20 elementów ślubu, które zdaniem małżeństw są niepotrzebne. "Po cholerę mi były te gołębie"
Chcesz, żeby wasz wielki dzień był idealny. Planujesz, organizujesz, wymyślasz, projektujesz. Jednak rzeczywistość często weryfikuje marzenia i okazuje się, że rzeczy, które wydawały ci się na ślubie koniecznością, były po prostu zbędne. 20 osób, które już zawarły związek małżeński, wymienia 20 elementów, z których dzisiaj, by na swoich przyjęciach zrezygnowały.
2. Prezenty dla gości. – Kupiliśmy dla naszych 90 gości 90 małych sukulentów. Każdy własnoręcznie dekorowałam wstążeczką, malowałam doniczki. W rezultacie wzięli je do domów tylko ci, którzy wyszli wcześniej, czyli nieliczni. Reszta, pijana w sztok, o prezentach nie pamiętała. Mamy teraz z mężem na parapecie… 60 małych sukulentów. Nie żebym narzekała, bo kocham rośliny, ale to było bez sensu. Dzisiaj rozdałabym gościom cukierki i tyle – wyznaje Patrycja.
3. Menu na stołach. – Mieliśmy okrągłe stoliki i na każdym postawiliśmy wydrukowane menu. Szczerze mówiąc, goście czytali je tylko na początku wesela, potem nie zwracali na nie uwagi. Więc tylko zabierało to miejsce – wylicza Ania element ślubu, z którego dziś by zrezygnowała.
4. Fotobudka. – Mieliśmy fotobudkę, która… się popsuła. Mimo to goście przebierali się w te wszystkie śmieszne kapelusze i sami robili sobie zdjęcia telefonem. Było super! Dlatego dzisiaj zainwestowałabym tylko w gadżety, każdy ma dobry aparat w smartfonie. Albo pożyczyłabym Instaxa od koleżanki. Wychodzi duuuużo taniej, a zabawa taka sama – opowiada o swoim weselu Iga.
5. Personalizowane etykietki, winietki i zawieszki. – Chciałam, żeby wszystko było tip top, więc mieliśmy personalizowane etykiety na butelki wódki i wina, winietki na stołach z imieniem i nazwiskiem gościa, zawieszki na alkohol. Czyli strasznie dużo pierdół, które tanie wcale nie były. Potem trzeba było to wszystko wywalić i poczułam, że to była nie tylko strata pieniędzy, ale również totalnie nieekologiczna zagrywka – relacjonuje Beata.
Fot. Pexels / Trung Nguyen
7. Oczepiny. – To było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Siedziałam na tym krześle, już lekko zawiana, laski tańczyły wokół mnie, muzyka ryczała. Nagle ucichło, dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że muszę rzucić welonem. I tak się zamachnęłam, że trafiłam w orkiestrę i welon zaczepił się o perkusję, trzeba go było rozplątać. Najadłam się wstydu i stresu, a do tego koleżanka, która przy drugiej próbie złapała welon, trafiła… na swojego byłego, który złapał muszkę. No i nie chciała z nim tańczyć i była siara. Nigdy więcej – opowiada Kinga.
8. Gry i zabawy. – Mieliśmy wiejskie wesele i wiejskie zabawy. Powiem tak: zabawy z balonami czy przeciskaniem jajka przez nogawki spodni nigdy nie wyprę z pamięci. Pewnie są też fajne gry, ale niestety my nie sprawdziliśmy repertuaru naszego wodzireja – wyjawia Ola.
9. Wypożyczony samochód. – Kompletnie zbędny wydatek. Ulegliśmy presji zięcia, amatora motoryzacji, zapłaciliśmy sporą kasę za samochód, a tak naprawdę mogliśmy równie dobrze jechać naszym własnym, ewentualnie pożyczyć od kolegi, bo właśnie kupił sobie nowe, fajne BMW. Myślę, że spokojnie można się bez tego obyć – mówi Jacek o swoim ślubie.
10. Wiejski stół. – Było tyle jedzenia (przystawki, trzy ciepłe danie, desery), że nikt nie jadł tych wędlin i kiełbas. A swoje to kosztowało. Myślę, że to fajny pomysł, gdy para decyduje się na mniej jedzenia. U nas po prostu było go za dużo – wyznaje Adam.
Fot. Pexels / Emma Bauso
12. Sztuczny dym. – Wypożyczyliśmy wytwornicę, bo marzyłam o pierwszym tańcu w chmurze dymu. Niestety wcześniej tego nie przetestowaliśmy i strasznie zaczęły mi łzawić oczy, ledwo dokończyłam układ. Na zdjęcia z naszego tańca nie lubię więc za bardzo patrzeć. Dlatego na pewno dzisiaj zrezygnowałam z dymu – zdradza Magda.
13. Gołębie. – Uparłam się, że przed kościołem wypuszczone zostaną w powietrze dwie gołębice. Wcale nie wyglądało to spektakularnie, a jeden ptak... zrobił kupę pod kościołem. Po cholerę mi były te gołębie? – śmieje się Natalia.
14. Wódka dla podwykonawców. – Postawiliśmy wódkę na stole kamerzyście, fotografowi i orkiestrze. Potem wszyscy byli pijani, jeden typ usnął, wodzirej się jąkał i miał chamskie żarty. To był nasz błąd, w końcu oni byli w pracy, więc pić nie powinni – wyjawia Łukasz.
15. Kosze kwiatów dla rodziców. – Kosze kwiatów dla rodziców były naprawdę drogie. Zamówiliśmy je, bo uznaliśmy, że to będzie miły gest. Ale z perspektywy czasu myślę, że było to niepotrzebne, podobnie jak prezenty dla dziadków i chrzestnych. Dzisiaj podziękowałabym rodzinie w inny sposób i nie na weselu, ale kameralnie i w gronie najbliższych. A zamiast drogich kwiatów dalibyśmy jakiś miły i praktyczny prezent, dopasowany do gustu obdarowanego – opowiada Iza.
Fot. Pezels / Emma Bauso
17. Pantofle na zmianę dla panny młodej. – Kupiłam szpilki do sukienki i pantofle na tak zwanej kaczuszce na wesele. Jakikolwiek obcas był jednak dla moich spuchniętych stóp koszmarem, więc tańczyłam boso. Lepszym pomysłem są baleriny albo po prostu trampki – wyjawia Karolina.
18. Pierwszy taniec. – Ani ja, ani moja żona nie umiemy tańczyć. Ale uznaliśmy, że pierwszy taniec musi być i chodziliśmy na lekcje. Kosztowało nas to mega dużo stresu, wysiłku i czasu. Rezultat był opłakany, ja się zestresowałem i byłem sztywny, żona pomyliła kroki. Więcej byśmy już przez to piekło drugi raz nie przeszli – opowiada Jacek.
19. Dekoracje. – Mieliśmy pierdyliard dekoracji. Girlandy z kwiatów, balony, świeczniki na stołach, tablice witająca gości. Było tego serio za dużo, wystarczyłyby same kwiaty. Dlatego dzisiaj na pewno ograniczyłabym się do podstaw – wyjawia Hania.
20. Wesele. – Dzisiaj zrezygnowałabym po prostu z wesela. Niepotrzebny wydatek i stres. Sam ślub by nam wystarczył – konkluduje Marta.