To pokazuje, że nic nie działa jak należy. Historia mężczyzny, który wybłagał test na koronawirusa
W sieci pojawił się wpis pani Marty, której brat wrócił z Anglii. Zauważył u siebie symptomy koronawirusa, jakie potwierdzili również jego rodzice – lekarze. To jednak nie przekonało sanepidu, który nie chciał wykonać mu testu. Mężczyzna z pomocą rodziny wywalczył jednak badanie. Okazało się, że jest zakażony, a służby chciały wypuścić go z domu...
Chociaż przyjeżdżał z kraju, gdzie w tamtej chwili odnotowano trzy razy więcej przypadków zakażenia koronawirusem niż w Polsce, na granicy zmierzono mu jedynie temperaturę i kazano wypełnić formularz. Musiał udać się na przymusową kwarantannę. Rodzina wynajęła mu oddzielne mieszkanie, bo jego rodzice pracują w służbie zdrowia, więc nie chcieli być narażeni na zakażenie.
Czytaj także: Mariusz Kamiński ogłosił nowe decyzje. Granice Polski zamknięte do 13 kwietnia
"4 dnia po przyjeździe mój brat dostał zaniku zmysłu węchu i smaku, całkowitego. Poza tym i lekkim kłuciu przy głębokim wdechu, nic, zupełnie nic. Objawy trwały 3 dni, a potem wszystko wróciło do normy. Poinformował o tym zdarzeniu moich rodziców, a oni po konsultacjach z lekarzami, którzy z nimi współpracują, na podstawie objawów stwierdzili, że w 99 proc. mój brat został 'ukoronowany'" – kontynuuje opowiadanie Marta.
Rodzina kazała mężczyźnie zadzwonić do sanepidu i do szpitali zakaźnych. W każdym z tych miejsc nie chciano jednak z nim rozmawiać. Twierdzono, że nie są to objawy koronawirusa, bo nie ma kaszlu, gorączki i duszności.
"Kazali mu siedzieć w domu, ale też bez przesady, bo po co za długo, jak mu przejdzie, to niech wyjdzie, niech wraca do domu i niech zarazi więcej ludzi to i emerytur nie będzie trzeba wypłacać" – pisze kobieta.
Dwa tygodnie czekania na test
Rodzice mężczyzny cały czas walczyli o to, żeby przeprowadzić Konradowi test na obecność koronawirusa. W końcu udało się wykonać badanie w szpitalu przy ulicy Wolskiej w Warszawie. Po równo dwóch tygodniach kwarantanny przyszedł wynik. Okazało się, że mężczyzna ma koronawirusa. Musi przesiedzieć w izolacji kolejne dwa tygodnie.
"Gdybyśmy się słuchali rad sanepidu, szpitali zakaźnych i ich instrukcji, gdybyśmy nie walczyli o test, Konrad zaraziłby mnóstwo ludzi, a co najważniejsze rodziców, którzy zainfekowaliby cały szpital. Cały szpital byłby wyłączony przez opieszałość państwa, brak procedur, brak możliwości wykonania testów, i ignorowanie bezobjawowych nosicieli wirusa COVID-19" – pisze rozgoryczona Marta.
Czytaj także: Lekarz ze szpitala zakaźnego ujawnia, jak rządowa propaganda ma się do rzeczywistości