Od miernot do złoczyńców – takie są kadry PiS. Kaczyński stał się ich zakładnikiem
Gdzie nie spojrzeć - kamieni kupa. Po pięciu latach rządów ekipy z Nowogrodzkiej w wielu miejscach naszego pięknego kraju nie ma już czego zbierać. Była sobie Trójka, ostał się budynek Trójki. Niczym po wybuchu bomby neutronowej, która niszczy ludzi, a oszczędza mury. Był sobie Janów Podlaski - za okupanta był, za Gomułki i za Jaruzelskiego - ale za ministra Jurgiela zbankrutował. Konie jedzą plewy, a nie owies.
PiS - po dojściu do władzy - zaczął przejmować wszystko, jak leci. Zgodnie z zasadą TKM, której zresztą Kaczyński jako pierwszy użył w debacie publicznej – uwaga! w pejoratywnym znaczeniu! Tymczasem teraz ta filozofia to trwały fundament jego rządów, ostatnio jej wyrazicielem stał się poseł Przemysław Czarnek odnośnie SN: „Wiele już zrobiliśmy, i to jest ostatni bastion, też już praktycznie zdobyty”.
Bo PiS nic innego nie robi, tylko „zdobywa” instytucje, wciąż dokonuje wrogich przejęć kolejnych obszarów państwa, jak gdyby działał w warunkach wojennych i na obcym terytorium. Po czym zdobyte placówki obsadza własną załogą, a ta je niszczy, często w sposób trwały - wielu z nich nie da się tak po prostu skutecznie odbudować po PiS-ie.
Kaczyński uznał widać, że „dzieło niszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia”. Tą dobrą sprawą jest powodzenie pisowskiej rewolucji i ugruntowanie jej władzy. Mniejsza o koszty tegoż, wszak przyszłość tego kraju zupełnie nie zajmuje myśli starszego pana. Dla niego liczy się tu i teraz, zresztą osiągnięć III RP nigdy nie cenił i nie poważał.
Ale jest jeszcze jeden - kluczowy - element tego destrukcyjnego procesu, dziejącego się w naszym kraju od 2015 roku. To kadry prezesa Kaczyńskiego. Pobieżny tylko przegląd zasobów personalnych partii rządzącej udowadnia, że podczas rekrutacji musi dochodzić do selekcji negatywnej, tak charakterystycznej zresztą dla systemu sowieckiego.
Kadry są najważniejsze - mawiał i Lenin, i Stalin. Przy czym rozwinięcie tej myśli jest dość zaskakujące - obsadzamy wszystko naszymi, ale ci nasi to miernoty. Miernota bowiem nie jest autonomiczna i wszystko zawdzięcza swemu protektorowi. A zatem będzie gotowa na wiele, przed niczym się nie cofnie, byle tylko raz zdobytą pozycję utrzymać.
Oczywiście, otaczanie się miernotami ma czasem swoje przykre konsekwencje - np. wymordowanie podczas Wielkiej Czystki tych oficerów, którzy znali się na żołnierskiej robocie, kosztowało Stalina dwa lata porażek w starciu z Wehrmachtem. Ale krwią płacił nie Generalissimus, ale naród, więc w sumie - żadna wielka dla władzy strata.
Kaczyński też przepędził fachowców i robi to, co działo się w PRL-u, a co krytycznie opisywał na początku lat 70. Mieczysław Rakowski: „Skoro partia jest kierowniczą siłą, to znaczy, że powinna sprawować kontrolę nad każdą dziedziną życia. Jak to osiągnąć? Najłatwiej przez postawienie członka partii na stanowisku kierowniczym!”.
Ludzie PiS-u i ci do władzy koniunkturalnie przyklejeni obsadzają zatem wszystko, co tylko jest do obsadzenia. Ta nowa nomenklatura jest łapczywa, a skala jej niekompetencji, niewiedzy czy braku umiejętności przeraża. Ale im mniej potrafisz, tym bardziej będziesz wdzięczny za awans. Wszak Julia Przyłębska w normalnych warunkach nigdy nie zostałaby prezesem TK.
Jednego nowym kadrom nie brakuje: skaz w życiorysach, wszelakich kompromitacji - obyczajowych, zawodowych czy prawnych. Oraz głuchej determinacji. Tacy ludzie podbijają Polskę. Biorą we władanie spółki Skarbu Państwa, teatry, muzea, ambasady, urzędy. Zwykle za co się nie wezmą, to już mogą zaśpiewać, że „znowu w życiu mi nie wyszło”.
Jacek Sasin próbował zorganizować ostatnio wybory pocztowe, ale nie dał rady, choć się silnie natężał. Było centralne zarządzanie i pisanie prawa pod bieżącą potrzebę, był ostrzał propagandowy w TVP i wymiana ludzi na dyspozycyjnych, ale wszystko na nic. Aż dziw bierze, że do tej operacji jego wyznaczono, wszak skutecznie dba tylko o posady dla licznej rodziny.
Kamil Zaradkiewicz próbował ostatnio poprowadzić obrady sędziów Sądu Najwyższego, lecz gdy argument siły go zawiódł, a na jaw wyszedł incydent z piżamą i grzybkami, to zachęcono go do dymisji. Odchodząc z funkcji, jeszcze się odgrażał. Ale jako wierny funkcjonariusz może się spodziewać, że partia jeszcze go kiedyś użyje do czegoś plugawego.
Tomasz Kowalczewski usiłował się ostatnio zasłużyć, a zatem postanowił zdjąć z anteny obrazoburczą piosenkę Kazika, zanim ta doszłaby do wiadomo-czyich-uszu. Operację cenzorską przeprowadził jednak z przytupem i łomem w garści, więc zamiast utwór schować – wypromował, oświetlił reflektorem i podkręcił maksymalnie głośność. Taki zdolny.
Byliby zabawni ci dyletanci, gdyby nie to, że w całej swej codziennej fuszerce jedno zawsze im wychodzi: co w rękę dostaną, to ostatecznie zepsują. Nieudolnie, lecz mozolnie. Stadnina w Janowie to klasyk – wzięto kwitnącą firmę (3,5 mln zł zysku w 2015 roku) i doprowadzono ją w trymiga do utraty płynności finansowej (3,2 mln zł straty w 2018 roku) i ciężkiej zapaści wizerunkowej.
Niestety, prócz kabaretowych i sfrustrowanych szkodników, w skład kadr PiS wchodzą też prawdziwi złoczyńcy. Ludzie bezwzględni, nie cofający się przed polityczną przemocą. Ci, którzy prześladowali Pawła Adamowicza czy rozkręcali spiralę hejtu wobec sędziów. Twórcy odrażającej propagandy, manipulatorzy dzielący Polskę i Polaków i uruchamiający mowę nienawiści.
Złoczyńcy będą bronić tej władzy do upadłego, by odsunąć od siebie widmo poniesienia odpowiedzialności za przestępcze czyny. Zaś miernoty wokół Kaczyńskiego doskonale zdają sobie sprawę, że bez niego będą nikim, stąd mają „klaskaniem obrzękłe prawice”. Prezes, z czego chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, stał się ich wszystkich zakładnikiem. I tylko Polski szkoda.
Czytaj także:
Zalewski nie bawił się w dyplomację. Pokazał, co myśli o aferze w Trójce
"Nie jest tak źle, jak w pańskim kraju". Tusk zdradził, co o Polsce mówią na Bałkanach