"Gdyby trzymać się prawa, można szykować się do wyjazdu". Jak będą wyglądały kolonie 2020?

Adam Nowiński
W ubiegłym roku na kolonie i obozy krajowe oraz zagraniczne wyjechało 1,5 miliona polskich dzieci i młodzieży. Przez pandemię koronawirusa ich tegoroczne wakacje stanęły pod znakiem zapytania. O sytuacji milionów polskich rodzin oraz setek tysięcy pracowników kolonii i obozów rozmawiamy z Krzysztofem Mazińskim, prezesem Polskiej Izby Turystyki Młodzieżowej.
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
O takich wakacjach, jak sobie wyobrażamy i jakie mieliśmy do tej pory, możemy zapomnieć, dlatego że nie ma żadnych danych naukowych, które by powiedziały: epidemia wygaśnie z powodu lata. (...) Nie podejrzewam, by nagle czerwiec, lipiec miał zlikwidować epidemię. Niestety będziemy się z nią borykać przez rok – powiedział w jednym z wywiadów minister zdrowia Łukasz Szumowski.

Dopytywany o organizację kolonii letnich i obozów polityk PiS odparł krótko, że "można zakładać, że ich nie będzie". Te słowa wstrząsnęły tą częścią branży turystycznej i nie tylko. W końcu w ubiegłym roku z tego typu zorganizowanego wypoczynku skorzystało w Polsce 1,5 miliona dzieci i młodzieży. Stąd też i oni i ich rodzice mają powody do obaw o swoje plany wakacyjne.


Czytaj także: "Kiedy będą otwarte hotele?". Nadmorskie kurorty desperacko piszą do rządu list rozpaczy

Słowa ministra zdrowia wprowadziły zamieszanie także wśród pracowników kolonijnych – instruktorów, animatorów, opiekunów, wychowawców, pielęgniarek, touroperatorów. To oni w konsekwencji odwołania wyjazdów wakacyjnych stracą pracę lub po prostu nic nie zarobią w tegorocznym sezonie.

O sytuacji tej gałęzi turystyki rozmawiamy z Krzysztofem Mazińskim, prezesem Polskiej Izby Turystyki Młodzieżowej.

***

Adam Nowiński: Patrząc na wypowiedzi ministra Szumowskiego i ministra Piontkowskiego można stwierdzić, że wakacje, które znaliśmy to przeszłość. Czy tak będzie z koloniami i obozami? Dzieci i młodzież także czeka rozczarowanie?

Krzysztof Maziński: Mam nadzieję, że nie!

To jak wygląda obecnie sytuacja w pana branży?

Jeśli nie weźmiemy pod uwagę tego, co powiedział mediom minister zdrowia Łukasz Szumowski, to sytuacja prawna jest obecnie bardzo klarowna. Hotele zostały otwarte i ustalono rygory, według których można w nich nocować. Nie ma w nich żadnego zakazu ani żadnej informacji na temat jakichkolwiek grup – czy mogą tam nocować, czy też nie.

Dlatego formalnie rzecz biorąc, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kolonie organizować. Mało tego, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem edukacyjnym, my już zgłaszamy ich realizację do kuratoriów oświaty. A te przyjmują nasze pisma i rejestrują placówki kolonijne. Gdyby trzymać się ściśle obowiązującego prawa, to w zasadzie można już się szykować do wyjazdu.

Czytaj także: Trochę śmiesznie, trochę dziwnie. 3 scenariusze tego, jak będą wyglądać wakacje dzieci w tym roku

No tak, ale dobrze wiemy, że ostatnio to, co jest w przepisach prawa, nie ma odzwierciedlenia w wydawanych przez rząd rozporządzeniach covidowych. Więc jak to wygląda naprawdę?

Tak naprawdę to sytuacja nie jest taka klarowna. Powiem więcej, rząd wprowadza chaos, a ucierpieć mogą na tym przede wszystkim dzieci, ale nie tylko. Wszyscy słyszeliśmy przecież wywiad z ministrem Szumowskim, w którym stwierdził, że nie wyobraża sobie kolonii i obozów w te wakacje.

Branża przyjęła to do wiadomości, ale za tym nie poszły żadne konkretne obostrzenia. Teraz wprowadzono wspomniane przeze mnie rozluźnienia ograniczeń w hotelarstwie, czyli dostajemy sprzeczny sygnał. Z drugiej strony wywiad z ministrem słyszeli także rodzice, którzy zaczęli masowo odwoływać zgłoszenia swoich dzieci do udziału w koloniach i obozach.

Jako branża turystyki młodzieżowej znaleźliśmy się w bardzo dziwnej sytuacji, która powoduje ogromny chaos zarówno po stronie klientów jak i organizatorów. Dlatego dochodzi do paradoksalnych sytuacji, w których jedni rodzice rezygnują z uczestnictwa ich dzieci w obozie z powodu pandemii lub bo usłyszeli od ministra, że nie będzie kolonii, a drudzy patrząc na ostatnie rozluźnienia w hotelach zgłaszają się i zapisują swoje dzieci na ten sam obóz.

Ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć nikomu, jak będzie naprawdę, bo my nie dostaliśmy żadnej informacji od rządu w sprawie organizacji kolonii.
Fot. Vidar Nordli Mathisen/Unsplash
A z tymi masowymi rezygnacjami nie jest tak, że rodzice, widząc co się działo z biurami podróży i wykupionymi w nich wakacjami, nie chcieli ryzykować długiego oczekiwania na zwrot pieniędzy za kolonie?

Jeśli chodzi o biura podróży, to klient ma w nich gwarancję zwrotu pieniędzy, nawet jak ogłosi ono bankructwo. Pytanie pozostaje tylko – kiedy? Ale i na nie jest odpowiedź, której udziela ustawa covidowa, która mówi, że klient za odwołany wyjazd ma dostać zwrot pieniędzy nie później niż 194 dni od daty odwołania.

Z koloniami i obozami jest inaczej. Jedynie 20 proc. z nich rzeczywiście jest realizowana przez zawodowe biura podróży takie jak moje i posiada gwarancje, które gwarantuje m.in. wspomniana ustawa covidowa. Pozostałe są organizowane przez kluby sportowe, szkoły, parafie, związki harcerskie itp. Te podmioty nie podlegają takim przepisom tak, jak biura podróży.

W przypadku odwołania takiej kolonii lub obozu z powodu pandemii rodzice, którzy wpłacili zaliczki na wyjazd ich dzieci, mogą ich nie otrzymać z powrotem. A takich przypadków może być obecnie mnóstwo. Wystarczy, że nie nasz rząd nie przywróci lotów, któryś z naszych sąsiadów nie otworzy granicy, jakiś hotel zostanie zamknięty z powodu koronawirusa.

W każdym z tych przypadków jeśli organizator wpłacił już zaliczkę na poczet noclegu, transportu czy związanych z wyjazdem atrakcji, może je stracić i nie będzie miał jak ich zwrócić rodzicom.

Skoro o finansach mowa, to jak to generalnie wygląda od tej strony? Przecież tu chodzi o 1,5 miliona dzieci i młodzieży, które brało udział w koloniach i obozach w ubiegłym roku. Straty mogą być, jak domniemam, ogromne. Nie mówiąc już o tym, że jeśli nie pojawią się żadne rozwiązania ze strony rządu, to i rodzice będą w kropce, bo nie będą mieli co zrobić z dziećmi w wakacje.

Tak zgadza się, w ubiegłym roku około 1,5 miliona dzieci i młodzieży wyjechało na obóz lub kolonie. Przeszło 90 proc. skorzystało z oferty wakacyjnej w Polsce, a reszta z obozów i kolonii za granicą. Szacujemy, że od 40 do 50 proc. miejsc na ten rok zostało wykupionych przed pandemią koronawirusa. Teraz sprzedaż stanęła, więc jeśli sytuacja się nie zmieni, to straty już wynoszą te 50-60 proc.

Wszyscy czekamy na rozwój wydarzeń i jakiekolwiek wytyczne. Mówiąc my, mam na myśli nie tylko Izbę, organizatorów kolonii i obozów, ale także przeszło 100 tysięcy osób z kadry opiekuńczej i pedagogicznej, która co roku pracuje na takich wyjazdach. Ponadto chodzi tu także o 2000 hoteli i pensjonatów, które w dużej części są głównie nastawione na przyjmowanie i obsługę kolonii. Nikt nic nie wie. Bałagan i chaos się pogłębia z każdym dniem.

To czego oczekujecie od rządu?

Wiemy, że sytuacja, w której znalazła się nasza branża, nie zależy od dobrego humoru ministra, tylko to kwestia bezpieczeństwa, która dla nas również jest priorytetowa. Brakuje nam jednak spójnego i klarownego komunikatu, jak będzie wyglądało uregulowanie organizacji kolonii i obozów. Takiej mapy odmrażania turystyki, dzięki której każdy z nas wiedziałby, na czym stoi.

Całą sprawę komplikuje fakt, że znajdujemy się na styku kompetencji dwóch ministerstw: resortu rozwoju, z racji tego, że to turystyka i resortu edukacji, bo chodzi o dzieci i młodzież.

A nad nimi jest minister zdrowia, który dokłada swoje?

Tak, on teraz ma tutaj najwięcej do powiedzenia.

Prowadziliście już jakieś rozmowy?

Mamy się spotkać z przedstawicielami Ministerstwa Edukacji i Rozwoju pod koniec tygodnia. Mamy nadzieję, że uda nam się uzyskać odpowiedzi na pytania, które nurtują nie tylko nas jako całą branżę, ale także dzieci i ich rodziców.