Eliza Michalik rozkłada na czynniki pierwsze to, co się stanie, jeśli PiS znowu wygra wybory

Eliza Michalik
publicystka
W niedzielę zdecydujemy, kto będzie głową państwa przez najbliższe pięć lat, Rafał Trzaskowski czy Jarosław Kaczyński? Tak, dobrze przeczytaliście: Jarosław Kaczyński – bo w przypadku wygranej Dudy, to on zostanie prezydentem RP.
Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Dlatego, dokładnie tak, jak napisał Jerzy Sawka na Twitterze: jeśli Rafał Trzaskowski przegra te wybory, to nie tylko on je przegra, ale i wszyscy, ja, ty, wy, my, on, ona, ono.
I nie ma to nic wspólnego z sympatiami politycznymi ani poglądami, za to wiele z rzeczywistością.

Dużo już napisano o tym, jak ważne są niedzielne wybory i jak wysoka jest ich stawka – że chodzi o to, w którą stronę pójdzie Polska, jaki obierze długoterminowy kurs: czy zacznie wracać na tory praworządności i pełnowartościowego członkostwa w UE i NATO, czy rozsypie się jak domek z kart i pomaszeruje szybko na wschód, klonując rozwiązania ustrojowe Rosji i Węgier.


Dlatego ja dla porządku tylko powtórzę: to nie są wybory o tym, czy lubi się Rafała Trzaskowskiego, ani czas na dzielenie włosa na czworo i jałowe bezproduktywne dyskusje o tym, że znowu nie ma idealnego kandydata. To jest czas, w którym trzeba pójść i oddać ważny głos. Bo każdy głos nieoddany i nieważny jest głosem na Jarosława Kaczyńskiego.

To nie są normalne wybory, w których mamy do czynienia z dwoma normalnymi politykami o różnych poglądach. To wybory w niekonstytucyjnym terminie i bezprawne, do udziału w których jesteśmy zmuszeni. W absolutnie wyjątkowych i dramatycznych okolicznościach. Trzeba jednak wziąć w nich udział, bo gra idzie o nasze życie.

Co się stanie, jeśli wygra je Jarosław Kaczyński?

Utwierdzimy się we wzajemnej nieufności i staniemy stadem wilków w biedzie i upodleniu walczących o przetrwanie, a powstała w czasie rządów PiS uprzywilejowana nomenklatura utwardzi się i umocni, zmieniając na długie lata nasz sposób myślenia o pracy, zarabianiu, awansach, państwie i jego instytucjach.

Pogarda i przemoc staną się naszym chlebem powszednim i nie będzie komu tego opisywać i nagłaśniać, bo, jestem o tym głęboko przekonana, szybko znikną wszystkie wolne media podobnie jak samorządy, które albo zostaną zlikwidowane albo tak ograniczone, że nie będą już miały żadnego realnego znaczenia. Własność prywatna będzie deprecjonowana i ograniczana na rzecz własności państwowej.

Jeśli dodać do tego drogę fanatycznego katolicyzmu, którą z całą pewnością pójdziemy i uwstecznienie edukacji, łatwo sobie wyobrazić w jakim miejscu będziemy za pięć lat, po kolejnej kadencji prezydentury Jarosława Kaczyńskiego, schowanego za parawanem z pleców Andrzeja Dudy. Przywrócenie normalnego funkcjonowania państwa i jego instytucji zajmie długie lata, cofnięcie patologicznych zmian w myśleniu i mentalności ludzi, dużo dłużej.

Z drugiej strony, jeśli wybory wygra Rafał Trzaskowski, będzie to być może początek końca PiS – ale trudny i żmudny początek, najeżony trudnościami.

PiS zawsze był świetny w oczernianiu ludzi, właściwie wyspecjalizował się w tym i zrobił z tego swoją metodę walki politycznej i sposób na umacnianie swojej władzy i z całą pewnością cały swój przemysł pogardy skieruje w razie wygranej Trzaskowskiego na niego, jego zaplecze polityczne i na całą wspierająca go opozycję.

Można się wówczas spodziewać najpodlejszych zagrywek jakie znamy z przeszłości: walki premiera z prezydentem, wyciągania i produkowania haków, nasilenia propagandy, gry na przegranie przez opozycję kolejnych wyborów parlamentarnych, a w razie nasilenia kryzysu (co jest nieuchronne) próby zrzucenia na nią odpowiedzialności za fatalny stan finansów państwa.

Dlatego, jeśli Rafał Trzaskowski wygra, nie będzie to powód do tryumfu, ale sygnał do rozpoczęcia w skupieniu ogromnej pracy, którą trzeba wykonać, żeby cyniczni, wyzuci z odpowiedzialności za państwo zwolennicy dyktatury nigdy już nie mieli szansy sprawować władzy. Zbudowania mechanizmów uniemożliwiających takie sytuacje w przyszłości. Ukarania winnych nadużyć i naruszeń prawa i Konstytucji. Oraz przywrócenia w kraju spokoju społecznego, poczucia bezpieczeństwa i normalności, takiej najprostszej i najlepszej, której nam wszystkim od dawna brakuje.

Ale najważniejsze to: 12 lipca oddać głos.

Eliza Michalik