Coraz mocniej zdaje się iskrzyć pomiędzy szefem polskiej dyplomacji a decydentami w Kijowie. Strona ukraińska ujawnia kolejne kulisy niedawnej wizyty Radosława Sikorskiego, tym razem w nerwowy sposób odnosząc się do zaproponowanych przez Polaka rozwiązań pokojowych. Najgłośniej oburzają się przedstawiciele Tatarów Krymskich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak informowaliśmy już w naTemat.pl, ostatnie spotkanie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z władzami Ukrainy było bardzo napięte. Wołodymyr Zełenski miał zarzucać Polsce, że nie wspiera ona wystarczająco Ukrainy w rozmowach w sprawie akcesji do Unii Europejskiej.
W odpowiedzi szef polskiego MSZ miał przypomnieć prezydentowi Ukrainy, że Polacy starali się o wejście do Wspólnoty długimi latami, a terminy akcesyjne przyjmowane dziś w Kijowie są nierealne. Innym polem ostrego sporu miała być kwestia nacisków, aby strona polska przekazała Ukraińcom jeszcze więcej sprzętu wojskowego.
Teraz ukraińskie media – za oświadczeniami instytucji publicznych – wspominają o jeszcze innej kontrowersyjnej sytuacji. Chodzi o to, co minister Sikorski podczas Konferencji Jałtańskiej Strategii Europejskiej powiedział na temat przyszłości Krymu, który od 2014 roku znajduje się pod okupacją rosyjską.
Radosław Sikorski o statusie Krymu: Moglibyśmy objąć go mandatem ONZ
Szef polskiej dyplomacji otwarcie ocenił, że "nie ma możliwości osiągnięcia porozumienia bez demilitaryzacji Krymu". – Moglibyśmy objąć go mandatem ONZ z misją przygotowania uczciwego referendum po sprawdzeniu, kto jest prawowitym mieszkańcem itd. I moglibyśmy odłożyć to na 20 lat – zaproponował.
Taka propozycja rozwiązań pokojowych najpierw wywołała duże emocje w kancelarii Wołodymyra Zełenskiego – szef jego gabinetu Andrij Jermak plan Sikorskiego całkowicie odrzucił. "Krym to Ukraina. Rosja naruszyła prawo międzynarodowe i musi zostać za to pociągnięta do odpowiedzialności" – stwierdził.
Podobnie zareagowała ukraińska dyplomacja. "Integralność terytorialna Ukrainy nigdy nie była i nie będzie przedmiotem dyskusji czy kompromisu. Krym to Ukraina. Kropka. Po stronie Ukrainy stoją nasze Siły Obronne, międzynarodowi partnerzy, Karta Narodów Zjednoczonych i prawo międzynarodowe" – oznajmiono.
"Pełne przywrócenie Krymu można osiągnąć jedynie poprzez całkowitą deokupację całego terytorium Ukrainy, w tym ukraińskiego półwyspu" – czytamy w dalszej części oświadczenia resortu, którym kieruje Andrij Sybiha.
Najostrzej odpowiadają jednak Tatarzy Krymscy. W imieniu tej społeczności głos zabrał Refat Czubarow, według którego propozycja Radosława Sikorskiego "nie jest zgodna ani z interesami narodowymi Ukrainy, ani z prawami i interesami rdzennej ludności krymskotatarskiej".
"Wszelkie dyskusje na temat przyszłości Krymu powinny odbywać się wyłącznie z udziałem i za zgodą państwa ukraińskiego i rdzennej ludności krymskotatarskiej" – kontynuował tatarski lider w swoim komentarzu.
Ukraina oburzona, ale... Sikorski mówi głosem podobnym do Amerykanów
Ukraińskie nadzieje na odzyskanie Krymu są oczywiście zrozumiałe, ale należy zauważyć, iż o uzyskaniu pełnej kontroli nad półwyspem w swoich scenariuszach nie wspominają już nawet Stany Zjednoczone.
Zimą ubiegłego roku renomowany serwis "Politico" cytował rozmowę z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem, który ocenił, że "próba odzyskania Krymu byłaby dla Putina przekroczeniem czerwonej linii" i tylko nasiliła rosyjską przemoc. I wygląda na to, że przez kolejne miesiące Waszyngton w tym poglądzie się utwierdził.
Wielu komentatorów zwróciło uwagę na fakt, iż podczas niedawnej wizyty Blinkena w Warszawie ani razu z ust Amerykanina nie padły hasła dotyczące przywrócenia integralności terytorialnej Ukrainy. Co wzbudziło podejrzenia, iż Stany Zjednoczone mogą nakłaniać Kijów nawet do dalej idących ustępstw, czyli rezygnacji nie tylko z Krymu, ale i części okupowanych przez putinistów ziem w Donbasie.