieść koszty.

Koszty kwarantanny powinny być pokryte z budżetu państwa, a następnie cały naród normalnie pracując, złożyłby się na to. W tej chwili doszło do naruszenia fundamentów takich jak: własność, sprawiedliwość. Doszło do przerzucenia kosztów kwarantanny na przedsiębiorców, najbardziej na tych najmniejszych.
"Strajk przedsiębiorców" to już pokaźna grupa, cały czas dołączają do was kolejne osoby?

Nie ukrywam, że jak ją zakładałem, to nie wyobrażałem sobie, że to będzie taki strzał. Wygląda na to, że będziemy wkrótce największą grupą polskiego biznesu – małych i średnich firm – na Facebooku. Będziemy mieli liczniejszą reprezentację niż te wszystkie stowarzyszenia, które w mojej ocenie były bezradne i są bezradne, a co za tym idzie olewane przez rząd.

Te stowarzyszenia są bardzo umiarkowane w swoich postulatach i bardzo ugodowe. Jeżeli rząd nie zacznie podchodzić do sprawy w sposób uczciwy, tak jak to nakreśliliśmy, czyli że nie zacznie widzieć, że to on jest sprawcą tych kosztów, więc on ma za nie odpowiadać, to za tymi ugodowymi stowarzyszeniami przyjdzie siła małych i średnich firm.

To będzie powtórka z lat 80. w Polsce. Bunt społeczny jest gigantyczny, dlatego nie skończy się to tylko na niepłaceniu, jeśli rząd uczciwie nie podejdzie do sprawy. Skończy się to – po wyłączeniu kwarantanny – poważnymi protestami, bo to co się dzieje, jest skandalem na skalę europejską.

Nasi rządzący zachowują się jak komuniści. To jest mentalność peerelowska, w której wychował się Jarosław Kaczyński, a wszystkie te pachołki, które wokół niego skaczą, realizują myśl ludową komunistów. Takie mają podejście do prywatnej własności.

Czyli uważa pan, że zadziałać tutaj może tylko metoda mocnego uderzenia?

Niczego nie można przesądzać, ale złość w narodzie jest gigantyczna. Dobrze, żeby ten głos był słyszalny. Przedsiębiorcy absolutne nigdy nie wiązali swoich decyzji, jako wyborcy, z tym, co politycy robili w sprawach gospodarczych.

Ten elektorat był zawsze rozbity. Przedsiębiorcy głosowali właściwie na wszystkie partie, co oznacza, że kwestie światopoglądowe były dla nich ważniejsze. Każdy polityk, który próbował stworzyć partię w oparciu o przedsiębiorców, poległ na tym. Klasa polityczna uważa, że przedsiębiorcy to są matoły, bo nie można się z nimi dogadać, nie potrafią się zjednoczyć.

Jeśli jednak po 30 latach wolnej Polski mamy taką sytuację – naszą grupę tworzą zwolennicy od Partii Razem po Konfederację – że wszyscy się łączą, to oznacza, że mamy do czynienia z absolutnym przegięciem Nic nie pomoże straszenie, w ludziach narasta odwaga, żeby postawić się i urzędom i ministrowi. Nie zatrzymają tego, jeśli się nie cofną.

Wygląda na to, że część się nie cofnie. Niektórzy piszą: "Nie zapłacę, bo nie mam z czego".

Nie można nie zauważyć pewnego podobieństwa do strajku robotników i w ogóle do wszelkich strajków. One zaczynały się od naturalnej rzeczy, nie było czego włożyć do garnka, nie było w sklepach towarów, pensje niby rosły, ale ceny rosły szybciej. Zawsze takie ruchy zaczynają się od postulatu ekonomicznego.

Nie ulega wątpliwości, że ten postulat i teraz jest zakotwiczony. Ludzie nie będą płacić, bo nie będą mieli z czego. Za tym pójdzie, mam nadzieję, odwaga obywatelska. Liczę na to, że nawet ci którzy będą mieli gdzie się zadłużyć, którzy sprzedadzą element swojego majątku, że i oni nie zapłacą. Chodzi o obywatelski opór wobec grabieży. To, co robi rząd, to jest grabież.

Mam nadzieję, że to będzie początek powrotu do normalności, do wolności. Przedsiębiorcy nie mogą mówić, że żyją w wolnym kraju. Żyjemy w kraju wolnych urzędów, bezkarnych urzędników i bezkarnych polityków.

Co mówią ludzie, którzy dołączają do grupy?

Trzeba mieć przekrój typów przedsiębiorców. Najlepiej mają ci, którzy prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. Oni mogą zawiesić działalność i koniec. Nie muszą płacić ZUS-u i niczego innego. Ich problemem jest to, że nie ma klientów. Ta grupa jest załamana tym, że nie może wykonywać pracy i póki co jeszcze czeka.

Jest jednak druga grupa, małych, średnich i mikro przedsiębiorstw. Ta grupa jest w dużo gorszej sytuacji. Nie dość, że nie mają klientów, nie zarabiają, to nie mogą zawiesić działalności, bo mają pracowników.

To nie są wielkie firmy typu KGHM czy Orlen, gdzie pracownika się nie zna i prezes może jednym dekretem zwolnić ileś osób, albo obniżyć im pensję. Tu są relacje z tymi pracownikami, to jest rozpacz, to jest tragedia. To jest bardzo ważne, choć o tym się nie mówi, ci przedsiębiorcy walczą nie tylko o siebie. Walczą też o utrzymanie miejsc pracy. Żal jest im tych ludzi, bo są z nimi zżyci.

Teraz mamy do czynienia z tragediami, bo w wyniku nieodpowiedzialnych decyzji rządu, dochodzi do niszczenia tych relacji. To jest gigantyczny cios w gospodarkę wykraczający daleko poza kwestie finansowe.

Posłużę się jeszcze jednym cytatem z grupy. "A powiedzcie mi, jak przestaniecie płacić ZUS, to wszystkie składki? Zdrowotne też? A w kogo to ma uderzyć? Jak Wasi pracownicy pójdą do lekarza? Niech sonie chodzą do prywatnego?".

Głos przedsiębiorców to nie jest głos rekinów biznesu, miliarderów, to jest głos ludzi, którzy patrząc trochę dalej niż okres świat, wiedzą, że będą mieli gigantyczny problem 10 kwietnia, a 10 maja będą już mieli śmiertelny problem.

Dobrze by było, żeby pracownicy zdali sobie sprawę po której stronie stoją przedsiębiorcy. Przedsiębiorcy stoją po tej samej stronie barykady, co ci ludzie.

Większość społeczeństwa akceptuje działania rządu, ale będzie tak do czasu dopóki to nie zacznie oddziaływać na finanse. Kiedyś na swoim profilu zrobiłem taką ankietę, zapytałem czy akceptujecie ścisłą kwarantannę, która na pewno zatrzyma wirusa, zamykamy wszystkie firmy i nie dostajecie pensji. Okazało się, że nie ma na to akceptacji. Tego jeszcze pracownicy nie widzą, ale przedsiębiorcy już tak.

Jeżeli z danych z Chin i z Włoch wiadomo, że jest wąska, ściśle określona grupa osób, które są narażone na ryzyko zachorowań, hospitalizacji i śmierci, to ja chciałem zapytać, gdzie jest jakakolwiek fundamentalna ekonomia, logika w wydawaniu 200 mld zł na pomoc gospodarce – w cudzysłowie wydawaniu, bo te pieniądze nigdy do przedsiębiorców nie trafią, rząd będzie ratował swoje firmy i system bankowy – gdy za 50 mld można by zorganizować ogromny system pomocy i izolować osoby narażone.

Na jednej z grup ktoś napisał, że jeśli tonie statek, to nie zamyka się wszystkich pod pokładem, bo ten statek utonie i wszyscy razem z nim. Zamyka się pod pokładem osoby, które nie są w stanie nic zrobić, a na pokładzie zostają najsilniejsi. Ci którzy są w stanie wiosłować i wypompować wodę.

Nasz rząd zamknął wszystkich pod pokładem. Toniemy. Ale dlaczego toniemy? Bo to jest wspaniały pomysł na kampanię wyborczą Andrzeja Dudy. To jest najdroższa kampania w historii Polski. To, co się dzieje, jest nielogiczne. W mojej ocenie rząd działa na szkodę społeczną.

Ktoś może zarzucić panu, że to działanie, tworzenie grupy "Strajk przedsiębiorców", też jest częścią kampanii, że pan też chce coś ugrać.

Jeśli spojrzy pani na grupę, to zobaczy pani, że żadnej kampanii tam nie prowadzę. Nie wykorzystuję "Strajku przedsiębiorców" do takich działań. Nawet nie wiem czy się zarejestruje, bo wciąż brakuje mi odpowiedniej liczby podpisów ponad 100 tys., bo wiadomo, że PKW przy weryfikacji może odrzucić jakąś część.

Mógłbym się odwołać do przedsiębiorców i poprosić ich o podpisy, ale tego nie robię. Bardzo to rozdzielam. Jestem przede wszystkim przedsiębiorcą. Zaangażowałem się w wybory, w życie publiczne, dlatego że zawsze uważałem, że przedsiębiorcy, którzy myślą, że polityka ich nie dotyczy, nie do końca rozumieją skąd biorą się rachunki, które płacą. Większość tych rachunków to są decyzje polityków.

Pan też ma pracowników?

Mam, ale nie jestem wielkim przedsiębiorcą. Kiedyś zatrudniałem 200 osób, w latach 90. Teraz mam mniejszą firmę. Jakoś sobie radzimy. Nie chcę tych ludzi w żaden sposób skrzywdzić. Jestem wśród tych przedsiębiorców, którzy mają jakieś oszczędności i zamierzam z nich skorzystać i przetrwać ten miesiąc.

Natomiast jeśli miałoby to trwać dłużej np. do 10 maja, to nie wiem, co zrobię. Jestem w kropce. Zamierzam rozmawiać z pracownikami przy tej kwietniowej wypłacie i ustalić z nimi, co dalej, jak oni to sobie wyobrażają. Nie może być też tak, że przedsiębiorcy pozbywają się swoich oszczędności z ubiegłych lat, żeby utrzymywać firmę, a rząd nie robi nic.

Czytaj więcej: Salony kosmetyczne otwierają się. Klientki nie wiedzą, co mają robić