"Najbardziej cierpliwy naród świata". Dlaczego po ćwierć wieku Białoruś mówi "DOŚĆ!"
Przez 26 lat pozwalali Aleksandrowi Łukaszence autorytarnie rządzić swoim krajem. Nie burzyli się tak masowo jak dziś przeciwko fałszowaniu wyników wyborów, które co pięć lat wzbudzały kontrowersje. Mają opinię bardzo cierpliwego narodu i sami tak o sobie mówią. Co się stało, że w 2020 roku Białoruś tak masowo zaprotestowała przeciwko Łukaszence? Kiedy tak naprawdę przelała się czara i nastroje społeczne pękły?
Od jej słów minęło siedem lat i dziś cały świat widzi, że po ponad ćwierć wieku dyktatorskich rządów Łukaszenki ta cierpliwość właśnie się skończyła.
Nigdy wcześniej na Białorusi nic takiego nie miało miejsca. Tysiące demonstrantów wyszło na ulice już nie tylko Mińska, ale też innych, małych, miast. Doszło do brutalnych starć z milicją, służby użyły gumowych kul, armatek wodnych i gazu do rozproszenia tłumu.
– Białorusini są narodem bardzo spokojnym, cierpliwym. Sami o sobie mówią, że są najbardziej cierpliwym narodem na świecie. Ale tym razem miarka się przebrała. Ten policzek, który Łukaszenka wymierzył własnemu narodowi... Powiedzieć, że on ma 80 procent poparcia, to po prostu przesada – komentował w TVN24 prof. Nikołaj Iwanow z Uniwersytetu Opolskiego.
Czytaj także: Białoruska Komisja Wyborcza podała pierwsze wyniki wyborów prezydenckich
Czytaj także: Wyciekają protokoły z głosowania na Białorusi. Przewaga rywalki Łukaszenki ma być miażdżąca
Białorusini cierpliwym narodem
Przebudzenie białoruskiego narodu widać było na kilka tygodni przed wyborami, gdy na wiece Swiatłany Cichanouskiej ciągnęły tłumy. Ludzie chcieli zmian i pokazali to jak nigdy dotąd.
"Całe społeczeństwa czasem zaskakują. O Białorusinach mieliśmy opinię, zresztą zasadną, że to społeczeństwo cierpliwe, spokojne, elastyczne, nastawione na przeżycie. Stara opozycja była podzielona i oderwana od ludzi. I nagle doszło do zbiegu różnych wydarzeń. Sytuacja polityczna i ekonomiczna spotkała się z gotowością społeczeństwa" – tak oceniała przed wyborami Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, b. ambasador w Moskwie, w rozmowie z OKO.press.
– To był katalizator. Nastroje społeczne wyraźnie zaczęły się zmieniać w czasie pandemii. Wcześniej, przed marcem, nikt nie wierzył, że te wybory będą ważne. Nikt nie spodziewał się, że Łukaszenka ot tak odda władzę. Zakładano, że będzie rządził przez kolejną kadencję, a potem może dojdzie do jakichś negocjacji z opozycją i zmian ewolucyjnych. Ale przyszła pandemia. A Łukaszenka tak się zachowywał, jakby jej nie było – mówi naTemat Vład Kobets, Białorusin, dyrektor międzynarodowej organizacji International Strategic Action Network for Security (iSANS), którą tworzą eksperci, politycy, dziennikarze z państw UE i USA, ale także z Białorusi.
Oburzenie z powodu koronawirusa
Ludzie chorowali, umierali. A on radził im, by wyszli w pole, wsiedli na traktory i zajęli się pracą, "bo traktor uzdrowi wszystkich". Proponował też wizytę w saunie, twierdził, że wirus ginie w 60 stopniach Celsjusza. – Skłaniam się ku opinii, że ktoś mi tego wirusa podrzucił – mówił Łukaszenka jeszcze kilka dni przed wyborami.
Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, wskazuje, że Białoruś w odróżnieniu od Polski, czy innych państw UE – ze względu na zmianę warunków dostaw ropy z Rosji – weszła w pandemię już w recesji, która z powodu koronawirusa jeszcze się pogłębiła.
– Ludzie od lat odczuwają, że poziom życia nie rośnie, bądź spada. W 2010 roku średnie wynagrodzenie miało teoretycznie wynosić 500 dolarów, choć mało kto wówczas tyle zarabiał. Obecnie jest podobna sytuacja. Teoretycznie według oficjalnych statystyk jest to 500 dolarów, ale większość ludzi takich pensji nie widzi, szczególnie na prowincji. A ceny w ciągu minionych 10 lat bardzo wzrosły. Możemy sobie wyobrazić, jak pogorszyły się warunki życia Białorusinów, którzy próbują przetrwać za wszelką cenę, dorabiać. Część osób wyjechała do pracy do Rosji – mówi w rozmowie z naTemat.
Dodaje, że związku z pandemią i recesją w Rosji, dużo emigrantów zarobkowych wróciło jednak na Białoruś. – To może być nawet 600 tys. osób, które nie mają żadnego stałego zajęcia i dochodu, a to może podnosić frustrację i gniew społeczny. Częściowo może to też tłumaczyć demonstracje na prowincji – mówi.
Cichanouska dała nadzieję
Właśnie w czasie pandemii na politycznej scenie pojawiły się nowe twarze opozycji. Jak mówi Vład Kobets, podczas wyborów w 2015 roku nie było istotnych kontrkandydatów dla Łukaszenki. Dlatego tym razem zaczęto patrzeć na nich z nadzieją.
Jak to się skończyło, wiemy. Albo trafili do aresztu, albo uciekli za granicę. Żona jednego z nich, Swiatłana Cichanouska sama stanęła do walki z Łukaszenką.
Nastroje były takie, że dwa tygodnie przed wyborami Andrzej Pisalnik, znany dziennikarz, sekretarz Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, przewidywał w rozmowie z naTemat: – Myślę, że ta kampania wyborcza może okazać się najciekawsza w historii białoruskiej państwowości i po sfałszowaniu przez Łukaszenkę wyników wyborów ludzie masowo wyjdą z protestami na ulice białoruskich miast.
Czytaj także: "Co one wyczyniają!". Trzy kobiety kontra Łukaszenka. Świat pod wrażeniem, takie gromadzą tłumy
Nowe pokolenie doszło do głosu
Zdjęcia z nocnych protestów, na które ostro odpowiedziała władza, przerażają.
– Do głosu doszło nowe pokolenie, które pierwszy raz brało udział w wyborach. Ono widzi, jak żyją ludzie w innych państwach UE, w Polsce. Mają internet, to ich główne źródło wiedzy. Nie czerpią już informacji tylko z telewizji państwowej i propagandy. Ci młodzi ludzie nie pamiętają ZSRR i komunistów. Dla nich Białoruś jest niepodległym, europejskim państwem. Tylko chcą, by była prawdziwie europejska. Im warunki, które dał Łukaszenka, już nie wystarczają do życia. I w tym roku doszło do tego, że napięcie wybuchło – podkreśla Vład Kobets.
W dniu wyborów na Białorusi nie działał internet.Nikt nie chce, by Białoruś była oddana w ręce Moskwy. Ludzie chcą wolnego, niepodległego, demokratycznego państwa. Żeby mieć normalny fundament, żeby przez wybory mogli decydować, w jakim państwie chcą żyć.
26 lat rządów Łukaszenki
Co Łukaszenka dał Białorusinom? Dlaczego przez ćwierć wieku z taką łatwością utrzymuje się przy władzy? W kraju nie ma niezależnej telewizji, proces wyborczy jest jak każdy widzi. Nie ma reform, inwestycji. – Nie ma możliwości wolnego robienia biznesu. Wszystko jest pod kontrolą. Człowiek ambitny nie ma szans rozwijać się w tym państwie. Jeśli masz większy biznes, od razu masz problem z władzą, bo traktuje cię jako zagrożenie – wymienia nasz rozmówca.
Ale słychać, że jest czysto, jest porządek, spokojnie, nie ma bandytyzmu, korupcji. I nie ma wojny.
– Trzeba pamiętać, że Łukaszenka pojawił się po upadku ZSRR, przyszedł jako człowiek opozycyjny wobec władzy, która wówczas była obecna. Był reprezentantem prostych ludzi ze wsi i małych miast. W tamtych latach, poradzieckich, dla nich to było ważne. Ludzi bardzo bali się wojny. Byli szczęśliwi, że jej nie ma. W małych miastach jest powszechne powiedzenie "aby nie było wojny". I tak jest cały czas. Nawet gdy Rosja zaatakowała w Donbasie, mówili: "ok, przetrwamy z Łukaszenką, ale nie chcemy wojny" – mówi szef iSANS.