W bastionie PiS zorganizowała protest przeciwko władzy. "Ludzie powoli zaczynają otwierać oczy"
W maju zorganizowała już dwa protesty przeciwko władzy PiS – w Jaśle na Podkarpaciu, w bastionie Prawa i Sprawiedliwości. Nie było tłumów, w internetowych komentarzach nie brak kpin w rodzaju "Żenada, ale was dużo". Ale Jolanta Jachym nie jest zrażona. W sobotę zamierza organizować kolejny protest. – Liczy się każda osoba, która przyjdzie. Nie wszyscy w tym bastionie popierają PiS – mówi naTemat.
Myślę, że tak. Ludzie powoli zaczynają otwierać oczy. Każda jedna osoba na takim proteście jest ważna. I nawet jeśli przyjdzie jedna, dwie osoby więcej, to jest szansa, że może coś się zmieni. Że ktoś coś zauważy. Na przykład to, że wszystko nie jest rozdawane za darmo. A przedsiębiorcy muszą dziś zwalniać ludzi.
Pierwszy protest zorganizowała pani 1 maja. Ile dokładnie osób przyszło?
Cztery.
A na kolejny, 10 maja? Apelowała pani wtedy: "Przedsiębiorcy i wszyscy którym zależy na demokracji i wolnej Polsce pokażmy, że MAMY DOŚĆ !!!!"
Było nas już 30. Przyszła nawet młodzież, co mnie bardzo cieszy. Byłam bardzo mile zdziwiona, że młodzi ludzie wyszli, mają swoje zdanie i chcą je wyrazić. Przyszło kilka osób, których zupełnie nie znałam. Byliśmy w maseczkach, staliśmy przepisowo, w odległości od siebie. Pilnowała nas policja, ale nikt do nas nie podchodził.
Plakat z wydarzenia 10 maja.•Fot. Screen/Facebook
Średnio. Jest za to bardzo dużo osób, które są przeciwne może nie tyle rządowi PiS, ale temu, co wyprawiają. Widzą na co dzień, jak pogarsza się jakość życia, młodzi wyjeżdżają, nic się nie dzieje. Jest coraz gorzej. Miasto jakby się uwsteczniło. Tu ludzie naprawdę są niezadowoleni.
Dla mnie to jest fenomen. Każdy mówi, że nie głosował na PiS. Kogokolwiek nie zapytać wśród znajomych, nikt nie głosował na PiS. To jakim cudzem rządzą?
Teraz dostaję dużo wiadomości na messangerze, żeby nie odpuszczać, żeby ciągnąć to, że przyjdą chętni. Ale więcej osób deklarowało, że przyjdzie niż w rzeczywistości przyszło.
Dlaczego?
Myślę, że to strach. Tu wszyscy się znają, to małe miasto. Ludzie mają trochę obaw, co powiedzą inni. Co powie pracodawca. Boją się też, że dostaną mandat za udział w zgromadzeniu, a tu zarabia się grosze.
A przecież przedsiębiorcy też nie są zadowoleni z tego, co się dzieje. Rozmawiam z nimi, słyszę. Nikt nie jest zadowolony. Liczę, że w sobotę będzie nas jeszcze więcej. I że pojawi się więcej przedsiębiorców.
"A co tam można zmienić". "A, wiesz jak jest". "Co my tam we dwie, trzy damy radę?" "Wiesz, a potem wstyd pokazać się na mieście". Tak mówią. I nic się nie dzieje.
Jasło może nie jest takim bastionem, jak okoliczne wioski. Tam jest strasznie duże bezrobocie. To rejon rolniczy, nic nikomu nie opłaca się robić. Bardzo dużo ludzi żyje ze świadczeń socjalnych i 500+.
"Byłam. Brawo dziewczyny. Co do reszty niezdecydowanych lepiej stać z boku i narzekać niż pójść i wyrazić swoje niezadowolenie publicznie... życzę odwagi następnym razem. O każdą zmianę trzeba walczyć nic samo się nie stanie ...W jedności siła".
Dlaczego pani postanowiła zaprotestować?
Może jestem idealistką, ale marzy mi się zupełnie inna Polska i inne życie dla moich dzieci i wnuków. Inne podejście rządu do społeczeństwa, do ludzi. Boli mnie to, że nie słuchają ludzi, te obietnice, które nie zostały spełnione, to, że wychodzi na to, że mają nas gdzieś. Boli to, że nie liczą się z nami. Ale najbardziej to, że tak podzielili społeczeństwo. Nigdy czegoś takiego nie było.
Mówią o tym głośno. Gdzie nie spojrzeć, wszystko kuleje. Służba zdrowia, szkolnictwo, wybory. Ja przeżyłam czasy PRL i nigdy nie było tak jak teraz. Nigdy aż tak bardzo nie interesowałam się polityką. Nawet dawałam PiS szansę. Myślałam: dobrze, zobaczymy. Ale nie wykorzystali tej szansy. Rozkładają nasz kraj. Ludziom ograniczają prawa. Trójpodział władzy został rozwalony. Wybory się nie odbywają. Ale, jak wspomniałam, wielu odczuwa strach, by zaprotestować.
Co chciała im pani pokazać?
Żeby przestali się bać. Żeby mówili to, co myślą. Żeby zawalczyli o swoje. Bo jak nie my, to kto?