37-letni Polak zginął w Niderlandach. Rzucił się do morza, żeby ratować tonące dzieci

Adam Nowiński
Niderlandzka policja pod nadzorem prokuratora ustala oficjalną przyczynę i dokładny przebieg tragicznego wypadku, w którym w niedzielę zginął 37-letni Polak. Wiadomo, że mężczyzna chciał ratować kąpiące się w Morzu Północnym dzieci.
Niderlandzka straż przybrzeżna szukała Polaka przez cały dzień. Fot. Twitter.com / @Kustwacht_nl
Przez całą niemal niedzielę trwały poszukiwania 37-letniego Polaka w Morzu Północnym u brzegów niderlandzkiej miejscowości Julianadorp. Oprócz straży przybrzeżnej i policji w akcję zaangażowano także helikopter oraz specjalną brygadę ratowniczą.
Jak podaje dziennik "De Telegraaf" mężczyzna miał ruszyć na ratunek topiącym się dzieciom. Im na szczęście nic się nie stało. Mężczyzna niestety zaginął. Po jakimś czasie jego ciało zostało wyrzucone na plażę. Natychmiast przystąpiono do reanimacji. Wieczorem policja ogłosiła, że 37-latek zmarł. To służby podały, że mężczyzna pochodził z Polski. W ciągu ostatnich paru tygodni u wybrzeży Królestwa Niderlandów utonęło kilka osób. Ostatnią z ofiar był 15-letni chłopak, który kąpał się wraz ze znajomymi w Morzu Północnym przy plaży Monster niedaleko Hagi. Przechodniom udało się uratować dwójkę z nich. Niestety 15-latka nie.

Niedawno w naTemat.pl opisywaliśmy inną sytuację związaną z naszym rodakiem za granicą. On jednakże nie zginął, ale otarł się o śmierć. Z poparzeniami twarzy i głowy trafił do szpitala w Norwegii po tym, jak na jednym z parkingów na polu kempingowym na północy kraju zapalił papierosa obok własnego auta. Po chwili pojazd eksplodował. Najprawdopodobniej dlatego, że doszło w nim do rozszczelnienia baku z paliwem.

Czytaj także: 42-latek wszedł w czwartek do morza w Helu i zniknął. Trwają jego poszukiwania

źródło: "De Telegraaf"