Zawieziesz nim dzieci do szkoły i wyjedziesz na tor. Z tym autem zapomnisz o słowie "nuda"

Łukasz Grzegorczyk
Volkswagen nigdy nie kojarzył mi się z motoryzacyjnym szaleństwem. Aż do czasu, kiedy wsiadłem za kierownicę T-Roca w wersji R. Ta jedna literka w nazwie modelu to kolosalny szczegół, bo dość nudnego miejskiego crossovera zamienia w niezłego łobuza. Niestety, parę elementów psuje genialne pierwsze wrażenie.
Volkswagen T-Roc R to samochód, z którym nie może być nudno. Pod maską ma 300 KM. Fot. naTemat
Volkswagen może dość pewnie rozpychać się na rynku w segmencie crossoverów, bo ma swoje asy w rękawie. Najmniejszy z oferty T-Cross to wszechstronne auto, które naprawdę świetnie się prowadzi. Sprawdziłem go rok temu i stwierdziłem, że wygrywa z nudnym (ale bardzo solidnym) nieco większym T-Rokiem. Tyle że wtedy nie miałem jeszcze okazji testować T-Roca w wersji "hard".

Czytaj także: Wygląda jak "zwykły" Passat, ale to prawdziwa perełka. Takich egzemplarzy jest tylko dwa tysiące

Już wizualnie T-Roc R bije na głowę słabsze wersje tego samego modelu. Różnice są subtelne, ale widoczne. Bardziej efektowne wloty powietrza z przodu i cztery wystające końcówki wydechu z tyłu to dwa szczegóły, których nie można nie zauważyć.


Sylwetka może się podobać, szczególnie jeśli ktoś lubi sportowe dodatki. Trochę nawiązuje do Renault Captur, a patrząc na klapę bagażnika, wypada też wspomnieć o Audi Q2. Literka "R" wbudowana w grill to ostateczny dowód na to, że macie do czynienia z topową odmianą T-Roca.
Fot. naTemat
Na pierwszy rzut oka ktoś może jednak wciąż powiedzieć, że to zwyczajny crossover, jakich jeździ po polskich ulicach tysiące. I nawet zgodziłbym się z tym, gdyby nie fakt, że T-Roc ma pod maską silnik 2.0 TSI o mocy 300 KM. Do tego 4MOTION, czyli napęd 4x4. Maksymalna prędkość? 250 km/h. To nie jest auto, którym tylko odwieziecie dzieci do szkoły i wstąpicie na zakupy. T-Roc R prowokuje do czegoś więcej.
Do setki przyspiesza w 4,8 sekundy, a niemiecki producent nawet podkreśla, że w tym T-Rocu można się poczuć... jak w bolidzie. Tutaj kogoś poniosła fantazja, jednak dynamiczny charakter jest nie do podważenia. Mamy choćby sportowe, obniżone o 15 mm zawieszenie i bardziej czuły układ kierowniczy.

No i to sztucznie podkręcone "strzelanie" z wydechów. Dla jednych ten dźwięk jest tandetny, inni będą zachwyceni. Osobiście wolę naturalne odgłosy niż takie pomruki z głośników, ale co kto lubi. Kiedy przegazujecie auto pod oknem sąsiada, raczej się nie zorientuje, że to wszystko ściema.
Fot. naTemat
Osiągami auta można zarządzać dzięki trybom jazdy. To znany z innych aut grupy VW element systemu, który pozwala przełączać się np. na wariant "Eco" albo "Komfort". W testowanym T-Rocu miałem jeszcze opcje "Sport" i "Race". Ta ostatnia może dostarczyć wrażeń jak ze sportowego auta. Pełnię tych możliwości trzeba jednak sprawdzać na torze, a nie w ruchu ulicznym.
Fot. naTemat
O torze wspominam celowo, bo T-Roc z pewnością mógłby zostać wystawiony na próbę w takich warunkach. Choćby dzięki funkcji "Launch Control", która przy starcie steruje sprzęgłem i 7-stopniowym DSG w taki sposób, aby optymalna prędkość obrotowa kół gwarantowała maksymalne przyspieszenie.

Z tego opisu wyłania się na razie obraz jakiegoś rasowego sportowego wozu. A trzeba pamiętać, że T-Roc R, razem z imponującymi parametrami jest autem do tańca, ale i do różańca. W środku komfortowo można podróżować zarówno z przodu, jak i z tyłu. Nikt nie powinien szorować głową po suficie ani przyjmować dziwnych pozycji, by zmieścić się z kolanami. Do bagażnika też wejdzie całkiem sporo. W tej wersji ma ponad 400 litrów, a kiedy złożycie tylną kanapę, pojemność zwiększy się do ponad 1200 l.
Fot. naTemat
Niestety, w T-Rocu można znaleźć też elementy, które zupełnie nie pasują do auta kosztującego w podstawie ponad 170 tys. zł. Mowa tu o twardym plastiku, którego z perspektywy kierowcy było pełno. Cenię wnętrza volkswagenów za prostotę i solidność, ale tutaj coś poszło nie tak. Jakby tego było mało, jeden z tych plastikowych dodatków w trakcie jazdy zaczął irytująco trzeszczeć. Rozumiem, że trzeba było ciąć koszty, ale to już przelało czarę goryczy.
Fot. naTemat
Na szczęście producenci nie oszczędzali na innych elementach. Miałem do dyspozycji wygodne fotele i system, który pozwala łatwo obsłużyć multimedia. Poza tym bez zarzutu działały wszystkie funkcje wspomagające w czasie jazdy, tj. asystent pasa ruchu, rozpoznawanie znaków drogowych czy kontrola tego, co dzieje się przed nami. Jeśli ktoś miał okazję jeździć jakimkolwiek nowym modelem Volkswagena, to szybko za kierownicą T-Roca poczuje się jak u siebie.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Dodam też, że T-Rokiem R miałem okazję jeździć głównie w mieście, ale kiedy wyjechałem na ekspresówkę poczułem, że łączy go coś... z Passatem. Chodzi o to, że oba auta świetnie sprawdzą się na długie trasy. Ze względu na komfort, ale też spalanie. T-Roc przy autostradowej prędkości palił mi średnio 10 litrów. Uznałem to za niezły wynik.
Fot. naTemat
Ten crossover to propozycja dla tych, którzy mają w sobie trochę motoryzacyjnej fantazji. Z pewnością można kupić tańsze auto z tej półki, ale zapomnijcie wtedy o frajdzie z jazdy, jaką ja miałem przez tydzień za kierownicą T-Roca R.

Volkswagen T-Roc R na plus i minus:

+ Moc. To nie jest kolejny "grzeczny" crossover
+ Sporo miejsca w środku
+ Napęd 4MOTION robi różnicę
+ Precyzyjny układ kierowniczy
- Wykończenie wnętrza poniżej oczekiwań
- Cena jednak trochę za wysoka

Fot. naTemat