Mam dość "kocich faszystów". Dołączyłam do grupy kociarzy na Facebooku, to było piekło

Ola Gersz
Są takie miejsca na Facebooku, które przypominają dziewiąty krąg piekła. To zamknięte grupy dla miłośników psów i kotów. Brzmi niewinnie? To tylko pozory. Oczekiwania masz niewygórowane: masz nadzieję, że porozmawiasz kulturalnie z innymi kociarzami i psiarzami, pochwalisz się zdjęciem pupila czy doradzisz, co zrobić, żeby kociak nie drapał mebli. Rzeczywistość? Usłyszysz od wściekłych ludzi, że wszystko robisz źle, torturujesz swojego zwierzaka, jesteś zwyrodnialcem i katem. Nic dziwnego, że uciekłam z jednej z takich grup z krzykiem.
Gdyby koty weszły na grupy o kotach na Facebooku, byłyby przerażone Fot. Pixabay
Kilka miesięcy temu adoptowałam kotkę-znajdę. Opiekowałam się już wcześniej kotami, ale i tak miałam dużo pytań. Karma mokra czy sucha? Żwirek bentonitowy, silikonowy czy kukurydziany? Drapak-słupek, drapak-mata czy drapak-domek? Nie są to pytania do weterynarzy, ale innych kociarzy, dlatego zdesperowana zwróciłam się po pomoc do znajomych kocich rodziców.

Pomoc uzyskałam, usłyszałam też radę: "dołącz do grupy o kotach na Facebooku!". Rada z pozoru niewinna. Pomyślałam: "że też wcześniej na to nie wpadłam!". Znalazłam grupę z dziesiątkami tysięcy członków, kliknęłam "dołącz" i znalazłam się w sympatycznej społeczności kociarzy. A przynajmniej tak myślałam, bo w rzeczywistości znalazłam się w wirtualnej paszczy lwa.


Uciekłam z grupy o kotach na Facebooku


Nie jestem szaloną kociarą i namiętną facebookowiczką, która czyta z zapałem każdy post. Na grupę miałam zamiar wchodzić, gdy mam jakiś problem albo pytanie. Ale posty pojawiły się na mojej tablicy i, chcąc, nie chcąc, rzucałam na nie okiem. A gdy mnie zaintrygowały, klikałam również w sekcję komentarzy.

Wow, tyle hejtu nie widziałam dawno. Dumny właściciel kota perskiego znalazł pod uroczym zdjęciem futrzaka z pięćdziesiąt (nie przesadzam!) komentarzy, że jego kot jest za gruby, że pewnie karmi go tanimi puszkami z supermarketu, że tacy ludzie nie powinni mieć w ogóle zwierząt. Później mężczyzna wytłumaczył, że kot jest chory i dlatego tyje, ale karuzela oskarżania kręciła się dalej. I tak było pod każdym postem. Ten kupił kotu złą kuwetę, ten nie powinien dawać mu suchej karmy, a jeszcze inny jest najgorszym człowiekiem świata, bo zapytał, co zrobić, żeby oduczyć swojego kota wskakiwania na blat kuchenny. Ludzie podzielili się wtedy na dwa wrogie obozy. Obóz numer jeden zawyrokował, że skoro kociak wskakuje na blat, to jest niewychowany, a więc jego właściciel jest fatalnym opiekunem. Obóz numer dwa stwierdził, że koty robią, co chcą, nie można ich karać, a osoba, która napisała post, jest koszmarna, skoro chce futrzaka tresować.

Nie wiem, dlaczego wtedy nie zapaliła mi się czerwona lampka i co mnie podkusiło, że pewnego dnia postanowiłam opublikować wyjątkowo urocze zdjęcie mojej kotki. Inni w końcu też chwalili się swoimi czworonogami, a akurat tamtego dnia miałam bezwstydną ochotę na tak zwany chwaling. Po minucie od opublikowania zdjęcia przeczytałam, że 1) kot nie powinien nosić obróżki, bo się udusi i chyba chcę go zabić, 2) kot nie powinien siedzieć koło okna (było zamknięte i specjalnie zabezpieczone), bo spadnie i się zabije 3) koty innych są słodsze.

Miałam dość. Usunęłam zdjęcie, odeszłam z grupy i poczułam się wolna. "Precz kocim faszystom" – skomentowała to moja znajoma pół żartem, pół serio. Jasne, miałabym wyrzuty sumienia, gdybym nie była w stanie zapewnić mojej kociej podopiecznej świetnych warunków. Ale żyje jej się u mnie, jak u Pana Boga za piecem, jest najedzona, mrucząca, czysta i szczęśliwa. Problem w tym, że dla ludzi na kociej grupie to za mało. Dla nich musi być PERFEKCYJNIE.

Pseudohodowle i tanie karmy


I nie tylko na grupie kociej – okazuje, że na większości grup na Facebooku o zwierzętach królują hejt, ocenianie i werbalny terror. Wystarczyło popytać znajomych. Koleżanka, która właśnie została psią szczeniaka, nawet nie próbowała wchodzić na grupy na FB o psach. – To nie na moje nerwy, unikam toksycznych ludzi – powiedziała mi. Kiedy ma wątpliwości, pyta znajomych psiarzy albo weterynarza.

Inna bliska osoba z mojego otoczenia ma psa rasy golden retriever – grupy poświęcone tym psiakom nie należą do jej ulubionych miejsc w internecie. – Ludzie się tam ciągle kłócą. Największy dramat jest wtedy, gdy nie wziął psa z profesjonalnej hodowli, wtedy zaczyna się hejt i awantura, pt. "będzie się źle rozwijał", "będą problemy", "jest chory", "gorszy sort". Rasa przede wszystkim – opowiada mi Magda. Koleżanka opowiada mi, że kolejny dramat jest wtedy, gdy ktoś weźmie szczeniaka, zanim ten nie skończy 8 tygodni. – Gdy ktoś za wcześnie weźmie psa i zada pytanie np. dotyczące karmienia, to nikt mu na to pytanie nie odpowie, tylko będzie kłótnia, że piesek powinien być odebrany później – mówi Magda, która dla rozrywki... robi screeny co lepszych awantur na takich psiarskich grupach. – Taki mój fetysz – śmieje się.

I jedzie dalej. – Czasami pytania na temat psów zadają dzieci. Ludzie nie sprawdzą nawet, że to dzieciaki, od razu się na nie rzucają. Członkowie takich grup uważają, że wszystko powinno się już od razu wiedzieć. Ludzie, którzy dopiero zaczynają opiekować się psem, nie mają pojęcia, że popularna marka karmy jest zła, dowiadują się tego dopiero z grupy. Zamiast konstruktywnie i miło wyjaśnić, dlaczego pies nie powinien tego jeść, niektórzy wolą się mądrzyć i opier...ć innych – wkurza się Magda.

Ania, którą zapytałam o swoje doświadczenie z grupami na Facebooku, bo jest największą kociarą, jaką znam, tylko prychnęła. – Nie znoszę tych ludzi. Największą zbrodnią jest wypuszczanie kota na dwór. Jesteś wtedy mordercą. Nie można mieć swojego zdania na temat wychodzenia kota. Są ludzie, którzy mieszkają np. na wsi w lesie i nie ma opcji żeby kota trzymali w domu, o czym mówią wprost. Wtedy ludzie na tych grupach uważają, że powinno im się zabrać kota. Oni wszyscy przesadzają, te wymagania są wygórowane – mówi Ania.

Według Magdy, która wychowuje golden retrievera, ludziom po prostu sprawia przyjemność, gdy mogą poczuć się lepsi od innych. I zasada ta ma się świetnie w facebookowych grupach dla zwierzaków, których członkowie – oczywiście tylko ci oceniający i krytykujący – uważają się za bogów, którzy posiedli całą wiedzę o psach i kotach. Mimo że żadnego specjalistycznego wykształcenia nie mają, po prostu... mają zwierzę.

Adminofaszyzm


O chorobę nerwową na takiej grupie przyprawiają nie tylko jej członkowie, ale też admini. Istnieje takiej pojęcie, jak adminofaszyzm – na grupach dla kociarzy i psiarzy można poznać jego praktyczną definicję. I to w mało przyjemny sposób.

Ania, wspomniana już kociara, odpowiedziała mi swoją historię z wyjątkowo surowym adminem na grupie dla kotów. Chociaż Ania woli mało poprawne politycznie słowo "nienormalny". – Ten typ, nazwijmy go adminem Łukaszem, był straszny. To była jego grupa, więc uważał, że może na niej robić wszystko – zaczyna ze złością.

– W regulaminie napisał, że jak ktoś będzie dyskutował, dostanie bana [zostanie wyrzucony z grupy – red.]. Więc jak ktoś miał inne zdanie, to najpierw ludzie go zjechali od stop do głów, a potem przychodził admin Łukasz i banował. Potem pisał posty z nazwiskami osób, które zbanował i mówił, że to za to, że się kłócili, a grupa nie toleruje wychodzenia kotów, karmienia tanimi karmami, itd. – mówi Ania. Ania zresztą też została z tej grupy wyrzucona. Czego wcale nie żałuje. – Jedna z członkiń grupy napisała smutny post, że, cytuję, "jej kot zdechł". A ci ludzie zamiast ją pocieszyć, ją wyzywali. Bo nie mówi się: "kot zdechł", bo to pejoratywne i nieludzkie. Na pewno była wyrodną kocia mama i zdechł, bo karmiła go tanią karmą, tak mówili! – opowiada.

Ania miała dość i napisała komentarz. – Zaczęłam bronić tej biednej dziewczyny, zauważyłam, że niektórzy nie wiedzą, że odchodzi się od tego słowa. Uważają po prostu, że to odpowiednik słowa "umarł" w świecie zwierząt domowych. Wtedy przyszedł admin Łukasz i mnie wywalił – śmieje się Ania.

I radzi nowym rodzicom psów i kotów, aby uciekali od zwierzęcych grup jak najdalej. – Wpadniecie w kompleksy i się zapłaczecie, bo ci ludzie mają obsesję i zero empatii – twierdzi. I zapewnia: – Wszyscy miłośnicy psów i kotów serio tacy straszni nie są, słowo honoru!

Bazując na moich własnych grupowych doświadczeniach i historiach moich znajomych, mogę zrobić tylko jedno: podpisać się pod apelem Ani obiema rękami. Kochajcie swoje zwierzaki, opiekujcie się nimi najlepiej, jak umiecie, nie porównywujcie się z innymi i... nie dajcie się facebookowych faszystom. Szkoda życia.