“To była nasza ostatnia rozmowa”. Poruszająca relacja męża zmarłej na koronawirusa

Monika Piorun
– Odeszłaś cicho i bez pożegnania, jakbyś nie chciała swoim odejściem smucić, jakbyś wierzyła w chwili rozstania, że niebawem... wrócisz – napisał w nekrologu 40-letniej Marzeny jej mąż Paweł. Cierpiąca od ponad roku na nowotwór kobieta jest jedną z ofiar pandemii covid-19 w niespełna 30-tysięcznym Krotoszynie, nazywanym "polskim Bergamo". Doszło tu do ponad jednej trzeciej wszystkich zakażeń w Wielkopolsce. "Gazeta Wyborcza" opisała, jak obecnie funkcjonuje to miasto-widmo.
Fot. Daan Stevens/Unsplash.com

Krotoszyn – "polskie Bergamo"?

Nie działa komisariat policji, bo 88 funkcjonariuszy jest na kwarantannie a u 7 potwierdzono obecność wirusa SARS-CoV-2. Zamknięto też lokalny McDonald's. Krotoszyn jest dziś czarnym punktem na mapie zakażeń koronawirusem w Polsce. Ponad 100 osób cierpi na covid-19, a ofiar śmiertelnych trudno się doliczyć. Do Wielkanocy mają być zdezynfekowane wszystkie przystanki, ulice i ławki, z których korzystają mieszkańcy. Dlaczego to właśnie to miejsce stało się lokalnym epicentrum pandemii?

– Nie mieliśmy sprzętu, masek, fartuchów, testy robili nam z opóźnieniem. Na rozliczenie jeszcze przyjdzie czas. Teraz musimy ratować ludzkie życie. Jest ciężko, sam przeżywam osobisty dramat, bo mój zięć też się zakaził w szpitalu – tłumaczy Stanisław Szczotka, starosta krotoszyński.


Zakażeni umierają po cichu

Jedną z ofiar covid-19, która pochodziła z tego regionu, była pani Marzena. 40-latka od roku leczyła się onkologiczne i przebywała w hospicjum. Kiedy niedawno zaczęła gorączkować, jej stan zdrowia uległ gwałtownemu pogorszeniu. Ze względu na chorobę współistniejącą nie chciano wliczyć jej do oficjalnych statystyk zgonów z powodu covid-19. Dopiero po nagłośnieniu sprawy, uwzględniono ją na liście ofiar.

Jej mąż Paweł nie kryjąc wzruszenia tłumaczy, że ze względu na stan epidemii w pogrzebie mogło uczestniczyć zaledwie 5 osób – oprócz niego 2 synów i dziadkowie. Dzieciom powiedział, że mama "zmarła uśmiechnięta". Nie zostały po niej żadne rzeczy osobiste. Wszystko, co miała ze sobą w hospicjum, oddano do utylizacji.

Czytaj także: "Czułem się tak, jakby potrącił mnie autobus". Zakażony policjant opowiada historię walki z covid-19

Czytaj także: Jakie błędy popełniamy najczęściej w czasie pandemii? Ratownik medyczny wyjaśnia

źródło: "Gazeta Wyborcza"