To nie Sasin namieszał najwięcej? Kluczowa była poprawka innego polityka PiS

Tomasz Ławnicki
Na prawicy już ruszyło przerzucanie się odpowiedzialnością za chaos z wyborami prezydenckimi. Owszem, oficjalna narracja brzmi, że to wina opozycji i Senatu, który nie spieszył się z pracami nad ustawą o głosowaniu korespondencyjnym. Ale coraz częściej mówi się o winnych w obozie władzy. I wcale nie chodzi wyłącznie o ministra Sasina, ale po kolei...
Poprawka Henryka Kowalczyka była decydująca w kwestii zamieszania z wyborami. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
To minister aktywów państwowych, wicepremier Jacek Sasin był twarzą tzw. wyborów kopertowych. W związku po stronie opozycji głośno mówi się o tym, że Sasin powinien za to zapłacić stanowiskiem (czym zresztą wcześniej ministrowi miał grozić sam Jarosław Kaczyński). Koalicja Obywatelska zapowiedziała wniosek o wotum nieufności wobec ministra. Lista zarzutów PO wobec Jacka Sasina jest długa - od nielegalnego druku kart wyborczych po narażenie państwa na straty budżetowe. Wicepremier oskarżeniami opozycji się jednak nie przejął. "Zarzuty wobec mnie i rządu PiS prezentowane przez pana Budkę w sprawie wyborów prezydenckich są całkowicie niezgodne ze stanem rzeczywistym" – odpowiedział Jacek Sasin. W obronie ministra Sasina stanął dziś jego zastępca, wiceminister Janusz Kowalski. – Nie wydał w tej sprawie żadnych decyzji. Jego jedyną rolą jest to, że nadzoruje Pocztę Polską. Wszystkie decyzje podejmował Mateusz Morawiecki – powiedział Kowalski na antenie radiowej Trójki, przerzucając odpowiedzialność z wicepremiera na premiera.

Czytaj także: Na prawicy rozpoczęto polowanie na kozła ofiarnego. Już nie Sasin, tylko Morawiecki



Ale jest jeszcze w PiS inny polityk, którego rola w chaosie wyborczym jak dotąd pozostawała niedostrzeżona. Dostrzegł ją reporter RMF FM Tomasz Skory. Dziennikarz prześledził proces legislacyjny nad tzw. Tarczą 2.0, w której ukradkiem posłowie PiS wprowadzili przepis odbierający Państwowej Komisji Wyborczej kontrolę nad organizacją wyborów.

Tą osobą jest były minister środowiska i szef Komitetu Stałego Rady Ministrów poseł Henryk Kowalczyk. To jego poprawki de facto uniemożliwiły organizację wyborów. Poprawka przeszła zupełnie bez uzasadnienia. – Zgłaszam jeszcze cztery drobne poprawki, już bardziej techniczne niż dotyczące istotnych warunków finansowych – tyle powiedział wówczas Kowalczyk.

Czytaj także: "Wtedy Gowin się chyba naprawdę po raz pierwszy mocno przeraził". Kulisy rokowań w centrali PiS


Aktualny stan jest zaś taki, że formalnie 10 maja pozostaje terminem wyborów, ale nie da się ich przeprowadzić. Wobec spodziewanego stwierdzenia przez Sąd Najwyższy o nieważności tych wyborów, nowy termin głosowania (korespondencyjnego) ma być wyznaczony na czerwiec lub lipiec.

źródło: RMF FM