Rząd PiS otwiera prawie wszystko, co możliwe. Merkel do pandemii podchodzi inaczej

redakcja naTemat
Po majówce polskie władze odmrożą prawie wszystkie te obszary, które dotąd zdawały się być najbardziej ryzykowne w czasach pandemii koronawirusa. Polacy będą mogli robić zakupy w wielkich galeriach handlowych, korzystać z hoteli, czy wysłać dzieci do żłobków i przedszkoli. Tymczasem za granicą na Odrze do tych kwestii mają diametralnie inne podejście.
Rząd Angeli Merkel zupełnie inaczej podchodzi do epidemii koronawirusa niż Mateusz Morawiecki i PiS. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazata
Jak wielokrotnie już informowaliśmy w naTemat.pl, rząd Prawa i Sprawiedliwości niespodziewanie przyspieszył z wprowadzeniem drugiego etapu odmrażania gospodarki. Od poniedziałku 4 maja pustkami przestaną świecić galerie handlowe i sklepy wielkopowierzchniowe. Władze wycofują się także z weekendowego zakazu handlu w marketach budowlanych. Życie będzie mogło wrócić także do hoteli i innych obiektów noclegowych. Nie bez związku z decyzją w sprawie tego obszaru gospodarki pozostaje przywrócenie funkcjonowania niektórych instytucji kulturalnych i muzeów, które zawsze w istotnym stopniu napędzają ruch turystyczny.


Inną ważną zmianą jest zielone światło, które na szczeblu centralnym zostało zapalone dla przywrócenia do działania żłobków oraz przedszkoli. O ile poszczególne władze samorządowe nie zdecydują inaczej, dzieci do tego typu placówek będą mogły wrócić już 6 maja.

COVID-19 w Niemczech: Merkel decyduje inaczej

Informacje o takich ruchach w Polsce mogą dziwić z perspektywy niemieckiej. Przed majówką rząd Angeli Merkel w wielu wymienionych obszarach zdecydował się na przyjęcie zupełnie innej strategii.

Na poziomie ogólnokrajowym 6 maja niemieckie władze zajmą się dopiero rozważeniem decyzji w sprawie szkół i placówek przedszkolnych. Cześć takich obiektów już działa, ale tylko na mocy decyzji władz landów. W przeciwieństwie do najmłodszych Polaków, dzieci w RFN będą mogły jednak wrócić na place zabaw, jeśli samorządy odpowiednio zadbają o higienę w takich miejscach.

Największą różnicę między podejściem polskim a niemieckim widać jednak w obszarach turystyki oraz handlu wielkopowierzchniowego. Muzea, zabytki i ogrody zoologiczne dostały zielone światło od władz federalnych. Jednak o uruchomieniu turystki raczej nie ma mowy, gdyż niemieckie władze utrzymują zakaz działalności dla hoteli i innych miejsc noclegowych.

Gdy w Polsce za kilka dni ruszą centra mające ponad 2000 m2 powierzchni handlowej (najsłynniejsze galerie mają tej powierzchni nawet kilkadziesiąt tysięcy metrów kwadratowych), po zachodniej stronie Odry zamknięte pozostają wciąż sklepy, które mają więcej niż 800 m2. Kanclerz Merkel decyzję tę uzasadniała koniecznością walki o utrzymanie tak istotnego w czasach pandemii dystansu społecznego.

Koronawirus na granicy: To różni Niemcy i Polskę

Według najnowszych pełnych danych (na 30 kwietnia 2020 roku), w Niemczech zdiagnozowano dotąd 163162 zakażeń, natomiast aktualnie aktywnych przypadków jest 32886 (i od wielu dni liczba ta konsekwentnie maleje). W związku z zakażeniem SARS-CoV-2 na chorobę COVID-19 zmarło w RFN 6632 pacjentów. Wyleczono dotąd 126900 osób.

W Polsce odnotowano łącznie 13105 zakażeń, z czego aktywnych jest 8997 przypadków (liczba ta stale rośnie). Nad Wisłą walkę z COVID-19 przegrało dotąd 651 osób, a 3491 wyleczono.

Przy porównaniu sytuacji w Niemczech i Polsce konieczne jest zwrócenie uwagi na znaczącą różnicę w polityce testowania społeczeństwa na obecność SARS-CoV-2. W zamieszkanych przez ponad 83 mln ludzi Niemczech przeprowadzono dotąd ponad 2,5 mln testów, co daje średnią 30400 testów na milion mieszkańców. W blisko 38-mln Polsce testów wykonano łącznie 338 tys., czyli średnio jedynie 8931 testów na milion mieszkańców.

Czytaj także:

Ranking państw UE pod względem liczby testów na obecność koronawirusa. Polska na szarym końcu

Sieci handlowe wracają do życia. Te sklepy z ubraniami i meblami są już otwarte


źródło: Bundeskanzleramt / Euractiv