Dziwne punkty w projekcie Gowina. Wybory 10 maja i tak mają się odbyć?
redakcja naTemat
Jarosław Gowin przedstawił w piątek propozycję zmiany Konstytucji, w której chce przeforsować 7-letnią kadencję prezydenta. Po jej zakończeniu głowa państwa nie mogłaby ubiegać się o reelekcję. To rozwiązanie lidera Porozumienia, żeby przerwać spory o organizacji wyborów 10 maja. Ale czy aby na pewno? W treści propozycji Gowina zastanawiające są dwa punkty.
Lider Porozumienia Jarosław Gowin opublikował w mediach społecznościowych treść propozycji zmiany Konstytucji, w której zawarł przedłużenie kadencji prezydenta do 7 lat. Projekt, który mieści się na jednak kartce, nie mówi nic m.in. o pieniądzach, które już zostały przeznaczone na wybory. Być może dlatego, że Gowin... chce przeprowadzenia wyborów. Widać to w treści art. 2 ust. 2: "Zarządzone przed wejściem w życie ustawy wybory przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej stają się bezskuteczne" – czytamy w propozycji Porozumienia. Tym samym wybory 10 maja mogą się odbyć, ponieważ ustawa – jak zapisano w art. 3 – miałaby wejść w życie najwcześniej w czerwcu.Podobnie odczytują propozycję Gowina prawnicy. "Pomysł Gowina, aby najpierw odbyły się wybory, a potem je zmianą Konstytucji unieważnić i przedłużyć kadencję PAD nawet jak je przegra jest kretynizmem, o którym w podręcznikach historii będą pisać jako o przykładzie tego, co robi z ludzi strach przed utratą władzy" – napisał na Twitterze mecenas Roman Giertych. Żeby pomysł Gowina wszedł w życie, potrzebna jest mu większość w Sejmie. Dlatego w piątek zaapelował do polityków opozycji. – Apeluję do polityków koalicji: powinna nadal funkcjonować. Apeluję do posłów wszystkich klubów o podpisy pod projektem zmian w konstytucji – mówił w piątek Gowin.