Na ulice miast Białorusi wyszło wojsko. Tak Łukaszenka zaczyna kampanię wyborczą

Adam Nowiński
Tysiące Białorusinów wyszło we wtorek na ulice Mińska, Homla, Brześcia i Grodna. To był impuls na działanie władzy, która nie zarejestrowała dwóch opozycyjnych kandydatów na prezydenta kraju - Wiktara Barbarykę i Walerowa Capkalę, chociaż zebrali oni wymaganą liczbę podpisów. Przeciwko protestującym wysłano wojsko i policję – podaje Belsat.
Białoruskie władze siłą rozprawiły się z protestującymi. Fot. Facebook.com / Belsat



Z kolei drugiemu z nich, byłemu dyplomacie Walerowi Capkale, odebrano połowę zebranych podpisów, przez co nie przekroczył progu wymaganych 100 tysięcy podpisów – podaje telewizja Belsat.

Czytaj także: Traktor, sauna i wódka. Tak Łukaszenka "zwalcza" koronawirus na Białorusi

W reakcji na działanie CKW na ulice większych miast w kraju wyszli demonstranci. Najniebezpieczniej zrobiło się w Mińsku, gdzie doszło do licznych starć ze specjalnymi jednostkami policji (OMON) oraz z wojskiem sił wewnętrznych Białorusi. Doszło do licznych zatrzymań w całym kraju. Wystarczyło mieć ze sobą flagę wolnej Białorusi, żeby stać się celem służb. – Wszelkie prowokacje zostaną powstrzymane zgodnie z prawem. Prosimy Białorusinów o rozum i mądrość. Nie ulegajcie prowokacjom, szanujcie prawo państwowe – apelowali funkcjonariusze. Jak donosi Belsat zatrzymano ponad 100 osób w tym dziennikarzy tej stacji oraz korespondenta BBC.

Wybory prezydenckie na Białorusi zaplanowano na 9 sierpnia.

Czytaj także: Egzotyczna podróż kilkanaście kilometrów od granicy Polski. Odwiedziłem miasto, gdzie jakby zatrzymał się czas


źródło: Belsat