Zaginięcia, zabójstwa i... UFO. Od "Niewyjaśnionych tajemnic" Netflixa nie sposób się oderwać

Ola Gersz
Sześć odcinków, sześć tajemniczych spraw, które do dzisiaj nie zostały rozwiązane. "Niewyjaśnione tajemnice", wyprodukowana przez Netflixa kontynuacja popularnego w USA programu telewizyjnego, to prawdziwa gratka dla miłośników zagadkowych historii, które mrożą krew w żyłach. A dodatkowa atrakcja to fakt, że widzowie mogą pomóc je rozwiązać.
"Niewyjaśnionych tajemnic" to sześć emocjonujących, dziwacznych i przerażających historii Fot. Netflix
Program dokumentalny "Niewyjaśnione tajemnice" zadebiutował w amerykańskiej telewizji w 1987 roku i błyskawicznie stał się hitem. Do tego stopnia, że doczekał się aż 14 sezonów i 574 odcinków. Przed ekranem zasiadały całe rodziny, które z wypiekami na twarzy oglądały tajemnicze historie morderstw, zaginięć i zjawisk paranormalnych, jak porwania przez kosmitów czy Trójkąt Bermudzki.

Wszystkie te tajemnice były – jak sugeruje tytuł – niewyjaśnione. A to widzowie lubią najbardziej. Fani telewizyjnego programu żyli przedstawionymi w nimi sprawami: pisali listy do redakcji, prezentowali własne teorie i mieli nadzieję, że doczekają się rozwiązania tajemnicy, która spędzała im sen z powiek.
Netflix właśnie zaserwował nam powtórkę z rozrywki: odświeżoną kontynuację "Niewyjaśnionych tajemnic" i sześć zupełnie nowych odcinków (łącznie będzie ich dwanaście, kolejne mają zadebiutować na platformie jeszcze w tym roku). O tym, że to połączenie starego z nowym świadczą już nazwiska producentów: Terry Dunn Meurer i John Cosgrove, którzy stali na straży oryginału, i Shawn Levy, który współprodukował "Stranger Things". Jak wyszła im współpraca?


"Niewyjaśnione tajemnice" Netflixa a oryginał

Jeśli ktoś oglądał oryginalne "Niewyjaśnione tajemnice", w oczy rzucą mu się przede wszystkim dwie różnice. Po pierwsze, w nowej wersji Netflixa nie ma ani prowadzącego, ani lektora. Po drugie, producenci zrezygnowali z odgrywania scen przez aktorów. Wszystko opiera się na relacjach świadków wydarzeń, członków rodzin bohaterów, przedstawicieli służb czy dziennikarzy.

I jest to dobra zmiana. Podczas gdy amerykański program nie stronił od klimatu sensacji – momentami wręcz taniej – to program Netflixa jest już pełnowartościową produkcją dokumentalną. Każda historia jest rzetelnie opisana, nie brakuje szczegółów, archiwalnych zdjęć i nagrań. Relacje osób powiązanych ze sprawą ułatwiają widzowi zaangażować się emocjonalnie, a sprawny montaż i świetne zdjęcia sprawiają, że napięcie nie spada ani na minutę.
Fot. Netflix
A co ze sprawami? Na pierwszy ogień poszły naprawdę intrygujące i dziwaczne historie. Już odcinek pierwszy, Na dachu, sprawia, że cierpnie nam skórka. Skupia się bowiem na wciąż niewyjaśnionej śmierci pisarza i operatora Reya Rivery w 2006 roku w Baltimore.

Śmierć Reya Rivery


16 maja Rey Rivera odbiera telefon i w pośpiechu wychodzi z domu. Nie wraca. Po kilku dniach poszukiwań samochód Rivery zostaje odnaleziony na parkingu w dzielnicy Mount Vernon, niedaleko jego miejsca pracy.

Dalej robi się coraz dziwniej. Na dachu zabytkowego hotelu Belvedere, niedaleko wspomnianego parkingu, ktoś zauważył dziurę, a blisko niej klapki, okulary i telefon. Służby znalazły ciało Rivery w sali konferencyjnej, tuż pod ową dziurą. Były już częściowo rozłożone.

Początkowo twierdzono, że mężczyzna popełnił samobójstwo i skoczył z wyższego poziomu dachu hotelu Belvedere. Jednak tę teorię szybko odrzucono, gdyż szanse na to, że Rivera wpadłby właśnie do sali konferencyjnej przez niższy dach, byłyby znikome. Jego rodzina twierdzi również, że mężczyzna nie miał nastrojów samobójczych i depresyjnych, a oprócz tego... cierpiał na lęk wysokości.
Fot. Netflix
Dziwnych szczegółów jest więcej. Nagranie z kamer w hotelu nie dało się odtworzyć. Nikt nie widział Rivery w hotelu, a przecież jakoś musiał dostać się na dach. W ciągu kilku tygodni przed śmiercią alarm w domu jego i jego żony Allison włączył się dwa razy, a mężczyzna – według relacji kobiety – był tym wyraźnie przerażony. Co więcej, za komputerem mężczyzny odnaleziono notatkę o zaszyfrowanej, dziwnej treści, na której pojawiły się m.in. nazwiska gwiazd Hollywood i masońskie cytaty.

Kosmici w Berkshire

Co się stało z Reyem Riverą? Nie wiadomo, ale jego rodzina wciąż ma nadzieję, że pozna odpowiedź. Zresztą podobnie jak bliscy bohaterów kolejnych odcinków. Między innymi mąż i syn Patrice Endres, która w 2006 roku zniknęła z salonu fryzjerskiego w Cummings w Georgii, który prowadziła. Kobieta odebrała telefon o 11:37, kolejny o 11:50 – czyli 13 minut później – pozostał bez odpowiedzi. Jej ciało zostało znalezione 600 dni później na tyłach kościoła baptystów.

Jedna ze spraw w "Niewyjaśnionych tajemnicach" dzieje się poza Stanami Zjednoczonymi, we Francji (w kolejnych odcinkach mają być aż dwa zagraniczne historie). Skupia się na morderstwie zamożnej, czteroosobowej rodziny Dupont de Ligonnès w Nantes w 2011 roku. 21 kwietnia w ogrodzie na terenie ich posiadłości wykopano ciała Agnès Dupont de Ligonnès i jej czwórki dzieci. W tym samym czasie zaginęła głowa rodziny – Xavier Dupont de Ligonnès. Mężczyzna wciąż nie został odnaleziony – to jego podejrzewa się o zabójstwo swoich bliskich.
Fot. Netflix
Wśród sześciu nowych odcinków znalazło się też miejsce na kosmitów. W piątym odcinku czworo mieszkańców hrabstwa Berkshire w Massachusetts opowiada o UFO, jakie widziało na niebie w 1969 roku o o swoich dziwacznych spotkaniach z kosmitami. Tego odcinka lepiej jednak nie oglądać w nocy – można mieć problemy ze snem.

Jeśli ktoś w UFO nie wierzy, może ten odcinek pominąć. I to właśnie największy atut "Niewyjaśnionych tajemnic": historie są różnorodne i oryginalne, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. A potem można bawić się w detektywa: Netflix udostępnił stronę internetową unsloved.com, na której każdy może zamieścić swoje teorie lub informacje dotyczące sprawy. Takich "tipów" jest już ponad dwa tysiące, a twórcy programu sprawdzają każdy z nich. Kto wie: można uda się rozwiązać chociaż jedną z niewyjaśnionych tajemnic?