Mosbacher o różnicy między krajem z wolnością słowa a reżimem. W tle koronawirus

Rafał Badowski
Goergette Mosbacher odniosła się do tweeta Departamentu Stanu USA. Napisano o tym, że czołowy amerykański dziennik "Washington Post" zamieścił wypowiedź chińskiego ambasadora, w której bronił swojego kraju. Cui Tiankai twierdził, że obwinianie Chiny za koronawirusa ignorując fakty tylko pogorszy sytuację. Zacytowanie tej wypowiedzi przez "WP" Departament Stanu USA podał jako przykład wolności słowa. Pokazano też, jak wygląda cenzura.
Georgette Mosbacher wskazała na Chiny jako na kraj stosujący cenzurę ws. koronawirusa. fot. Maciej Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Ambasador wskazywał na to, że Chiny dokonały poświęceń, by utrzymać koronawirusa w ryzach, a także, iż Państwo Środka dołożyło wszelkich starań, by udostępniać informacje o wirusie.

Departament Stanu jako przeciwwagę podał sytuację także z ostatniej nocy, gdy przemowa Matta Pottingera, który pełni funkcję zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych, zniknęła z chińskiego Weibo po pięciu minutach, ponieważ "tak wygląda cenzura". Jako dowód pokazano screen z pustą stroną internetową Weibo.
Ambasador USA w Polsce odniosła się do tweeta Departamentu Stanu USA. "Na tym właśnie polega różnica miedzy krajem demokratycznym z wolnością słowa a reżimem komunistycznym" – podsumowała Mosbacher. Zwróciła uwagę, że ambasadorowi Chin w Polsce najwyraźniej podoba się wolność słowa wynikająca z demokracji, skoro używa Twittera zakazanego w Chinach do tego, by rozprzestrzeniać propagandę Chińskiej Republiki Ludowej. Przypomnijmy, że ambasador USA w Polsce obarczyła wcześniej chiński rząd odpowiedzialnością za rozprzestrzenianie się koronawirusa na cały świat. Była to odpowiedź na tweety chińskiego ambasadora w Polsce, który stwierdził, że USA stały się głównym podmiotem zakłócającym globalną walkę z koronawirusem.


Czytaj także: Chiny zleciły raport. ws. koronawirusa. Eksperci piszą w nim o konfrontacji zbrojnej z USA