Ludzie pytali, po co kupuje się TAKIE auto. Odpowiedzi jest kilka, niektóre są wręcz nieprzyzwoite
Mało które auto na rynku budzi tyle kontrowersji co Cullinan. Dla jednych obiekt kpin od pierwszych zdjęć prasowych, przejaw absolutnego braku gustu wśród najbogatszych, dla drugich obiekt pożądania, piękna muza i źródło natchnienia. Koło Cullinana nikt jednak nie potrafi przejść obojętnie, a w specjalnej wersji Black Badge ten samochód daje z siebie jeszcze więcej. I od razu sobie powiedzmy – to nie jest wybór dla skromnych ludzi.
Fot. naTemat
I tak jak już wspomniałem, wobec Cullinana nie ma osób neutralnych. Są tylko te, które są przekonane od samego początku do niego, i te, które po prostu tego stylu nie kupują. I w tej grupie numer dwa zawsze padało jedno, proste pytanie. Po co właściwie powstało takie auto?
Fot. naTemat
Po pierwsze: żeby znaleźć ujście dla swoich pokładów pychy
Jak już wyrzucasz z siebie te co najmniej dwa miliony złotych (bo mówimy o takich kwotach), to przecież nie po to, żeby nikt cię nie dostrzegł na ulicy, prawda? Niby proste, ale przecież wrażenie możesz zrobić również jadąc przez stołeczne Krakowskie Przedmieście na hulajnodze elektrycznej w lateksowym, różowym stroju. Wrażenie na innych to zawsze pochodna pomysłowości tego, kto chce się popisać.Fot. naTemat
Cullinan ma po prostu robić wrażenie. Jest ostentacyjny. Wręcz krzykliwy, choć chyba nikt nigdy nie widział żadnego Rolls-Royce’a w żadnym oczodajnym kolorze. Nawet producent mówi wprost, że Cullinan ma robić wrażenie. I tyle. Nic o estetyce.
Fot. naTemat
Nawet jego nazwa. Ja twierdzę, że Cullinan błyszczy jak dobrze wypolerowana obrączka, a przecież Cullinan to nazwa największego znalezionego na świecie diamentu. Wykonane z niego brylanty znajdziecie na koronie brytyjskiej królowej.
Fot. naTemat
I to nie byle jaki czarny. Jego głębię rzemieślnicy z Goodwood uzyskują przez naprzemienne nakładanie wielu warstw farby i lakieru oraz dziesięciokrotne ręczne polerowanie powierzchni. Po co? Bo można – tu wracamy do wspomnianej pychy.
Fot. naTemat
Po drugie: bo oczekujesz komfortu nieosiągalnego dla śmiertelników
Cullinan robi zawrotne wrażenie już na papierze. Ten kolos mierzy sobie ponad 5,3 metra długości, do tego niemal 2,2 metra szerokości i ponad 1,8 metra wysokości. Innymi słowy na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej ledwo mieścisz się na swoim pasie ruchu. A potem boisz się zjechać do podziemnego garażu.Fot. naTemat
I dalej: te liczby nie oddają poczucia komfortu, który odczuwasz w Cullinanie – czy to jako kierowca, czy to jako pasażer. Tylko wejście do tego auta może być nieco problematyczne – w końcu to pierwsze tak wysokie cztery kółka od Rolls-Royce’a. Ale dalej jest już tylko lepiej. Szlachetne materiały, doskonałe wykończenie.
Fot. naTemat
Fotele to absolutna klasa światowa. Od pierwszej chwili zatapiasz się w nich niczym władca Imperium Brytyjskiego u szczytu potęgi, nad którym nigdy nie zachodzi słońce, a grube jak pięść dywaniki potęgują doznanie luksusu. Aż chce się zdjąć buty. Raz, żeby nie nabrudzić. Dwa, żeby poczuć to na własnej skórze. Jak Cullinan chce cię dopieścić. Fotele oczywiście mają funkcję masażu – zakres regulacji jest bardzo szeroki, możemy wymasować właściwie każdą część ciała, która ma styczność z fotelem.
Fot. naTemat
Kolejna sprawa to przestrzeń. Pomimo blaku szklanego dachu – kto by go w ogóle chciał, jeśli podsufitka w Cullinanie jest rozgwieżdżona jak niebo w czerwcową noc na Podlasiu – wrażenie przestronności jest uzależniające. Nie ma drugiego auta na rynku w tej klasie, w którym tak wygodnie siedzi się z przodu. Nie ma drugiego auta na rynku w tej klasie, które oferuja tak wygodną kanapę. I na której jest tyle miejsca.
Fot. naTemat
No i jedno się nie zmienia – drugi rząd drzwi otwiera się pod wiatr. Każde drzwi można ponadto zamknąć jednym guzikiem, bo w tym aucie siły się nie używa. Taka namiastka szofera.
Fot. naTemat
Po trzecie: nie chcesz być eko, tylko chcesz korzystać z życia garściami
Cullinan – jak każdy Rolls-Royce – to jeden wielki, środkowy palec pokazany w kierunku wszelkiej maści Zielonych. Chociaż Cullinan ze względu na swój "suv-owy charakter" pewnie drażni ich jeszcze bardziej.Pomijając kwestie wykończenia (to nie Ikea, tu nikt się nie zastanawia, czy drewno na desce rozdzielczej jest z szybko odrastającego bambusu) Cullinan wciąż stawia na sprawdzone V12. W kwestii silnika nie ma tutaj miejsca na żadne półśrodki. Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, czyli wersja Black Badge, jest nawet mocniejszy niż "zwykłe" (co za słowo w tym kontekście) Cullinany.
Fot. naTemat
A to wszystko oczywiście w poczuciu absolutnej ciszy. Bo w Cullinanie nawet w przypadku osiągów trudno o nich pisać bez odniesienia do luksusu. V12, które w każdym innym aucie byłoby wykorzystywane do postawienia na nogi całego osiedla, tutaj z perspektywy pasażerów pracuje niemal bezszelestnie. Zresztą – w ogólnej masie auta materiały wygłuszające środek to... sto kilogramów.
Fot. naTemat
Cullinan jak każdy prawdziwy Rolls-Royce pokonuje nierówności wręcz beztrosko. Choć potrafi poruszać się w terenie, wciąż zdaje się unosić nad drogą, jakby wręcz nie miał z nią żadnej styczności. Jakby był poduszkowcem. Odpowiada za to skomplikowane zawieszenie pneumatyczne oparte na podwójnych wahaczach z przodu i pięciowahaczowym układzie z tyłu. Oczywiście nikt w Rolls-Royce nie zanudza tym klientów. Mówią, że to specjalna funkcja o nazwie "magic carpet", czyli "latający dywan". Tak trzeba żyć.
Fot. naTemat
To zasługa sztywnej płyty podłogowej, którą na razie poza Cullinanem można znaleźć w Phantomie. W RR nazywają ją – jakżeby inaczej – "Architecture of Luxury". Ciekawe czy mają pracownika do wymyślania tych nazw.
Fot. naTemat
Po czwarte: bo świat się zmienia
A jeśli zmienia się świat, to zmienia się dystrybucja dóbr, zwłaszcza tych luksusowych. I choć Rolls-Royce oficjalnie wciąż robi auta pod "zachodniego", amerykańskiego czy brytyjskiego klienta, którego rodzina swoją fortunę tworzyła przez generacje dzięki ciężkiej pracy, to powiedzmy sobie wprost – świat już tak nie wygląda.Cullinan ma robić (i robi, bo stanowi już ponad połowę sprzedaży w całej ofercie Rolls-Royce’a) wrażenie także w Chinach czy w krajach Bliskiego Wschodu. Na ludziach, którzy dorobili się majątku w błyskawicznym czasie, którzy często są młodzi, którzy sami chcą prowadzić samochód. Ten samochód to ukłon w ich stronę.
Fot. naTemat
A Rolls-Royce i tak długo stał na straży tradycji, która w Wielkiej Brytanii znaczy coś więcej niż choćby nad Wisłą. Ale ile możesz bronić skostniałych wartości, jeśli klienci przychodzą i pytają, kiedy wyprodukują im SUV-a? To akurat nie moje mądrości, tylko informacje od panów z Goodwood, które przekazali mi przy okazji wspomnianego już eventu we Francji.
Fot. naTemat
Finalnie Rolls-Royce dał klientom po prostu to, czego oczekiwali. Chcieli takiego auta, więc go dostali. I ustawiają się po nie w kolejkach. Jakoś mają z nim mniej problemów niż internetowi napinacze.
Fot. naTemat
Po piąte, najważniejsze: oczekujesz pewnego dziedzictwa
Cullinan może i jest Rolls-Royce’em na miarę dynamicznie przekształcającego się świata, ale wciąż jest Rolls-Royce’em.A to oznacza, że każda chwila z tym autem jest przeżyciem wyjątkowym. Nic tutaj nie jest dziełem przypadku, wszystko jest tutaj efektem wieloletniej tradycji. W Goodwood wciąż pracuje pan, którego jedynym zadaniem jest to, żeby wszystkie elementy auta były przyjemne w dotyku.
Fot. naTemat
Razem z Cullinanem dostajesz całą magiczną otoczkę tej marki. Nie jesteś jej klientem, tylko jej "patronem". Twój Cullinan według dżentelmenów z Goodwood to zresztą nie SUV, tylko "wysoko osadzony pojazd motorowy". Nie ma tu też klapy bagażnika (pojawiłaby się przecież po raz pierwszy w historii!), tylko "klamra". Bo otwiera się i od dołu, i od góry.
Fot. naTemat
No i powtórzę się: porusza się tak nie dzięki pneumatyce, a dzięki "latającemu dywanowi". A tak w ogóle guzik do off-roadu, który znajdziecie w pobliżu lewarka skrzyni biegów, w fabryce nazywany jest żartobliwie "go anywhere button". Nie będę tłumaczył.
Fot. naTemat
W efekcie czasami trudno się połapać, na którym biegu w ogóle jedziemy. Tłumaczenie? Bardzo proste – Cullinan zawsze wie lepiej, czego akurat potrzebuje w danym momencie jego kierowca. Po co się przemęczać, skoro można się rozkoszować życiem za kółkiem?
Fot. naTemat
Można tak długo, ale finalnie wszystko sprowadza się do prostego stwierdzenia. Rolls-Royce swoją legendę budował w czasach, kiedy równe drogi były raczej wyjątkiem niż oczywistością. I zawsze przekonywał klientów swoją niezawodnością. Taki jest też Cullinan.
Fot. naTemat
Rolls-Royce mocno stawia na to dziedzictwo. W końcu to auto, które ma ściągnąć z powrotem do marki całą zachodnią arystokrację. Ma skłonić ich do wypadów na weekendowe polowania czy do położonych na wsi dworków właśnie Cullinanem. Choć trzeba przyznać uczciwie, że brytyjska królowa wciąż nie pozbyła się swoich range roverów. O nowych klientach już wspomniałem – ci, którzy na Bliskim Wschodzie dorobili się na naturalnych surowcach, z pewnością z wielkim zadowoleniem będą (a właściwie to już to robią) jeździć na pustynię w swoich Cullinanach.
Fot. naTemat
Po szóste, dodatkowe: bo chcesz coś nowego
Paradoksalnie to jednak pierwszy Rolls-Royce, o którym można powiedzieć coś zaskakującego. A mianowicie że jest.. praktyczny. Przedstawiciele marki mogą się wypierać rozmowy o prawdziwym charakterze auta, ale to po prostu jest SUV. Praktyczny, który dojedzie wszędzie. W którym zmieści się cała rodzina (dobra, zawsze mieściła się, w każdym aucie RR).
Nawet bagażnik jest praktyczny. Klapa – czy też klamra – podnosi się do góry i do dołu (to drugie akurat bardzo ważne), a pojemność to niemal 600 litrów. W opcji jest też "loża panoramiczna". To nic innego niż widoczne na pierwszym zdjęciu dwa wyjeżdżające (oczywiście automatycznie, w tym aucie nie używa się siły) z bagażnika skórzane fotele z małym stoliczkiem. Podtrzymywane są właśnie na dolnym segmencie tej "klamry". W opcji dostępna jest też choćby lodówka. Już wiecie, do czego dążę, prawda?
Fot. naTemat
Żeby jednak na koniec zachować zdrowy rozsądek – oczywiście Cullinana prędzej spotkacie w centrum na równym asfalcie. Bo kto go zobaczy na szczycie góry.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat