Najgorsze oblicza depresji, czyli o cierpieniu, które trudno wyleczyć
Cierpienie nie uszlachetnia
Bez żadnego leczenia ten ból może prowadzić nawet do śmierci. Zwyczajnie człowiek z depresją nie jest w stanie już wytrzymać. Wyobraźmy sobie chorego w zaawansowanym stadium choroby nowotworowej, który cierpi fizycznie tak strasznie, że woli umrzeć. Tu jest trochę podobnie. Dlatego, tak ważne jest, żeby pacjent z depresją otrzymał odpowiednią pomoc, która sprawi, że cierpienie najpierw stanie się bardziej znośne, a po niedługim czasie ustąpi całkowicie.
Szacuje się, że w Polsce cierpi na depresję prawie 2 miliony osób, a na świecie 350 milionów.
– Badanie Ezop przeprowadzone osiem lat temu wykazało, że częstość depresji wśród osób w wieku produkcyjnym (30-59 lat) wynosi 3 proc. Na tej podstawie oszacowano, że ok. 800 tys. Polaków w wieku produkcyjnym przeżyło jakiś epizod depresyjny – mówiła prof. Dominika Dudek, kierownik Katedry Psychiatrii i Kliniki Psychiatrii Dorosłych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego na lata 2022–25, podczas konferencji zorganizowanej przez Dziennikarski Klub Promocji Zdrowia i poświęconej kampanii „Depresja ? Nie.”.
– Słowo "depresja” weszło do potocznego języka i jest często używane jako synonim smutku. Depresja różni się jednak od zwykłej chandry, czy smutku. Smutek jest tylko jednym z objawów depresji. Towarzyszy mu anhedonia, czyli brak odczuwania przyjemności, utrata zainteresowania oraz objawy fizyczne takie jak zmęczenie, wyczerpanie, czy utrata energii. Pacjenci mówią, że ciągnie ich do łóżka, że nie mają siły z niego wyjść – mówi prof. Dudek.
Depresja jest dwa razy częściej rozpoznawana u kobiet niż u mężczyzn. Kobiety częściej zwracają się do lekarzy po pomoc i częściej się leczą. Mężczyźni mają problem, aby przyznać się do słabości.
Walka z bólem
No właśnie, niestety to nie wygląda tak, że chory trafia od razu do lekarza, dostaje odpowiednie leki i na drugi dzień jest "jak młody bóg”. Gdy to tak wyglądało pewnie nie mielibyśmy takiej smutnej statystyki dotyczącej samobójstw osób z depresją. Ciężki bywa już początek drogi. Problem z dostaniem się do lekarza nie jest rzadki, a wcześniej trzeba wiedzieć, że potrzebuje się pomocy specjalisty i jeszcze nie można wstydzić się do niego zgłosić. Tutaj napewno pomoc bliskich jest nieoceniona.
Jeśli chory trafi w końcu do lekarza, zaczyna się walka z jego cierpieniem. Lekarz psychiatra ordynuje odpowiednie leki stosowane w terapii depresji ale one nie działają od razu. Na pierwsze efekty trzeba poczekać nawet dwa tygodnie. I wszystko jest na najlepszej drodze, jeśli te pozytywne efekty zaczynają się pojawiać.
Niestety, bywa, że cierpienie nadal jest takie samo, mimo zażywania leków. Jeśli terapia nie działa, lekarz zmienia leki i znów czekamy na pozytywne skutki - jeśli są, to jesteśmy w przysłowiowym domu. Jeśli nie, zaczyna się problem nazywany fachowo depresją lekooporną.
Tu jednak, jak mówi naTemat dr Sławomir Murawiec, psychiatra, rzecznik polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, trzeba być ostrożnym. Ponieważ czasami pacjenci nie biorą leków dokładnie według wskazań, przerywają sami ich zażywanie albo np. środowisko, w którym żyją oddziałuje na nich tak bardzo negatywnie, że leczenie nie może być skuteczne.
O depresji lekoopornej możemy mówić tak naprawdę wtedy, gdy ordynowane leki nie działają na poziomie biologicznym, czyli mówiąc obrazowo, nie normalizują zakłóconego działania systemów neuroprzekaźników w mózgu chorego, W szerszym ujęciu - nie są w stanie odbudować całościowej równowagi działania mózgu, która jest zmieniona w wyniku pojawienia się depresji.
Tłumacząc w prosty sposób działanie leków przeciwdepresyjnych, możemy powiedzieć, że zmieniają one w głowie chorego człowieka "ja jestem do niczego” na "mam pewne pozytywne cechy”, "wszystko co dostrzegam jest smutne i beznadziejne” na "widzę pewne pozytywy i mogę coś zrobić ” itd.
Jeśli leki działają, chory dostaje możliwość działania, przeprowadzenia zmian w swoim życiu, środowisku. Wprowadzenie zmian, które umożliwiają leki, powoduje wychodzenie z depresji.
Jednak zdarza się, że pacjent, mimo możliwości, które dały mu leki, takich zmian nie wprowadza bo na przykład wydaje mu się to trudne lub niemożliwe. Wówczas mówi lekarzowi, że terapia nie działa. Wtedy potrzebna jest również psychoterapia i w takich sytuacjach nie mamy do czynienia z depresją lekooporną.
Oporna na leczenie
Jak tłumaczy specjalista, wystąpienie lekoopornej depresji jest definiowane jako brak odpowiedzi klinicznej na leczenie dwoma lekami przeciwdepresyjnymi stosowanymi w okresie co najmniej 6 tygodni w odpowiednich dawkach. Czyli muszą to być dwie pełne, prawdziwe, kuracje, a nie nieudane próby wzięcia zbyt niskich dawek przez kilka dni.
Polskie zalecenia konsultanta krajowego w dziedzinie psychiatrii z jesieni 2018, mówią o ocenie odpowiedzi po 6 tygodniach. W pracach naukowych jest ona mierzona jako poprawa (o co najmniej 50% punktacji) lub remisja (spadek poniżej określonej wartości punktacji) w odpowiednich skalach mierzących nasilenie objawów depresyjnych (np. Hamilton Rating Scale for Depression, HAM-D).
– Od strony subiektywnej pacjenta, depresja lekooporna łączy się z kilkoma zjawiskami. Po pierwsze ze stanem cierpienia, które wpisane jest w podstawowe objawy depresyjne. Depresja jako taka, jest stanem głębokiego cierpienia, a pacjent z jej lekooporną postacią doświadcza go latami (rok, dwa, trzy lata.. cierpienia).
Po drugie - łączy się często z obwinieniem się pacjenta za niepowodzenie leczeniu. Tego typu interpretacje tylko pogłębiają stan depresji, ponieważ dla pacjenta stanowią kolejny "dowód” jaki jest "zły i uszkodzony”. Stanowią także przesłankę do utraty nadziei na wyleczenie i poprawę samopoczucia, jeśli pojawiają się myśli, że "jestem tak chory, że nic mi już nie pomoże”.
W depresji lekoopornej pacjent znajduje potwierdzenie tego depresyjnego światopoglądu. Nie może zatem dziwić, że to zjawisko w depresji jest łączone z większym ryzykiem samobójstwa – wyjaśnia dr Murawiec.
Dodaje, że pacjenci z lekooporną depresją, mają za sobą długą drogę, usłaną szeregiem niepowodzeń terapeutycznych i często również osobistych, wynikających z nasilenia choroby i jej negatywnego wpływu na ich funkcjonowanie. Pacjent u lekarza szuka pomocy, która przerwie koszmar, w którym jego życie krok po kroku ograbiane jest z kolejnych elementów stanowiących fundamenty jego świata.
Co zatem robić, jeśli standardowe leczenie nie działa i pojawia się depresja lekooporna? Dr Murawiec tłumaczy, że w takiej sytuacji lekarze dołączają kolejne leki lub zwiększają dawki, tych które pacjent przyjmował wcześniej.
Niestety, to nie zawsze zadziała. Można stosować tu też głęboką stymulację mózgu a nawet elektrowstrząsy, które mimo swojej złej sławy medialnej, bywają wybawieniem dla części chorych. Niestety żadna z tych metod nie jest skuteczna u wszystkich pacjentów z depresją lekooporną. Nadal są pacjenci, którym to dodatkowe leczenie nie pomaga. Dlatego bardzo ważne jest poszukiwanie nowych metod leczenia.
Nowy lek w depresji lekoopornej - nowa nadzieja
Ostatnio pojawiła się kolejna - terapia esketaminą. Wielu psychiatrów wiąże z tym lekiem nadzieję na wyleczenie tych pacjentów z depresją lekooporną, którym nic do tej pory nie pomagało.
Jest to lek, który może być przyjmowany donosowo lub doustnie, jedynie pod kontrolą lekarza, czyli podczas wizyty. Nowa terapia pomaga, przy stosowaniu klasycznego leczenia, doprowadzić do jego skuteczności i utrzymywać chorobę w remisji. Jest to lek, który daje impuls do poprawy nastroju.
Jak większość nowych terapii, ta również wiąże się z dużymi kosztami. Dlatego specjaliści mówią wprost, że bez stworzenia programu lekowego dla pacjentów z depresją lekooporną, niewielu chorych będzie stać na takie leczenie. Tym bardziej, że chorzy na depresję często borykają się, z powodu choroby, z brakiem pracy i zubożeniem.
Czytaj także: "Później nic się nie da zrobić i czeka nas wózek". Uwaga, to nie są grube nogi, to lipodemia