20 elementów ślubu, które zdaniem małżeństw są niepotrzebne. "Po cholerę mi były te gołębie"

Ola Gersz
Chcesz, żeby wasz wielki dzień był idealny. Planujesz, organizujesz, wymyślasz, projektujesz. Jednak rzeczywistość często weryfikuje marzenia i okazuje się, że rzeczy, które wydawały ci się na ślubie koniecznością, były po prostu zbędne. 20 osób, które już zawarły związek małżeński, wymienia 20 elementów, z których dzisiaj, by na swoich przyjęciach zrezygnowały.
Kiedy patrzy się z upływu czasu na swój ślub, nie wszystko było trafionym pomysłem Fot. Pexels / Jonathan Borba
1. Księga gości. – U nas księga gości była niewypałem. Leżała na stoliku w holu i prawie nikt jej nie widział, a zespół zupełnie zapomniał o niej przypomnieć. Ze 130 gości wpisało się do niej… 15. Zupełnie niepotrzebny wydatek, moim zdaniem – mówi Elwira.

2. Prezenty dla gości. – Kupiliśmy dla naszych 90 gości 90 małych sukulentów. Każdy własnoręcznie dekorowałam wstążeczką, malowałam doniczki. W rezultacie wzięli je do domów tylko ci, którzy wyszli wcześniej, czyli nieliczni. Reszta, pijana w sztok, o prezentach nie pamiętała. Mamy teraz z mężem na parapecie… 60 małych sukulentów. Nie żebym narzekała, bo kocham rośliny, ale to było bez sensu. Dzisiaj rozdałabym gościom cukierki i tyle – wyznaje Patrycja.


3. Menu na stołach. – Mieliśmy okrągłe stoliki i na każdym postawiliśmy wydrukowane menu. Szczerze mówiąc, goście czytali je tylko na początku wesela, potem nie zwracali na nie uwagi. Więc tylko zabierało to miejsce – wylicza Ania element ślubu, z którego dziś by zrezygnowała.

4. Fotobudka. – Mieliśmy fotobudkę, która… się popsuła. Mimo to goście przebierali się w te wszystkie śmieszne kapelusze i sami robili sobie zdjęcia telefonem. Było super! Dlatego dzisiaj zainwestowałabym tylko w gadżety, każdy ma dobry aparat w smartfonie. Albo pożyczyłabym Instaxa od koleżanki. Wychodzi duuuużo taniej, a zabawa taka sama – opowiada o swoim weselu Iga.

5. Personalizowane etykietki, winietki i zawieszki. – Chciałam, żeby wszystko było tip top, więc mieliśmy personalizowane etykiety na butelki wódki i wina, winietki na stołach z imieniem i nazwiskiem gościa, zawieszki na alkohol. Czyli strasznie dużo pierdół, które tanie wcale nie były. Potem trzeba było to wszystko wywalić i poczułam, że to była nie tylko strata pieniędzy, ale również totalnie nieekologiczna zagrywka – relacjonuje Beata.
Fot. Pexels / Trung Nguyen
6. Pieczony prosiak. – Jesteśmy z mniejszej miejscowości i pieczony prosiak na weselu to tam wciąż synonim luksusu. Więc rodzice moi i Starego się na tego świniaka uparli. Goście mało go zjedli, bo już byli najedzeni, a ja nie mogłam patrzeć na to martwe zwierzę, bo mi się płakać chciało. Nie mówiąc już o tym, że kosztował miliony monet. Dzieci w Afryce głodują, a nam się prosiaka zachciało – mówi Kasia.

7. Oczepiny. – To było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Siedziałam na tym krześle, już lekko zawiana, laski tańczyły wokół mnie, muzyka ryczała. Nagle ucichło, dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że muszę rzucić welonem. I tak się zamachnęłam, że trafiłam w orkiestrę i welon zaczepił się o perkusję, trzeba go było rozplątać. Najadłam się wstydu i stresu, a do tego koleżanka, która przy drugiej próbie złapała welon, trafiła… na swojego byłego, który złapał muszkę. No i nie chciała z nim tańczyć i była siara. Nigdy więcej – opowiada Kinga.

8. Gry i zabawy. – Mieliśmy wiejskie wesele i wiejskie zabawy. Powiem tak: zabawy z balonami czy przeciskaniem jajka przez nogawki spodni nigdy nie wyprę z pamięci. Pewnie są też fajne gry, ale niestety my nie sprawdziliśmy repertuaru naszego wodzireja – wyjawia Ola.

9. Wypożyczony samochód. – Kompletnie zbędny wydatek. Ulegliśmy presji zięcia, amatora motoryzacji, zapłaciliśmy sporą kasę za samochód, a tak naprawdę mogliśmy równie dobrze jechać naszym własnym, ewentualnie pożyczyć od kolegi, bo właśnie kupił sobie nowe, fajne BMW. Myślę, że spokojnie można się bez tego obyć – mówi Jacek o swoim ślubie.

10. Wiejski stół. – Było tyle jedzenia (przystawki, trzy ciepłe danie, desery), że nikt nie jadł tych wędlin i kiełbas. A swoje to kosztowało. Myślę, że to fajny pomysł, gdy para decyduje się na mniej jedzenia. U nas po prostu było go za dużo – wyznaje Adam.
Fot. Pexels / Emma Bauso
11. Ciasto dla gości. – Zamówiliśmy dodatkowe ciasto, żeby goście mogli je zabrać do domu. Trzeba było dopłacić obsłudze, żeby je pokroiła i zapakowała w papierowe pudełka. Rodzice dawali je gościom w drzwiach, niektóre pudełka nie wytrzymały i ciasto wypadło na bruk na parkingu, wszędzie walał się krem. Myślę, że muffinki dla gości są znacznie lepszym pomysłem – opowiada Asia.

12. Sztuczny dym. – Wypożyczyliśmy wytwornicę, bo marzyłam o pierwszym tańcu w chmurze dymu. Niestety wcześniej tego nie przetestowaliśmy i strasznie zaczęły mi łzawić oczy, ledwo dokończyłam układ. Na zdjęcia z naszego tańca nie lubię więc za bardzo patrzeć. Dlatego na pewno dzisiaj zrezygnowałam z dymu – zdradza Magda.

13. Gołębie. – Uparłam się, że przed kościołem wypuszczone zostaną w powietrze dwie gołębice. Wcale nie wyglądało to spektakularnie, a jeden ptak... zrobił kupę pod kościołem. Po cholerę mi były te gołębie? – śmieje się Natalia.

14. Wódka dla podwykonawców. – Postawiliśmy wódkę na stole kamerzyście, fotografowi i orkiestrze. Potem wszyscy byli pijani, jeden typ usnął, wodzirej się jąkał i miał chamskie żarty. To był nasz błąd, w końcu oni byli w pracy, więc pić nie powinni – wyjawia Łukasz.

15. Kosze kwiatów dla rodziców. – Kosze kwiatów dla rodziców były naprawdę drogie. Zamówiliśmy je, bo uznaliśmy, że to będzie miły gest. Ale z perspektywy czasu myślę, że było to niepotrzebne, podobnie jak prezenty dla dziadków i chrzestnych. Dzisiaj podziękowałabym rodzinie w inny sposób i nie na weselu, ale kameralnie i w gronie najbliższych. A zamiast drogich kwiatów dalibyśmy jakiś miły i praktyczny prezent, dopasowany do gustu obdarowanego – opowiada Iza.
Fot. Pezels / Emma Bauso
16. Welon. – Był długi, niewygodny i ciągle się gniótł. Na weselu go zdjęłam, ale na ślubie srogo się wymęczyłam. Dzisiaj zdecydowałabym się na wianek – opowiada Gosia.

17. Pantofle na zmianę dla panny młodej. – Kupiłam szpilki do sukienki i pantofle na tak zwanej kaczuszce na wesele. Jakikolwiek obcas był jednak dla moich spuchniętych stóp koszmarem, więc tańczyłam boso. Lepszym pomysłem są baleriny albo po prostu trampki – wyjawia Karolina.

18. Pierwszy taniec. – Ani ja, ani moja żona nie umiemy tańczyć. Ale uznaliśmy, że pierwszy taniec musi być i chodziliśmy na lekcje. Kosztowało nas to mega dużo stresu, wysiłku i czasu. Rezultat był opłakany, ja się zestresowałem i byłem sztywny, żona pomyliła kroki. Więcej byśmy już przez to piekło drugi raz nie przeszli – opowiada Jacek.

19. Dekoracje. – Mieliśmy pierdyliard dekoracji. Girlandy z kwiatów, balony, świeczniki na stołach, tablice witająca gości. Było tego serio za dużo, wystarczyłyby same kwiaty. Dlatego dzisiaj na pewno ograniczyłabym się do podstaw – wyjawia Hania.

20. Wesele. – Dzisiaj zrezygnowałabym po prostu z wesela. Niepotrzebny wydatek i stres. Sam ślub by nam wystarczył – konkluduje Marta.