Policja przerwała pielgrzymkę na Jasną Górę. Uczestnicy modlili się o koniec epidemii
"Pandemiczna" pielgrzymka z Łowicza została rozwiązana. Marsz na Jasną Górę od początku budził kontrowersje, ale jego uczestnicy chcieli podtrzymać wielosetletnią tradycję (tegoroczna pielgrzymka miała numerek "365"). Na drodze stanął im jednak koronawirus, a raczej policjanci egzekwujący zakazy.
Serwis Lowiczanin.info podaje, że pielgrzymi nie zachowywali odpowiedniego dystansu i warunków sanitarnych - zgodnie z wytycznymi, które mają zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Przede wszystkim, nie przestrzegali zakazu zgromadzeń.
We wtorek rano ruszyli w mniejszych, kilkuosobowych grupach, jednak w Budziszewicach dostali informację od przewodnika ks. Wiesława Frelka, że niestety nie mogą iść dalej. Decyzję ponoć podjęli sami organizatorzy. Rzeczniczka wojewody umywa ręce.
– To nie była nasza decyzja. To była decyzja organizatorów. My z tą decyzją nie mieliśmy nic wspólnego – powiedziała cytowana przez portal Dagmara Zalewska, rzeczniczka wojewody łódzkiego.
"A ponieważ ci obawiali się wysokich mandatów, część z nich uciekała przez pobliskie pola i zagajniki. Dzwonili do rodziny lub znajomych, aby po nich przyjechali. Część osób wróciło do Łowicza autokarem wynajętym przez pielgrzymkę" – czytamy na łowickim portalu.
Wierni rzecz jasna są wściekli, bo nawet wojny nie powstrzymały tradycji pielgrzymki, a koronawirus już tak. Są też oburzeni reakcją policji. – Policja śledziła nas, obserwowała z dronów, jakbyśmy byli jakimiś przestępcami – mówiła jedna z uczestniczek.
Czytaj też: Duży wzrost zakażeń koronawirusem w porannym raporcie. Najwięcej znowu na Śląsku