"Następnych wyborów PiS nie wygra". Zwolennik Bosaka tłumaczy, dlaczego zagłosuje na Trzaskowskiego
– Jeśli wybory wygra Rafał Trzaskowski, to będzie wetował pomysły inflacyjne. Nie dlatego tylko, że są złe w dłuższej perspektywie, ale żeby zachwiać poparciem dla PiS. Wtedy rząd będzie jedynie administrował państwem, obsadzał spółki skarbu państwa, etc. Ale żadnych głębszych reform już nie przeprowadzi – mówi prof. Adam Wielomski, redaktor naczelny kwartalnika "Pro Fide Rege et Lege".
Prof. Adam Wielomski: To decyzja słuszna i ideowo i politycznie. Ideowo, ponieważ Konfederacja trzyma się w równej odległości od PO i PiS–u, acz w innych elementach nie zgadza się z każdą z tych partii. Jeśli głosi się "NIE" wobec POPiS–u traktowanego jako jedna całość, jedna formacja polityczna, jedna tradycja polityczna – tyle, że skłócona personalnie – to trudno teraz byłoby rzec, że któryś z kandydatów tych partii jest mniej zły. To byłaby niekonsekwencja!
Jest to także decyzja słuszna politycznie. Badania pokazują, że elektorat Konfederacji dzieli się na trzy grupy: największa nie wybiera się na II turę, a mniejsze – podobne liczebnie – wybierają się poprzeć Dudę lub Trzaskowskiego.
Każde wskazanie preferowanego kandydata doprowadziłoby do gorszących sporów w tej młodej formacji, która jeszcze nie okrzepła. Byłem przy ogłaszaniu tej decyzji i widziałem ulgę i zrozumienia na twarzach wszystkich dookoła. Teraz każdy pójdzie (lub nie pójdzie) na II turę, zgodnie z własnym sumieniem.
Pan z kolei napisał na Facebooku, że mądrym taktycznie posunięciem byłoby oddanie głosu na Rafała Trzaskowskiego. Dlaczego?
Nie jestem członkiem władz Konfederacji, ani żadnej z tworzących ją partii. Jest to więc wyłącznie moja prywatna opinia, wynikająca z analizy politologicznej zaistniałej sytuacji. Napisałem to dlatego, że jako wyborca Krzysztofa Bosaka jestem obecnie namawiany przez część znajomych ze środowiska Konfederacji, aby głosować na Andrzeja Dudę, bo rzekomo PiS miałby być mniej zły niż PO. Tymczasem głos na Andrzeja Dudę to głos za kontynuacją obecnej hegemonii PiS na scenie politycznej, obchodzenia prawa, sponiewierania Trybunału Konstytucyjnego, fatalnej polityki zagranicznej, jeszcze gorszej polityki ekonomicznej, błędu w postaci lockdownu gospodarki, zadłużania państwa, etc.
Równocześnie jestem świadomy istnienia autentycznej przepaści ideowej między Konfederacją i Rafałem Trzaskowskim. Nie jestem liberałem, nie zachwyca mnie integracja europejska. program Trzaskowskiego jest mi całkowicie obcy. Ten wpis miał stanowić głos w dyskusji czy należy na II turę iść, a jeśli tak, to jakie są pozytywy i negatywy obydwu kandydatów?
Ponieważ obydwu oceniam równie negatywnie ze względu na ich koncepcje, to jedynym argumentem, który mógłby mnie przekonać do uczestnictwa w II turze są względy strategii politycznej. A istotą II tury jest coś w rodzaju referendum: jesteś za/przeciw faktycznemu oddaniu pełni władzy w ręce Jarosława Kaczyńskiego?
Historycznie rzecz biorąc, mamy dziś scenę polityczną jakoś tam podobną do przedwojennej z ok. 1930 roku: rządy sanacji (PiS) walczącej z centrolewem (PO–PSL–SLD), a po prawej stronie stała endecja (Konfederacja). I endecy też się zastanawiali wtenczas czy poprzeć opozycyjny, ale odległy im centrolew, czy rządzącą sanację, czy nie popierać nikogo, bo to nie ich sprawa?
Jak pomiędzy Dudę i Trzaskowskiego rozłożą się głosy wyborców Konfederacji?
Widziałem w tej kwestii kilka badań społecznych, przeprowadzonych jeszcze przed I turą. Wynikało z nich, że ok. 35 proc. pójdzie zagłosować na Trzaskowskiego, ok. 30 proc. na urzędującego prezydenta, a pozostałe 35 proc. pozostanie w domu. Również liderzy Konfederacji są podzieleni. O ile Jacek Wilk sugeruje, że racje taktyki politycznej skłaniają go do poparcia Trzaskowskiego, to już Janusz Korwin–Mikke zapowiada absencję. Zwracam uwagę, że obydwaj wyżej wymienieni są członkami tej samej partii, czyli Wolności.
Prawdę mówiąc trudno powiedzieć jak to będzie wyglądało w praktyce, bo nie ma wielkiego ciągu wśród wyborców Konfederacji aby jakoś masowo iść na te wybory. Mobilizacji nie będzie. Obydwaj kandydaci postrzegani są jako członkowie tej samej rodziny politycznej (postsolidarnościowej), czyli jako członkowie establishmentu, przeciwko któremu Konfederacja powstała. Są grupy, które zagłosują na Dudę, gdyż uwiedzie ich pisowska retoryka patriotyczna, są grupy, które poprą Trzaskowskiego w akcie sprzeciwu wobec polityki socjalnej (socjalistycznej) PiS–u.
Rysuje pan perspektywę prezydentury Trzaskowskiego jako takiej, która przełamie monopol PiS–u. A jak będzie wyglądać najbliższe 3,5 roku, jeśli ponownie zostanie wybrany Andrzej Duda?
Zacznijmy od ewentualnej reelekcji Andrzeja Dudy. Wtedy wszystko zależy od tego jak głęboki okaże się kryzys gospodarczy wywołany przez rząd przez decyzję o lockdownie, którą uważam za wynikłą z medialnej histerii, zupełnie nieuzasadnioną. Rząd chce zahamować kryzys za pomocą mechanizmów inflacyjnych (drukując pieniądz). Jeśli mu się to uda (w co wątpię), to będziemy mieli 3,5 roku kontynuacji tego typu sprawowania władzy jaki mamy.
Państwo zostanie poddane w pełni władzy Jarosława Kaczyńskiego, sprawowanej za pomocą innych osób i atrap instytucji politycznych i sądowych. Poparcie społeczne dla tego projektu będzie kupowane za pomocą programów socjalnych, zwanych popularnie mianem "plusowych", co doprowadzi do wzrostu fiskalizmu lub zwiększenia zadłużenia zagranicznego. Gdzieś na końcu tego modelu jest Wenezuela.
Jeśli jednak lockdown spowoduje załamanie się gospodarki i masowe bezrobocie, spadek płac, redukcję wymiaru etatów, etc., to dojdzie do buntu społecznego. Wyborcy PiS – jak sami to tłumaczą – głosują na ten rząd, gdyż on jako pierwszy "coś daje", tak jakby rząd mógł dawać coś z niczego, nie zbierając najpierw podatków lub zaciągając długów. Wyborcy PiS nastawieni są skrajnie roszczeniowo i nie zrozumieją, że państwo polskie stanie na skraju bankructwa. Rozpoczną się niepokoje, rozruchy. Trudno przewidzieć ich skalę, gdyż to będzie pochodna kryzysu. To oczywiście spowoduje klęskę PiS w kolejnych wyborach.
Jeśli wybory wygra Rafał Trzaskowski, to będzie wetował pomysły inflacyjne. NIe dlatego tylko, że są złe w dłuższej perspektywie, ale żeby zachwiać poparciem dla PiS. Wtedy rząd będzie jedynie administrował państwem, obsadzał spółki skarbu państwa, etc. Ale żadnych głębszych reform już nie przeprowadzi, co samo w sobie nie musi być takie złe, patrząc na dotychczasowe reformy. Przyszłość będzie zależała od tego komu uda się narzucić swoją narrację o przyczynach problemów: telewizja rządowa będzie o wszystko obwiniała prezydenta, a TVN rząd.
W sumie w czasie kryzysu lepiej byłoby, aby rząd mógł forsować ustawy, ale w tym wypadku pytaniem jest czy lepsze są złe ustawy czy ich brak? Istnieje wtedy także możliwość posypania się większości rządowej i rozpisania przedterminowych wyborów. To byłby koniec rządów PiS-u.
Tak czy owak uważam, że następnych wyborów PiS już nie wygra.
Prawdę mówiąc sam mam podobne problemy i wcale nie podjąłem decyzji, że na wybory napewno pójdę. Przekonywująco podziałał na mnie tekst, który napisał mój kolega Przemysław Piasta "Jak zagłosują endecy", w którym zasugerował, że na wybory pójdzie, zagłosować przeciwko wszechwładzy Jarosława Kaczyńskiego. Nie tyle zagłosować za Trzaskowskim, co przeciwko Kaczyńskiemu i prowadzonej przeciwko niemu polityce.
Dla wyborców Konfederacji podstawowym problem z Rafałem Trzaskowskim są jego poglądy dotyczące kwestii obyczajowych, szczególnie rozwiązania prawne w kwestii tzw. aborcji i spraw LGBT. Jednak Konstytucja jest tu dość precyzyjna i prezydent RP sam niczego nie może tutaj zarządzić, a w obecnym parlamencie nie ma większości do rewizji istniejącego prawa ani w kierunku postulowanym przez środowiska liberalno-lewicowe, ani katolickie. Zresztą myślenie, że w sporach PiS z PO ostatecznie powinniśmy popierać PiS może spowodować, że za 100 lat nie pozbędziemy się tego ugrupowania politycznego.
Dla wzrostu Konfederacji PiS jest przeszkodą. Z perspektywy konfederaty to bezideowa partia władzy, kupująca głosy za pomocą demagogii patriotycznej i państwowego socjalizmu, której lider nie rozumie świata nowoczesnego, a przede wszystkim zmieniających się relacji w stosunkach międzynarodowych. Moim zdaniem to człowiek mentalnie tkwiący w latach siedemdziesiątych, w okolicach epoki Gierka.
Słowem, gdy logika mówi, że chyba trzeba iść zagłosować przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, to serce buntuje się przeciwko daniu krzyżyka na kogoś, kto wierzy w "Boga Spinozy", który nie jest Bogiem chrześcijańskim. I stąd znaczenie wspomnianego przeze mnie tekstu kolegi Piasty, który przypomniał, że tradycja endecka odrzucała porywy serca i kazała w polityce kierować się wyłącznie rozumem. Rozumem i tylko rozumem.
Przeczytaj także: Dlaczego kobiety znacznie rzadziej głosowały na Bosaka? Jeden z liderów wyjaśnia