To najładniejsza hybryda, jaką jeździłem. Ten styl docenią zwłaszcza kobiety
Łukasz Grzegorczyk
Hybrydy plug-in do tej pory kojarzyły mi się przede wszystkim z oszczędnością i drogową rewolucją. Na zielonej energii jeździłem ostatnio sporo, ale Volvo XC40 T5 Twin Engine Plug-in Hybrid dało mi coś, czego nie odczułem w żadnym innym aucie tego typu. Zapamiętałem sporo zalet, ale momentami było gorzko.
O tym, że Volvo pewnym krokiem weszło na ścieżkę "eko" w motoryzacji, nie trzeba nikogo przekonywać. Do 2040 r. firma chce być neutralna klimatycznie, dlatego tak chętnie elektryfikuje wszystkie swoje pojazdy. Nie każdemu się to podoba, ale patrząc na rynek – to jedyny słuszny kierunek. Nie ma bardziej wszechstronnej opcji w oszczędnej jeździe, jak hybryda plug-in.
Kiedy odbierałem do testów XC40 T5 Twin Engine Plug-in Hybrid, pierwsze wrażenie było przewidywalne. Niewiele mogło mnie zaskoczyć, bo przecież ten samochód znamy już dość dobrze. Hybryda wyróżnia się tylko tym, że ma dodatkową klapkę z tyłu, pod którą kryje się gniazdo ładowania.
Fot. naTemat
A jednak i tak zawiesiłem oko na XC40 chwilę dłużej, bo sądzę, że pod względem wizualnym ten model wyszedł szwedzkiej marce wyjątkowo dobrze. I nie znalazłem osoby, której by się nie spodobał. Właśnie tak powinien wyglądać nowoczesny miejski SUV.
Świeża albo, jak ktoś już określił, "lekka" stylistyka tego auta wyróżnia się detalami. Z przodu to klasyczne Volvo, z gustownym grillem i efektownym wzorem świateł. Sylwetka XC40 pasuje mi do kogoś, kto jest wymagający, jeśli chodzi o design i wykończenie. W końcu nie bez powodu najmłodszy i najmniejszy SUV z gamy Volvo zdobył nagrodę Car Of The Year 2018.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Teraz powinienem wam opisać wnętrze, ale najpierw muszę się do czegoś przyznać. Mam wielką słabość do tego, jak szwedzka marka dopieszcza przestrzeń w swoich pojazdach. Uważam, że designem XC40 bije na głowę wielu konkurentów ze swojej półki. Dla znawców marki ten akapit to nuda. Jeśli jednak nigdy nie siedzieliście w Volvo, to zobaczcie, co mam na myśli.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Gdybym miał wyróżnić trzy elementy z wnętrza hybrydowego XC40, to wybrałbym genialną kierownicę, środkowy ekran oraz dźwignię zmiany biegów, która w tym przypadku jest taką "wisienką na torcie". Wykonano ją z przezroczystego szkła i ładnie komponuje się z całością.
Fot. naTemat
Miałem do dyspozycji auto z pakietem "Inscription", czyli coś po środku z palety możliwości. W tej opcji macie już choćby skórzaną tapicerkę czy elementy z naturalnego drewna "Driftwood". Smaczków pasujących do klasy premium jest więcej, np. system nagłośnienia Harman Kardon.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Zachwycam się tym środkiem i mógłbym przyczepić się jedynie do tego, że pasażerowie z tyłu mają trochę mało miejsca. XC40 ma prawie 4,5 metra długości, więc byłem zdziwiony. Za to w bagażniku znalazło się 460 l przestrzeni, więc to naprawdę nieźle. Podróżni będą ściśnięci, ale przynajmniej walizki wejdą.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Parametry XC40 T5 Twin Engine nie dostarczą wam szalonych wrażeń z jazdy, ale umówmy się – nie o to tutaj chodzi. Mamy benzynowy silnik o o pojemności 1.5 litra i 180 KM. Tyle jest wpisane w dowodzie, ale do tego musimy doliczyć jeszcze 82 "elektryczne" KM. Wtedy robi się już całkiem ciekawie.
W katalogu przeczytacie, że ta hybryda pozwoli wam przejechać 50 km na samej energii elektrycznej. Jeździłem ostatnio kilkoma hybrydami plug-in i wiem, że te zapewnienia trzeba traktować z dystansem. Przy normalnej jeździe w miejskim ruchu udało mi się zrobić na zielonej energii około 40 km. To i tak nieźle, bo na dojazdy do pracy powinno wystarczyć. Argument o oszczędzaniu pozostaje więc aktualny.
Fot. naTemat
Trzeba jednak pamiętać, że im więcej zaczniemy wymagać od samochodu, tym wskaźnik z zasięgiem będzie pokazywał niższą wartość. Energię pożera nawet intensywnie pracująca klimatyzacja.
A spalanie? W cenniku podano, że to 2,0-2,4 litra, ale to w przypadku, gdy jeździcie doładowani prądem. Trzeba przyjąć, że podczas jazdy na pustych bateriach zużycie wyniesie nieco ponad 7 litrów. Ta wartość jest umowna, bo starałem się doładowywać przy każdej możliwej okazji. Dzięki temu spalanie wahało się u mnie w okolicach 5,5 litra.
Fot. naTemat
Podzielę się teraz z wami jedną refleksją odnośnie jazdy hybrydami plug-in. Sprawdziłem ostatnio choćby Mitsubishi Outlandera PVEH czy Opla Grandlanda X Hybrid. Miałem to szczęście, że mogłem ładować się z gniazdka w przydomowym garażu, więc mimo że ładowanie trochę trwało, to jednak miałem szansę łatwo uzupełnić energię. W przypadku jeśli ktoś jest zdany tylko na miejskie ładowarki, mogą zacząć się problemy.
Albo będą zajęte, zablokowane, albo w ogóle ich nie znajdziecie. Niestety w Polsce daleko nam jeszcze do tego, by stwierdzenia typu "jadę na zakupy, a jednocześnie naładuję auto” były realne. Często jest to po prostu niemożliwe.
Fot. naTemat
Wracamy jednak do Volvo. Kiedy wyjechałem nim w trasę, szybko dałem się przekonać, że to bardzo zwrotne i nawet dynamiczne auto. Poza tym mogłem przełączać się między trybami jazdy, i na przykład opcja "Powe" bardzo przydawała się podczas wyprzedzania. Wyraźnie czułem, jak auto staje się bardziej agresywne i można z niego wykrzesać więcej. Oczywiście przy takiej zabawie zużycie paliwa idzie w górę.
Fot. naTemat
Napisałbym, że XC40 Plug-in Hybrid to samochód wręcz idealny do jazdy w mieście. Czar prysł jednak w momencie, gdy poznałem pracę skrzyni biegów. Tak jak w innych modelach Volvo, zmiana przełożenia z D na R i odwrotnie wymaga dodatkowego ruchu drążkiem. Czyli zanim przeskoczycie z N, musicie to potwierdzić jeszcze jednym kliknięciem.
Myślałem, że to ja zbyt nerwowo chciałem zmieniać przełożenia, ale jednak nie. Zaczęło mi to przeszkadzać, szczególnie kiedy chciałem szybko zaparkować. Na szczęście w czasie jazdy ten dwusprzęgłowy, 7-biegowy automat okazał się bardziej żwawy i pozwalał wykorzystać potencjał auta.
Fot. naTemat
Druga sprawa to hamulce, które działają albo z pełną mocą, albo… prawie wcale. Znowu wydawało mi się, że to ja jestem przewrażliwiony, ale za kierownicę wsiadł mój znajomy. Przejechał dosłownie kawałek i potwierdził mi, że przy delikatnym naciśnięciu pedału nie dzieje się praktycznie nic. Z kolei mocniejsze depnięcie sprawia, że od razu czujecie się prawie jak przy hamowaniu awaryjnym. Coś tu poszło nie tak, bo w efekcie auta nie da się łagodnie zatrzymać. Trzeba dużego wyczucia, by się do tego przyzwyczaić.
Fot. naTemat
Więcej marudzenia jednak nie będzie, bo hybrydowym XC40 jeździło mi się naprawdę przyjemnie. Popularne systemy bezpieczeństwa jak asystent pasa ruchu czy ten, który monitoruje otoczenie przed nami, okazały się funkcjonalne. Czyli pomagały, a nie przeszkadzały. Poza tym spodobało mi się bardzo uproszczone zarządzanie tempomatem.
Fot. naTemat
Żeby postawić XC40 Plug-in Hybrid w swoim garażu, musicie wydać co najmniej 224 tys. zł. Za najlepiej wyposażoną wersję R-Design trzeba zapłacić prawie 240 tys. zł. Powiem tak: są tańsze auta z tej półki, tym bardziej, że jeśli podczas konfiguracji dołożycie trochę bajerów, to cena jeszcze pójdzie w górę.
Po kilku dniach testów nie mam wątpliwości, że to auto docenią przede wszystkim kobiety – głównie za wyczucie stylu. Poza tym hybrydowe XC40 jest samochodem dla mieszczucha, którym podróżuje się maksymalnie w trzy osoby. Jeśli ktoś ma większą rodzinę, to logiczne, że zdecyduje się na model XC90.
Volvo XC40 T5 Twin Engine Plug-in Hybrid na plus i minus:
+ Świetny zewnętrzny design
+ Wnętrze i jego wykończenie to klasa sama w sobie
+ Niezły zasięg baterii w trybie hybrydowym
+ To naprawdę zwinny SUV
- Hamulce są dużym nieporozumieniem
- Obsługa skrzyni biegów