"15 godzin torturowania". Polacy zatrzymani na Białorusi ujawnili, co tam się dzieje
Witold Dobrowolski i Kacper Sienicki, których zatrzymano podczas protestów na Białorusi, dzięki pomocy polskiej dyplomacji wrócili właśnie do kraju. Ich relacja z tego, co wydarzyło się za wschodnią granicą, jest drastyczna. – Tak na dobrą sprawę to były tortury 15-godzinne – mówił jeden z Polaków.
– Jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi na to, że jesteśmy obywatelami innego kraju i chęć uzyskania pomocy konsula, to nie miało racji bytu. Byliśmy wtedy jeszcze bardziej poniżani i wyśmiewano po prostu prośby tego typu – podkreślił jeden z Polaków zatrzymanych w Mińsku.
Młodzi mężczyźni opowiedzieli także o tym, jak wyglądał ich pobyt na komisariacie. – Na komisariacie zostaliśmy położeni momentalnie na ziemię. Twarzą w lewą stronę, grożono nam, że jak tylko ruszymy głową to wybiją nam wszystkie zęby. (…) Byliśmy cały czas skuci. Ktokolwiek się poruszył, ktoś poprosił o wodę lub wyjście do toalety, też był bity pałkami – wspominali.
– Cały czas byliśmy zastraszani. Nie wiedzieliśmy tak naprawdę co się dzieje i jakie mamy prawa. Nikt nam nie chciał niczego powiedzieć. (...) Kazano powtarzać wszystkim zgromadzonym. Było pytanie, kto jest prawowitym prezydentem Białorusi. Wszyscy odpowiadali jednym głosem: Aleksander Grigorjewicz Łukaszenka – dodał Sienicki.
Zatrzymani Polacy uważają, że polska dyplomacja dokonała niemożliwego. – Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. Nie spodziewaliśmy się, że to będzie na tak wysokim poziomie zrealizowane – chwalili.
Czytaj także: Matka Kacpra zaginionego na Białorusi zabrała głos. "Nie byłam zachwycona jego wyjazdem"