Wygląda jak "zwykły" Passat, ale to prawdziwa perełka. Takich egzemplarzy jest tylko dwa tysiące
W zasadzie główne zdjęcie w tym tekście mówi wszystko. Już wiecie, z czym miałem do czynienia, bo to auto rozpozna każdy laik. Żeby nie było tak banalnie, od razu napiszę: to nie jest zwykły Volkswagen Passat, a prawdziwy... król Passatów. Takich wyprodukowano tylko dwa tysiące. Sprawdziłem, jak jeździ taka perełka dla koneserów niemieckiej marki.
Fot. naTemat
Od premiery Passata po liftingu w Genewie minął już ponad rok, ale warto przypomnieć, co było kluczem programu przy okazji kolejnej odsłony kultowego modelu. Volkswagen przygotował wtedy coś specjalnego i wypuścił na rynek sportową wersję specjalną, dostępną w limitowanej serii 2000 egzemplarzy. Właśnie tym "Paskiem" miałem okazję zrobić ostatnio rundę po Mazowszu.
No dobrze, ale czym on się w ogóle wyróżnia? Na pierwszy rzut oka nie bardzo da się go wyłowić z szeregu seryjnie produkowanych Passatów. Wiele powie wam jednak już sam kolor. Ten ze zdjęć to "Szary Kamień Księżycowy", dedykowany specjalnie dla tego modelu. Albo jak ktoś woli po niemiecku: "Mondsteingrau". Kiedy znajomi zobaczyli ten samochód żartowali nawet, że wygląda trochę jak Audi RS6. Porównanie przesadzone, ale sami zobaczcie, że coś w tym jest.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Jazda wspomnianym dieslem była... wzorowa. To nie jest porywające słowo, ale też nie oczekujcie, że Passat dostarczy wam drogowych endorfin. Niby miałem te 240 KM i 500 Nm, ale jak pisał mój redakcyjny kolega, silnik został "stępiony" przez normy WLTP. W skrócie, po prostu czuć, że jedzie się jakby słabszym autem. Na szczęście 7-stopniowa skrzynia DSG nie sprawia problemów, a dostępne tryby jazdy pozwalają nieco rozbudzić auto.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Dzięki App-Connect można bezprzewodowo korzystać z aplikacji telefonu za pośrednictwem ekranu dotykowego systemu multimedialnego. Z kolei system nawigacyjny "Discover Pro" ma wbudowaną kartę SIM.
Fot. naTemat
Co do systemów wsparcia kierowcy, jeden sprawdziłem wyjątkowo dokładnie. Chodzi o kontrolowanie tego, co dzieje się z przodu, czyli Front Assist. Kiedy kierowca jadący przede mną zahamował nagle i gwałtownie, Passat błyskawicznie zaczął mnie o tym alarmować dźwiękowo i wizualnie na ekranie. Na co dzień te funkcje są irytujące i działają różnie – w jednym samochodzie lepiej, w innym gorzej. W skrajnych przypadkach mogą uratować was od kraksy.
Fot. naTemat
Oddajmy jednak Passatowi to, co należne. W Polsce jest kultowy, a taka limitowana edycja byłaby słynną "wisienką na torcie" pewnie dla każdego konesera marki.
Fot. naTemat