Esesman, który nie przestał być człowiekiem. Niezwykła historia życia Niemca okiem Polaka

Dawid Wojtowicz
Swoją tajemnicę z czasów wojny zabrał do grobu. Pochowano go pod polskim nazwiskiem, choć naprawdę nazywał się Eduard Lubusch. Był Niemcem, który pełnił służbę w największym obozie zagłady. Różnił się jednak od innych esesmanów. Jego historię nagłośnił Przemysław Semczuk. Najpierw na łamach prasy, a teraz na stronach powieści rekonstruującej losy jego i jego rodziny.
„Cyklon" to tytuł najnowszej książki dziennikarza i pisarza Przemysława Semczuka. Na stronach powieści zrekonstruował on losy Eduarda Lubuscha, esesmana, który pomagał więźniom z Auschwitz Archiwum prywatne autora
– Nic nie jest czarno-białe. Pomiędzy jest mnóstwo emocji, wydarzeń i tragicznych losów, które determinują zachowania ludzi. Ta historia pokazuje, jak kolejnym pokoleniom trudno jest zmierzyć się z historią przodków. I przestrzega przed nadawaniem prostych etykiet – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu pisarz i dziennikarz, autor wydanej właśnie książki „Cyklon”.

Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan o historii Eduarda Lubuscha/Bronisława Żołnierowicza, esesmana, który wielu więźniów z obozu Auschwitz-Birkenau ocalił życie? I jaka była Pana pierwsza reakcja?

Gdzieś na początku lat 90. Trudno dzisiaj mówić o reakcji, bo wtedy była to dla mnie po prostu sensacyjna ciekawostka. Myślę, że nie do końca zdawałem sobie sprawę ze znaczenia wydarzeń. I znałem zaledwie zarys historii.

A dzisiaj? Co Pana zdaniem sprawiło, że pochodzący z Bielska esesman postępował tak humanitarnie, zdając egzamin z człowieczeństwa?

Wojna to szczególny czas. Nikt z nas nie wie, jak by się zachował w takich okolicznościach. Myślę, że porządni ludzie zawsze zachowają się tak, jak należy. Przychodzą mi do głowy słowa profesora Bartoszewskiego. „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”. Sporo książek i artykułów jest poświęcona tym złym esesmanom. Ale takie postacie jak Lubusch wywołują zupełnie inne reakcje.

Eduard Lubusch stanowi kolejny przykład bohatera reprezentującego wizerunek dobrego Niemca z czasów II wojny światowej. Czy możemy w ogóle oszacować, ilu Niemców z Auschwitz pomagało więźniom?

Nie znam danych, ale gdy zacząłem zajmować się tym tematem, co rusz trafiałem na kolejną postać, o której mówiono pozytywnie. Lubusch nie był jedyny. Znamienne, że im bliżej końca wojny, było ich coraz więcej.
Pisarz i dziennikarz Przemysław Semczuk. Jego najnowsza książka "Cyklon", opowiadająca losy esesmana Eduarda Lubuscha i jego rodziny, trafiła do sprzedaży 10 czerwca 2020Materiały własne autora + Wydawnictwo Świat Książki
W 2007 roku napisał Pan artykuł przybliżający Polakom sylwetkę Eduarda Lubuscha. Teraz wydał Pan powieść pt. "Cyklon". Dlaczego po tylu latach uznał Pan, że powinna powstać o nim książka?

Kilka lat temu poznałem niemieckiego pisarza Uwe von Seltmana i jego żonę Gabi. Gabi jest Polką, jej dziadek został zamordowany w obozie koncentracyjnym. Natomiast dziadek Seltmana był esesmanem i brał udział w tłumieniu powstania warszawskiego. Był mordercą kobiet i dzieci. Gabi i Uwe opowiedzieli mi, jak trudne było dla nich zmierzenie się z historią swoich przodków. I wtedy przypomniała mi się historia esesmana z Auschwitz, Eduarda Lubuscha. Była idealna, by pokazać w powieści, jak trudno jest poznać i zaakceptować decyzje poprzednich pokoleń, które mają skutki dla żyjących współcześnie.

Książkę otwiera scena egzekucji Edwarda Galińskiego i Mali Zimetbaum, zakochanych w sobie więźniów nazywanych "Romeo i Julią z Auschwitz". Jak odkryto, że to właśnie Lubusch pomógł tej parze w ucieczce?

Po wojnie wielu więźniów zeznawało w procesie Rudolfa Hößa. Akta są dostępne w archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Jest tam wiele wzmianek o Lubuschu. Ważna jest też książka Wiesława Kielara „Anus Mundi”, którą wykorzystałem, wplatając do fabuły. Pierwotnie Galiński miał uciekać z Kielarem. I to on dokładnie opisał przygotowania, ucieczkę i jej fatalny finał.

Lubusch ukrywał się do śmierci czy rzeczywiście miał się czego bać?

Moim zdaniem nie. Ale mówię to z dzisiejszej perspektywy. On i jego rodzina nie mogli mieć pojęcia, że są dokumenty i relacje dające dobre świadectwo. Wtedy ocena była prosta, esesman z Auschwitz był oceniany jednoznacznie. Nawet dzisiaj mamy jednoznaczne skojarzenia. Dokumenty potwierdzają jednak, że był, to zabrzmi jak oksymoron, dobrym esesmanem. Ale nie mogę zdradzać wszystkiego, bo popsuję lekturę.

W książce część z bohaterów próbuje nadawać znaczenie wydarzeniom i oceniać. I wtedy słyszą, nie oceniaj, bo nie wiesz, jak to było. Chciałem, aby czytelnicy, poznając skomplikowane losy rodziny, zostali zmuszeni do refleksji. Być może czytając przypomną im się ich rodzinne historie, które nadal wywołują emocje. Uprzedzam to nie jest łatwa lektura.
Edward Galiński i Mala Zimetbaum, para zakochanych więźniów z Auschwitz, którym SS-Rottenfuehrer Eduard Lubusch pomógł w ucieczce z niemieckiego obozuWikimedia Commons
"Cyklon" to książka oparta na motywach prawdziwych wydarzeń. Które z fragmentów opowieści o Eduardzie Lubuschu są jednak wytworem pisarskiej wyobraźni?

Powieść powstała na motywach prawdziwych wydarzeń. W książce znalazł się wspomniany reportaż prasowy. Dzięki niemu czytelnicy będą mogli poznać fakty. Te sceny, które odnoszą się do prawdziwych wydarzeń, musiały zostać sfabularyzowane. Oczywiście dialogi, opisy, całe tło fabularne, musiały zostać zrekonstruowane.

Po napisaniu reportażu wciąż szukałem kolejnych świadków i dokumentów. Sporo udało mi się ustalić. Ale sporo informacji postawiło jeszcze więcej znaków zapytania. Dzięki pomocy jeleniogórskiego dziennikarza, Tomasza Kędzi, udało się dotrzeć do kobiety, która kupiła mieszkanie od syna Lubuscha. Podczas wizyty u notariusza powiedział do niej - „pani nie wie, co to znaczy być adoptowanym”. Z całą pewnością akt urodzenia, którym się posługiwał, był sfałszowany. Ale nie odnalazłem żadnych dokumentów wyjaśniających, co miał na myśli. W reportażu możemy pozostawić lukę. Ale w powieści trzeba było dać czytelnikowi gotową odpowiedź. To oczywiście fikcja, która wzbudza przy czytaniu ogromne emocje. I nie ukrywam, dodaje bohaterom człowieczeństwa, którego zresztą im nie brakowało. Ale ogromnie dużo wyjaśnia, dlaczego w późniejszych latach tak postępowali.

W książce są też sceny, które są tłem tej opowieści. W obozie Lubusch jest świadkiem mordowania więźniów. Te wydarzenia są prawdziwe, opisałem je na podstawie relacji więźniów zeznających w procesie Hößa. Chciałem, by czytelnik zobaczył oczami Lubuscha, jak wyglądało prawdziwe piekło.

Czy historia Eduarda Lubuscha jest dla Pana już zamkniętym rozdziałem, czy też są jeszcze jakieś wątki z jego życiorysu, które chciałby Pan lepiej zbadać?

Na tym etapie nie ma już co badać. Być może są jeszcze jakieś dokumenty, ale nie mam pojęcia gdzie. Nie żyją też osoby, które znały prawdę. Oni chcieli ją zabrać do grobu. Wątpię, czy czegokolwiek jeszcze się dowiemy.
Podczas drugiej wojny światowej Eduard Lubusch kierował warsztatem ślusarskim i odlewnią żeliwa w KL Auschwitz, wykazując się humanitaryzmem wobec więźniówPixabay.com
Opowieść o dobrym esesmanie, szczególnie osnuta wokół wątku miłosnego – historii zakochanych więźniów, którym Niemiec decyduje się pomóc – nadaje się idealnie na scenariusz filmowy. Czy chciałby Pan doczekać się ekranizacji wojennych losów Eduarda Lubuscha?

Historia Mali i Edka to dobry materiał na film dokumentalny. Czy fabularny? Tego nie wiem. Lubusch to co innego.

Liczy Pan po cichu, że "Cyklon" mógłby stać się inspiracją dla filmowych producentów?

Pisząc „Cyklon”, myślałem o filmie. Powieść powstała z powodu filmu, który nie został nakręcony. Kilka lat temu tą historią zainteresował się reżyser Wojciech Bockencheim. Przeczytał reportaż w Newsweeku i spotkaliśmy się, aby porozmawiać o scenariuszu. Mieliśmy nawet pomysł, aby film rozpoczynał się od sceny, w której Staszek pije na ławce wino, po tym, jak odkrył prawdę o ojcu. Ta scena znalazła się w książce, ale w zupełnie innym miejscu. To zresztą także fikcja literacka.

Niestety droga od pomysłu do filmu jest dość długa, a co najważniejsze kosztowna. Nawet podpisanie umowy z producentem, wcale nie oznacza, że uda się zrealizować film. Wtedy skończyło się na jednym spotkaniu, bo Wojtek zajął się inną produkcją. Ale bardzo mi kibicował i cieszy się, że powieść się ukazała. Jest gotowym scenariuszem i mam nadzieję, że któryś z producentów się nią zainteresuje.

Proszę sobie wyobrazić. Esesman z Auschwitz ukrywający się w PRL-u do 1984 roku. A do tego dramatyczne losy rodziny, która przez lata walczy o zachowanie śmiertelnie groźnej tajemnicy. Za taką historię daliby się zabić scenarzyści w Hollywood.
Przemysław Semczuk, dziennikarz, reportażysta, powieściopisarz, autor książek z gatunku literatury faktuMateriały własne autora
Na koniec, z jaką refleksją zostawiła Pana ta niezwykła historia w kontekście tragicznej wojny i uwikłanych w nią ludzkich losów?

Przede wszystkim, że nie powinniśmy oceniać. Nikt z nas nie wie, jak by się zachował w takiej sytuacji. Zresztą, nie znając wszystkich faktów, nie wiemy, dlaczego bohaterowie zachowali się właśnie tak. Nic nie jest czarno-białe. Pomiędzy jest mnóstwo emocji, wydarzeń i tragicznych losów, które determinują zachowania ludzi.

Ta historia pokazuje, jak kolejnym pokoleniom trudno jest zmierzyć się z historią przodków. I przestrzega przed nadawaniem prostych etykiet. Esesman wcale nie musi być zły. A ktoś, kogo uważamy za dobrego, po czasie może okazać się postacią negatywną. Ta powieść to ostrzeżenie. Zastanówmy się, zanim zaczniemy oceniać.

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki