Tak działa armia pisowskich botów. Poseł Porozumienia pokazał jej moc w ciągu jednej nocy

Aneta Olender
Jedni mówią o "nocy cudów", inni o oszustwie, a jeszcze inni o kompromitacji. O co chodzi? O to, że Prawo i Sprawiedliwość może liczyć na wsparcie armii gotowych do działania sprzymierzeńców. Jedyny problem w tym, że tym razem tę armię zasilają... internetowe boty. To dzięki nim Kamilowi Bortniczukowi, posłowi Porozumienia, udało się doprowadzić do oczekiwanego przez niego wyniku sondy na Twitterze. Pod osłoną nocy.
Internauci zarzucają Kamilowi Bortniczukowi oszustwo. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jeśli nie wszystko idzie po naszej myśli, nie ma co się załamywać, trzeba tylko znaleźć wyjście z sytuacji, a że nie będzie to do końca uczciwe wyjście... To już zupełnie inna kwestia. Wiele na to wskazuje, że Kamil Bortniczuk był tak zdeterminowany, aby osiągnąć założony cel, że zdecydował się – ujmując to dyplomatycznie – na nieeleganckie i niesportowe zachowanie. Duda vs Trzaskowski
Poseł porozumienia w piątek stworzył na Twitterze sondę. Chciał, aby ci, którzy wezmą w niej udział, opowiedzieli się po stronie jednego z kandydatów w wyścigu o prezydencki fotel, Andrzejem Dudą lub Rafałem Trzaskowskim. Chodziło o kwestie ideologiczne.


"To jest prawdziwa stawka #wybory2020. Wybieramy pomiędzy kartami: LGBT – Rafał Trzaskowski, RODZINY – Andrzej Duda" – napisał.

To pytanie było konsekwencją podpisu prezydenta pod założeniami Karty Rodziny, w której oprócz zapisów dotyczących ochrony małżeństwa znalazło się także to stwierdzenie: "zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych".

– Trzeba chronić dzieci przed propagowaniem ideologii LGBT w instytucjach publicznych. Rodzice mają prawo do wychowania dzieci wedle swoich przekonań i nikt nie powinien w to ingerować – podkreślał Duda.

Kamil Bortniczuk, który był widocznie przekonany, że większość osób poprze stanowisko Andrzeja Dudy (a tym samym i jego politycznego obozu), musiał się dość mocno zdziwić, bo w tej rozgrywce na prowadzenie wysunął się Rafał Trzaskowski, który broni praw osób LGBT. I tak było aż do późnego wieczora, ale potem nastała noc...

Czytaj także: Oto powód, dla którego PiS rozpętuje wojnę światopoglądową. Uznają to za ostatnią deskę ratunku Dudy

Boty z odsieczą


"W takiej zabawie w sondaż potrafią oszukać. Ja już nawet nie chcę myśleć, co może się wydarzyć w prawdziwych wyborach", "Start sondy – godz. 11. Do godz. 1 w nocy mamy 37 tys. głosów. Oznacza to średnio ok. 12 tys. głosów na godzinę, w czasie największej aktywności polskich tłiterowiczów. Ale jak już poszli spać, nagle, w sześć minut wpada zbawienne 8 tys. 6 minut, a frekwencja jak w 40 min za dnia" – to tylko dwie z naprawdę wielu reakcji internautów na to, co wydarzyło się z sondą Bortniczuka.

Jak zauważyło wiele osób, wynik sondy dosłownie w kilka minut zmienił się z niekorzystnego dla Dudy na bardzo mu sprzyjający. W sieci zawrzało, pojawił się zarzut o wykorzystanie botów do osiągnięcia tego celu. Nikt nie chce wierzyć w nagłą aktywność konserwatywnej części społeczeństwa.

"Średnia z 13 godzin to poniżej 3000 na godzinę, 300 na sześć minut. A przed drugą w nocy – 8000 w sześć minut. Przekręt jak stąd do Pakistanu" – tak nagły przyrost poparcia dla "Karty Rodziny" wypunktowała jedna z osób.

Oburzonych i zażenowanych jest jednak zdecydowanie więcej: "Ale żeby fałszować głupi sondaż na Twitterze?", "To jest tak żenujące i niskie – ktoś lekko nadszarpnął ich ego i już nie mogą tego znieść", "Może warto się tym zainteresować, bo ta sprawa to niezła siara i mocno kompromitująca i ośmieszająca jednocześnie", "W sondzie Bortniczuka między 1:45 a 1:47 w nocy nagle doszło 9 560 głosów za opcją pt. rodzina", "W 3 godziny 25 000 głosów, w zaledwie 6 min. aż 8 000. Bez poprawek i pomocy pakistańskich botów nawet sondy nie wygrają. Znów się ośmieszyli. Z wyborami będą próbowali podobnie, dlatego ważna jest kontrola wyborów i obecność OBWE".

Tłumaczenia Bortniczuka

"Panie Kamilu, Pan jest cynik, więc do Pana poczucia wstydu się nie odwołuję. Ale niech Pan się zastanowi, czy kiedyś nie będzie się pan musiał z tego tłumaczyć? Pan za inteligentny człowiek jest, żeby takie donosy na siebie zostawiać na przyszłość..." – tymi słowami do Bortniczuka na Twitterze zwrócił się Krzysztof Luft.

"A Pan poważnie myśli, że ja nie mam co po nocach robić, ani na co pieniędzy wydawać – i 'kupuję' jakieś głosy w mało znaczących sondach? Zadziwiające :) Miłego dnia" – odpowiedział mu polityk Porozumienia, który odpiera zarzuty i podkreśla, że to nie miał z tym nic wspólnego z nagłym wzrostem aktywności w sieci dotyczącym założonej przez niego sondy.

Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy, zwróciła natomiast uwagę na to, co w całym tym zamieszaniu najistotniejsze, tak naprawdę nie wynik sondy, ani "noc cudów" są tu problemem. Problemem jest dyskryminacja, wykluczanie dużej części naszego społeczeństwa.

"Szukacie tematu zastępczego, panowie? A wiecie, że mamy w Polsce kilkadziesiąt tysięcy tęczowych rodzin, w których wychowują się dzieci? I są to piękne, dobre rodziny? Możecie jeszcze patrzeć sobie w twarz przeglądając się w lustrze?" – napisała.

"A gdyby miał pan możliwość zadecydowania o losie ludzi LGBT (nie ideologii, to są żywi ludzie), to co pan by zrobił? Pozbawił ich praw, zabrał przysługujące dodatki, wykluczył ze społeczności, zamknął w getcie? Śmiało, panie pośle" – zapytał Kamila Bortniczuka ktoś inny.

Prawicowe trolle

To nie pierwszy raz, kiedy środowisko Prawa i Sprawiedliwości musi tłumaczyć się ze stosowania niestosownych, a wręcz nieuczciwych praktyk w sieci.

Z raportu opublikowanego w 2018 roku i opracowanego przez naukowców z Oxfordu wynika, że
w latach 2015-2017 Prawo i Sprawiedliwość opłacało całą armię internetowych trolli, swoich żołnierzy, którzy mieli za zadanie wychwalać rząd i atakować politycznych przeciwników.

"Według tych badań Prawo i Sprawiedliwość wykorzystywało fałszywe konta w mediach społecznościowych do rozpowszechniania prorządowej lub propartyjnej propagandy, atakowania opozycji oraz odwracania uwagi od ważnych kwestii. Co ciekawe, w Polsce zatrudniano do tego ludzi, w innych krajach wykorzystywano raczej zautomatyzowane rozwiązania informatyczne" – opisywał sprawę portal InnPoland.

O działalności takich osób mówił na początku tego roku także europoseł Łukasz Kohut. Tym razem sprawa dotyczyły jednak reformy sądownictwa przeprowadzanej przez PiS. "Na moją skrzynkę pocztową w Europarlamencie przyszło już 500 identycznych listów rzekomo od Polaków popierających skok Ziobry na sądy. Oszczędźcie sobie wydatków na trolli, bo i tak nikt wam nie wierzy. Najpierw przeproście za kłamstwa smoleńskie” – komentował.

Czytaj także: Duda rujnuje wizerunek Polski. O ataku na społeczność LGBT piszą na całym świecie