Rak nie poczeka aż minie pandemia koronawirusa. Trzeba diagnozować i leczyć również teraz
W Polsce, codziennie, z powodu nowotworówu złośliwego umiera około 300 osób. To znacznie więcej niż z powodu koronawirusa. Oczywiście to nie powód, żeby nie walczyć z pandemią, czy nie stosować środków ostrożności, jednak o tych kilkuset osobach resort zdrowia nie tweetuje dwa razy dziennie, a przecież umierają. Nawet teraz, w dobie pandemii SARS-CoV-2, bardzo ważne jest żebyśmy robili wszystko, by nowotwory wykrywać we wczesnych stadiach i leczyć je jak najbardziej nowocześnie i skutecznie.
Podstępny rak trzustki
Co roku w Polsce pojawia się ok. 4 tys. nowych zachorowań na ten nowotwór. Ten rak jest dość późno wykrywany, zwykle w takim stadium, że leczenie operacyjne niestety nie jest już skuteczne.
Jak tłumaczy dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, nowotwór można wykryć podczas badania usg jamy brzusznej. Jednak badanie to musi być wykonywane przez doświadczonego lekarza i na bardzo dobrym sprzęcie. Jeśli u pacjenta występują objawy sugerujące raka trzustki to oczywiście należy wykonać tomografię komputerową lub rezonans magnetyczny tego narządu.
– W dobie pandemii dostęp do lekarzy i badań diagnostycznych jest niestety utrudniony, a dodatkowo pojawia się niechęć do kontaktu z ochroną zdrowia. Zwyczajnie pacjenci boją się zakazić koronawirusem. Jednak trzeba pamiętać, że rak trzustki jest groźniejszym przeciwnikiem niż koronawirus – podkreśla dr Sutkowski.
Rak trzustki to nowotwór specyficzny. Specjaliści mówią czasami, że na same komórki rakowe tego nowotworu działa wiele substancji i teoretycznie wydawać by się mogło, że łatwo go zwalczyć. Niestety, mówiąc prosto, rak ten ma taką otoczkę, która nie pozwala lekom dostać się do nowotworu i go zniszczyć. Dlatego każda nowa, skuteczna terapia witana jest z entuzjazmem.
Jak mówi nam dr Sutkowski, ostatnio pojawił się nowy lek - postać lizosomalna irynotekanu. Specjalista ma nadzieję, że już niedługo ta terapia będzie dostępna dla polskich pacjentów.
Pandemia koronawirusa przeminie, a na nowotwory cały czas będziemy chorować.•Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta (zdjęcie poglądowe)
Wirus, który powoduje raka wątroby
Teraz, kiedy boimy się COVID-19, warto też pamiętać że każdego roku umiera w Polsce ponad 1000 osób z powodu raka wątroby będącego konsekwencją wirusowego zapalenia wątroby typu C.
Dr Michał Sutkowski przypomniał że mając dostęp do bardzo skutecznych leków możemy zmienić tą dramatyczną statystykę, przeprowadzając badania przesiewowe pozwalające wyłapać osoby zakażone, stanowiące zagrożenie dla siebie i innych.
Mając do dyspozycji skuteczne, refundowane leczenie zakażenia HCV, możemy doprowadzić do jego eliminacji, co w praktyce oznacza, że moglibyśmy mieć znikomą liczbę zakażeń.
Rak szyjki macicy to cały czas duży problem
O tym raku krąży legenda, że jego zaawansowaną postać przyjeżdżali do Polski oglądać lekarze z zagranicy. W krajach, z których pochodzą, ten nowotwór ponoć nie występował już w zaawansowanym stadium. Ta opowieść ma już swoje lata. Jednak problem nie przestał u nas istnieć, choć rzeczywiście jest lepiej niż jakąś dekadę temu.
Jeśli chodzi o raka szyjki macicy, bo o nim mowa, to trzeba powiedzieć jasno, że profilaktyka wtórna nie działa w Polsce tak jak trzeba. Chodzi oczywiście o wykonywanie profilaktycznych badań cytologicznych.
– Pacjentki nie zgłaszają się. Mamy w Polsce jedynie 30-35 proc. zgłaszalności. Żeby program profilaktyki był w tym przypadku skuteczny musi objąć ponad 70 proc. populacji – mówi prof. Mariusz Bidziński, onkolog.
Sytuację mogą poprawić szczepienia przeciwko HPV. Jednak do tej pory było to szczepienie zalecane ale nie refundowane. Finansowała je część samorządów lokalnych. Pacjentów nie było stać na tę szczepionkę. Zresztą producent wycofał się na razie z rynku polskiego i europejskiego, dlatego szczepionka będzie dostępna w Polsce dopiero w przyszłym roku.
– Ministerstwo Zdrowia podjęło działania aby wprowadzić szczepienie przeciwko HPV do kalendarza szczepień obowiązkowych. Jednak to zadziała dopiero w przyszłości, a cały czas Polki umierają jeszcze z powodu raka szyjki macicy. Mam nadzieję, że ta sytuacja będzie się powoli zmieniać – mówi prof. Bidziński.
Jak tłumaczy, szczepić można nie tylko chłopców i dziewczynki, które nie rozpoczęły życia seksualnego ale również dorosłych.
– Nawet jeśli dorosły miał kontakt z wirusem HPV, to odmian onkogennych tego wirusa jest wiele, a samo szczepienie podnosi odporność. Najpopularniejsza szczepionka to ta 9-walentna.
Jeśli powiedzmy ktoś miał kontakt z jednym z tych 9 wirusów onkogennych, przed którymi ona chroni, to szczepienie zapewni mu ochronę przed kolejnymi ośmioma, z którymi nie miał kontaktu, a które mogą doprowadzić do rozwoju nowotworu. Dodatkowo podniesienie odporności przez szczepionkę, może pomóc organizmowi w walce z tym wirusem, z którym już miał kontakt – wyjaśnia specjalista.
Dodatkowo, młodsze pokolenie, jak mówi onkolog, przywiązuje większą wagę do badań profilaktycznych. Kobiety w wieku 30, 40 plus to grupa, która korzysta częściej z badań profilaktycznych, a to napawa optymizmem na przyszłość.
– Powinniśmy, jeśli chodzi o programy profilaktyczne, skoncentrować się na grupach pacjentek mniej zamożnych i gorzej wykształconych, które badają się bardzo rzadko. Wśród tej grupy jest bardzo dużo przypadków zachorowań na raka szyjki macicy, właśnie dlatego, że rzadko korzysta z badań profilaktycznych czy porad lekarskich.
Te kobiety powinny być aktywnie zachęcane do badań profilaktycznych przez stosowanie bonusów np. finansowanie w zamian za zbadanie się wyprawki dla dziecka do szkoły. Z doświadczeń lokalnych wynika, że takie działania przynoszą bardzo dobre rezultaty – podkreśla prof. Bidziński.
Rak szyjki macicy nadal uśmierca wiele kobiet w Polsce.•Fot. Prawo autorskie: pat138241 / 123RF Zdjęcie Seryjne
Rak, którego boją się kobiety
O raku jajnika mówi się, że to cichy zabójca. Tu nie mamy badań profilaktycznych w populacji ogólnej. W grupach osób, gdzie ten nowotwór występuje w rodzinie - tam oczywiście są wykonywane badana genetyczne i u tych osób, można chorobę wychwycić dość wcześnie.
– Jeśli wykryjemy już u pacjentki raka jajnika, a zazwyczaj wykrywamy go już niestety w zaawansowanym stadium, to bardzo ważna jest determinacja, wiedza i doświadczenie zespołu leczącego pacjentkę. Ośrodki, które mają doświadczenie w leczeniu raka jajnika, są w stanie osiągać przeżycia 5-letnie u swoich pacjentek. Odsetek pacjentek, które osiągają te przeżycia 5-letnie, w ośrodkach które zajmują się leczeniem raka jajnika sięga 70-75 proc.
Jeśli pacjentka trafia do ośrodka, który nie ma odpowiedniego doświadczenia, a lekarze kwalifikacji w kwestii leczenia raka jajnika, to ten odsetek spada do 30 proc. Trzeba wypracować takie mechanizmy systemowe, żeby chora nie trafiała z rakiem jajnika do przypadkowego, nieprzygotowanego do jej leczenia szpitala – podkreśla prof. Bidziński.
W Polsce co roku rozpoznaje się ok. 3200 nowych zachorowań na raka jajnika, dlatego wystarczyłoby ok. 25 ośrodków kwalifikowanych do leczenia tego nowotworu. Jeśli lekarz stwierdzałby u pacjentki guza litego lub lito-torbielowatego, wystarczy, że kierowałby na konsultację do takiego kwalifikowanego ośrodka, a tam decydowano by o dalszym leczeniu kobiety.
Co do terapii, to pojawiły się nowe, nowoczesne, które są szczególnie skuteczne przy leczeniu pacjentek, u których występują mutacje BRCA1 i BRCA2. Chodzi oczywiście o olaparib, który nie wyleczy co prawda zaawansowanego raka jajnika ale daje szanse na długie, 15-miesięczne remisje. Badania pokazały, że stosowanie olaparibu w terapii podtrzymującej znacznie wydłuża życie chorych.
– Walczymy o to, żeby taki program był dostępny dla polskich pacjentek w pierwszej linii leczenia. Pojawił się też nowy lek z tej samej grupy - nilaparib, który jest zarejestrowany już w Stanach Zjednoczonych. Producent stara się wprowadzić lek na polski rynek – mówi prof. Bidziński.
Czytaj także: Potrzeba pieniędzy i woli politycznej żeby "kupić" chorym na raka czas, a właściwie życie
W raku piersi nie jest tak różowo
Prof. Tadeusz Pieńkowski, onkolog, mówi natomiast, że od kilku lat w Polsce rosną współczynniki umieralności z powodu raka piersi. Nie liczby bezwzględne dotyczące zgonów, a właśnie współczynniki. Jesteśmy jedynym krajem europejskim, w którym ma miejsce takie zjawisko.
Jest wiele przyczyn tej sytuacji. Jedną z nich jest, zdaniem profesora, to że Ministerstwo Zdrowia zaniechało wysyłania imiennych zaproszeń na badania przesiewowe. Kiedy w Polsce przestawaliśmy wysyłać zaproszenia na mammografię, to zgłaszalność "zaproszonych” wynosiła ok. 50 proc. Po zaniechaniu wysyłania zaproszeń, zgłaszalność zaczęła maleć.
Drugi problem to kwestia tzw. Breast Unitów, czyli ośrodków wyspecjalizowanych w leczeniu i opiece nad chorymi na raka piersi. Owszem wprowadzono je, jednak nie w taki sposób jak postulowali specjaliści. Stworzono dwa rodzaje centrów doskonałości - jedne na wyższym, drugie na trochę niższym poziomie. To rozwiązanie nigdzie nie spotykane. Na całym świecie albo ośrodek spełnia kryteria i jest akredytowany jako "Breast Unit” albo nie. Nigdzie nie ma ośrodków "dwóch prędkości".
Dodatkowo w rozporządzeniu zapisano szereg wymogów formalnych, które nie są zalecane przez międzynarodowe towarzystwa naukowe. Wymogi są bardzo trudne do spełnienia nawet dla dużych placówek onkologicznych. W efekcie do programu przystąpiło niewiele ośrodków. Po pewnym czasie część z nich z tego programu się wycofała.
– W leczeniu raka piersi ważna jest organizacja. W Polsce mamy bardzo długą drogę od pierwszych objawów do czasu rozpoczęcia leczenia. Trwa ona nierzadko wiele miesięcy. To absolutnie nieakceptowalne. Przecież tu chodzi o ludzkie życie – podkreśla prof. Pieńkowski.
Mamy też, jak mówi specjalista, braki w dostępie do refundowanych leków Nowatorskie leki są w Polsce refundowane zwykle z dużym opóźnieniem. – Choć trzeba powiedzieć uczciwie, że w ciągu ostatniego czasu jest w tej kwestii znacznie lepiej. Jednak, żeby refundowanie, a zatem udostępnienie nowych leków, przełożyło się na wydłużenie życia chorych, potrzeba czasu.
Przykładowo w programie lekowym dla chorych na HER2 ujemnego raka piersi, w którym stwierdzono występowanie receptorów estrogenowych, udostępniono ostatnio dwie nowatorskie substancje: palbocyklib i rybocyklib. Ostatnio pojawił się kolejny lek z tej grupy - abemacyklib - z udowodnionym przedłużeniem czasu przeżycia całkowitego i korzystnym profilem bezpieczeństwa.
Zdaniem prof. Pieńkowskiego, ten nowy lek ma dużą szansę na refundację. Jednocześnie, zdaniem onkologa, refundacji powinno podlegać wiele substancji, ponieważ każda pacjentka ma inną, indywidualną sytuację medyczną, a zatem różne wskazania i przeciwwskazania do poszczególnych leków. Czym wybór jest większy, tym dla niej lepiej.
Rak piersi nie wybiera czasu. Kobiety chorują też podczas pandemii koronawirusa.•Fot. 123rf.com /Katarzyna Bialasiewicz
Trzeba pamiętać, że przez epidemię koronawirusa program badań mammograficznych uległ poważnemu zakłóceniu. Utrudnieniu uległ dostęp do badań obrazowych mikroskopowych i do leczenia. W sposób nieuchronny wpłynie to na wydłużenie czasu od wystąpienia objawów do rozpoczęcia leczenia co za tym idzie na jego wyniki.
Przełom w leczeniu raka płuca ale…
Prof. Dariusz Kowalski, onkolog, który zajmuje się leczeniem chorych z rakiem płuca mówi z kolei, że żadna epidemia nie usprawiedliwia odkładania leczenia raka płuca. Choć oczywiście w dostępie do nowoczesnego leczenia, nawet przed epidemią koronawirusa, mieliśmy pewne braki. Trzeba podkreślić jednocześnie, że w leczeniu raka płuca dokonał się w ostatnich latach niesamowity przełom.
Jeśli chodzi o immunoterapię i pacjentów z niedrobnokomórkowym rakiem płuca, jak tłumaczy prof. Kowalski, to część z nich jest "zaopiekowana” w kwestii nowoczesnego leczenia, ale część nie. W 2 linii leczenia mamy dostępne dwa leki: niwolumab i atezolizumab. Pierwszy jest refundowany dla chorych tylko z rozpoznanym rakiem płaskonabłonkowym, a powinien być dostępny dla wszystkich typów niedrobnokomórkowego raka płuca. Z kolei atezolizumab dostępny jest w 2 linii dla wszystkich typów raka niedrobnokomórkowego .
W 1 linii leczenia mamy dostępny pembrolizumab. Są to przeciwciała monoklonalne skierowane przeciwko receptorowi programowanej śmierci typu 1 (PD-1). Ich podanie powoduje reaktywację układu immunologicznego człowieka, co oznacza, że system ten zaczyna rozpoznawać komórki nowotworowe, których poprzednio nie rozpoznawał, i sam efektywnie je niszczy. Jednak pacjent musi spełnić dość wyśrubowane wymagania programu lekowego, żeby z tego leczenia skorzystać. Dla chorego, który nie spełni tych wymagań zostaje tylko klasyczna chemioterapia.
Prof. Kowalski wyjaśnia, że onkolodzy chcą, żeby dla pacjentów był dostępny w 1 linii leczenia pembrolizumab w połączeniu z klasyczną chemioterapią, dlatego, że wyniki takiego leczenia, są zdaniem lekarzy, bardzo dobre. Przy takim leczeniu mediana przeżycia pacjentów jest o 12 miesięcy dłuższa, niż tych leczonych samą, klasyczną chemioterapią.
– Sytuacja jest jaka jest, ale trudno jest mi się zgodzić z resortem zdrowia, że przez pandemię SARS-CoV-2 nowoczesne procedury, które znacząco przedłużają chorym życie, nie będą wprowadzane przynajmniej do września. Te zapowiedzi nie dotyczą oczywiście tylko raka płuca – mówi prof. Kowalski.
Chorzy z rakiem płuca muszą mieć dostęp do nowoczesnego leczenia nawet w czasie pandemii koronawirusa.•Fot. 123RF
Jego zdaniem, czas epidemii koronawirusa jest i tak szczególnie trudny dla chorych na nowotwory, ponieważ leczenie często obniża ich odporność. Dlatego należy zrobić wszystko, żeby wprowadzać nowoczesne terapie, które dają tym pacjentom największe szanse na wyleczenie lub przedłużenie życia w dobrej formie.
– Nowoczesne leki, np. te ukierunkowane molekularnie, można teraz wydawać pacjentom nawet na 3 miesiące. Takie leczenie jest bezpieczniejsze dla tych chorych w dobie pandemii COVID-19 – podkreśla prof. Kowalski.
W Polsce nie ma nowoczesnego leczenia
W gorszej sytuacji niż pacjenci z niedrobnokomórkowym rakiem płuca, są pacjenci z drobnokomórkowym rakiem płuca. W leczeniu ich nowotworu praktycznie nie działo się nic znacząco nowego w przeciągu kilkudziesięciu lat. Jednak w ubiegłym roku po raz pierwszy, po latach, zarejestrowano lek, który działa i przedłuża życie tym pacjentom.
Jak mówi prof. Kowalski, nie jest to rewolucja, ale na pewno przełom, jest coś w końcu nowego, co przedłuża życie tym pacjentom. Tym bardziej, że rokowania w tym nowotworze są bardzo złe.
Ten lek to wcześniej już wspomniany atezolizumab, który zmusza układ odpornościowy chorego do walki z komórkami nowotworowymi.
Ale atezolizumab, nie jest już jedyny, jak tłumaczy specjalista, na rynku pojawił się kolejny lek - durwalumab, który również jest u tych chorych skuteczny i przedłuża im życie. Niestety oba leki nie są dostępne dla polskich pacjentów, choć jak tłumaczy profesor, w tym wypadku wszyscy specjaliści mówią jednym głosem, że leki te są skuteczne i bardzo potrzebne polskim pacjentom.
Koronawirus przeminie, nowotwory zostaną
Pandemia koronawirusa minie a na raka będziemy nadal chorować. Mało tego, specjaliści mówią, że coraz częściej. Nie ma takiego czasu, ani takiej przyczyny, która usprawiedliwiała by zaniedbania w profilaktyce i leczeniu nowotworów. Przede wszystkim leczeniu nowoczesnym, bo takie jest dla nas bezpieczniejsze i oczywiście bardziej skuteczne, a chodzi chyba o to, żeby wydawać pieniądze systemu ochrony zdrowia na coś, co działa i ratuje nam życie.