W Bułgarii protestują przeciw "mafijnym rządom". Odpowiedź ich władz to policzek dla Polaków
Już trzeci tydzień trwają antyrządowe protesty w Bułgarii. Demonstranci domagają się dymisji rządu i premiera Bojko Borisowa, który – ich zdaniem – nadużywa władzy i przyzwala na działanie mafijnych biznesów. Władza zapewnia jednak protestujących, że w ich kraju... "nie jest tak źle jak w Polsce".
Andrej Kowaczew – bułgarski europoseł z partii Borisowa uważa, że oskarżenia dotyczące powiązań rządu z mafią oraz kryzysu praworządności są bezpodstawne. – Nie ma tutaj żadnego porównania z Polska i Węgrami. Mamy pełną wolność – ocenił. – Gwarantujemy każdemu całkowitą swobodę wyrażania swojej opinii przeciwko rządowi – dodał.
Z raportu think tanku Centre for the Study of Democracy wynika, że w kraju liczącym 7 mln obywateli korupcja dotyczy około 35 proc. przetargów publicznych.
Na Węgrzech rozprawili się z mediami
Przypomnijmy, że w środę Szabolcs Dull, redaktor naczelny węgierskiego portalu Index.hu został zwolniony przez prezesa zarządu Laszlo Bodolaia z powodów politycznych. Jego podwładni postanowili ostro zaprotestować. W piątek wypowiedzenie złożyły trzy osoby z kierownictwa oraz blisko 70 pracowników redakcji Indexu, który był dotąd największym niezależnym portalem informacyjnym na Węgrzech. Oko na niego miał więc od dłuższego czasu premier Viktor Orbán.Węgrzy postanowili zaprotestować przeciwko niszczeniu niezależnych mediów przez rząd Orbána. W piątek po południu tysiące ludzi wyszły na ulice stolicy Węgier – liczbę demonstrantów szacuje się od 5 do 10 tysięcy. Manifestanci przeszli pod biuro Orbána, gdzie zaczęli skandować hasła: "Wolny kraj, wolne media". Aktywiści wygłosili również przemówienia o wolności mediów.
Czytaj także: Ujawniono kuriozalne kulisy decyzji ws. konwencji antyprzemocowej. Minister miała pomylić przekazy
źródło: Euronews