"Raczej nie przetrwamy". Studenci zostaną w domach, wynajmujący mieszkania nie wiedzą, co robić

Adam Nowiński
Pandemia koronawirusa przejechała jak walcem po rynku wynajmu nieruchomości w Polsce. Pracownicy sezonowi wyjechali w głąb Europy, a do tego uczelnie przestawiają się na zajęcia zdalne, przez co studenci już teraz deklarują, że zostaną w domach rodzinnych. Ci, którzy wynajmowali im mieszkania mówią nam bez ogródek: "Raczej nie przetrwamy tego kryzysu".
Wynajmujący mieszkania skarżą się na katastrofalny wpływ koronawirusa. Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta

Ciężki rok dla wynajmujących

– Problemy zaczęły się już w maju, kiedy lockdown zaczął wykaszać pierwsze firmy, a pracownikom skończyły się okresy wypowiedzenia. Wtedy zrezygnowały pierwsze dwie osoby. Oczywiście nie robiłem im problemów. Było mi szkoda, że stracili pracę. Parę tygodni później wyprowadzili się kolejni dwaj lokatorzy. W lipcu miałem już oba mieszkania puste – opisuje nam swoją sytuację 44-letni Łukasz, który wynajmuje mieszkania w Olsztynie.

Od ponad miesiąca nie może znaleźć do nich lokatorów. Nie pomogło nawet obniżenie czynszu i wliczenie w jego cenę kosztu internetu. – Po prostu nie ma chętnych. Rynek został totalnie zaorany. Obniżyłem koszt najmu do takiego stopnia, że będę musiał do tego interesu dokładać, ale i tak nie znalazł się nikt chętny na najem nawet za tak atrakcyjną cenę – dodaje.


Zdaniem Łukasza najbardziej na jego sytuację wpłynęła decyzja olsztyńskiej uczelni, która wprowadziła w większości zajęcia prowadzone zdalnie. – Moja siostrzenica studiuje na UWM i już wie, że na uczelni nie będzie musiała się w ogóle pojawiać. Mówiła, że tylko jej koleżanki z kierunków przyrodniczych będą musiały być na zajęciach, bo mają laboratoria, a tych nie da się przeprowadzić przez internet – opisuje nam Łukasz.

Zaznacza jednak, że nie ma oczywiście pretensji do uczelni, która obawia się koronawirusa i chce zadbać o bezpieczeństwo swoich studentów oraz pracowników. Ale nie da się ukryć, że w mniejszych miastach, takich jak Olsztyn, właścicieli mieszkań na wynajem utrzymują w dużej mierze właśnie studenci.

Studencki lockdown

A ci wolą coraz częściej zostać w domu rodzinnym ze względu na decyzję uczelni i zapowiadaną na jesień drugą falę koronawirusa. – Przede wszystkim jest oszczędniej, no i bezpieczniej – zaznacza Jakub, 24-letni student Uniwersytetu Łódzkiego. Ta placówka także zdecydowała się przenieść większość zajęć i ćwiczeń do sieci.

Jego decyzję i jego rówieśników odczuwa także Katarzyna, 33-latka, która wynajmuje łódzkim studentom mieszkanie po babci. – Szczerze, to nie wiem, czy przetrwam ten kryzys. Lokatorów nie mam już od maja i raczej na nowy rok akademicki też nikt się nie zgłosi. Prawdziwa cisza jest na rynku i to się chyba długo nie zmieni – żali się.

Przyznaje także, że jedynym rozwiązaniem dla niej będzie chyba sprzedaż mieszkania, ale to, jej zdaniem, też nie będzie takie proste. – Który bank przyzna teraz komukolwiek kredyt? Ponadto, nawet jeśli ktoś ma zdolność kredytową, to na dzień dobry musi mieć prawdziwe kokosy na wkład własny. Szykuje się dla mnie pewnie taki scenariusz, że przez kolejne miesiące będę tkwiła z pustym mieszkaniem i opłatami za nie.

Czytaj także: "Zdolność kredytowa spadła mi z 400 do 59 tys. zł". Na razie pożegnaj się z wymarzonym mieszkaniem

Wyznaje że myślała, żeby komuś wynająć je tylko za koszt miesięcznych opłat za zużycie mediów oraz czynszu, ale przypomina sobie wtedy o swojej koleżance, która zrobiła podobnie i ma problem, bo lokatorzy nie chcą za nic płacić i się wyprowadzić. – Mam niepewną sytuację w pracy i nie chcę ryzykować, że będę miała podobny kłopot. Naprawdę nie wiem co zrobię, jeśli nikt się nie znajdzie do października...

Ciemna strona najmu

Ale wstydliwa odsłona rynku wynajmu mieszkań to nie tylko "dzicy lokatorzy". Mimo pandemii i kryzysu nadal w sieci pojawiają się ogłoszenia z wynajmem mini kawalerek za bajońskie sumy. Pierwsza z brzegu – oferta najmu kawalerki na jednej z odleglejszych warszawskich dzielnic. Metraż? 10 metrów kwadratowych. Cena? 1200 zł co miesiąc i 1200 kaucja. Pierwszy komentarz pod ofertą: "Dobra opcja na wynajem krótkoterminowy pod planowane samobójstwo".
Zrzut ekranu z Facebook.com
Czytaj także: Pokój, łazienka i kuchnia na 8 metrach. Mikrokawalerki to smutny stan umysłu dużych miast
Ale chyba większe oburzenie wywołała ostatnio oferta z pokojem, który powstał... na balkonie. Chodzi o ofertę najmu pokoju w 9-pokojowym mieszkaniu we Wrocławiu. Szczęśliwiec, który zdecydowałby się na najem, zamieszkałby w klitce, która do niedawna była balkonem, za którą musiałby płacić co miesiąc 750 zł. Niektórzy najemcy zwracają uwagę także na to, że mimo kryzysu i większej ilości pustych mieszkań na rynku, wynajmujący nie chcą obniżać cen. – Myślę, że to chyba dotyczy tych, którzy naprawdę żyją tylko z wynajmu mieszkań i mają ich nie tak jak ja – dwa, a 10, czy więcej. Oni mogą sobie pozwolić, żeby kilka z nich stało pustych i czekało na najemców z odpowiednio grubym portfelem. Przykre to, bo uważam, że przede wszystkim trzeba być człowiekiem i spojrzeć czasem z perspektywy lokatora, który cierpi przez kryzys podobnie jak właściciel mieszkania – stwierdza Łukasz.