Szaleństwo na miarę... 2020 roku. "Kraina Lovecrafta" to jeden z najlepszych seriali HBO

Ola Gersz
H.P. Lovecraft, kosmiczne demony, USA lat 50. XX wieku i rasizm. Absurdalne połączenie? Pomnóżcie to przez sto, a otrzymacie szaloną mieszankę wybuchową, które serwuje nam HBO. "Kraina Lovecrafta" to nic, co widzieliśmy do tej pory i – co możemy z całą pewnością powiedzieć już teraz – jeden z najlepszych seriali HBO. Grozę, przemoc i obrzydliwość serwuje nam w nim nie tylko pulpowa fantastyka, ale również rzeczywistość, która – mimo że mamy już XXI wiek – jest wciąż aktualna. "Kraina Lovecrafta" to prawdziwa petarda i dzieło, które w szaleńczy rok 2020 rok wpisuje się wręcz idealnie.
"Kraina Lovecrafta" to nowy serial HBO, który zaskoczy widzów Fot. Kadr z serialu "Kraina Lovecrafta" / HBO
"Kraina Lovecrafta" to szaleństwo, które nie bierze jeńców. W sam środek absurdalnego chaosu wprowadza widza już kuriozalna scena otwarcia. Mamy w niej wojenne okopy, latające spodki, kosmiczne potwory przeróżnej maści, broń laserową, kobietę w metalowym bikini, które zstępuje w słupie światła z pokładu UFO i... słynnego amerykańskiego baseballistę Jackiego Robinsona rozwalającego swoim kijem wielkiego glutowatego stwora, który rozpryskuje wszędzie wokół zieloną maź.

Opening serialu HBO okazuje się być koszmarem głównego bohatera Atticusa "Tica" Freemana (świetny Jonathan Majors), czarnoskórego weterana wojny w Korei, który zasnął podróży autobusem z Florydy do Chicago. Jednak jego sen wcale nie jest najdziwniejszą rzeczą, którą zobaczymy w serialu "Kraina Lovecrafta". Wręcz przeciwnie – to dopiero początek przerażającej, absurdalnej i szalonej przygody, którą serwuje nam 10-odcinkowa produkcja showrunnerki Mishy Green (serial "Underground").
Przygody, w której kosmiczne potwory rodem z mitologi Cthulhu stworzonej przez słynnego amerykańskiego autora horrorów H.P. Lovecrafta przeplatają się z rasistowskim koszmarem Stanów Zjednoczonych lat 50. USA, w których obowiązują rasistowskie prawa Jima Crowa i segregacja rasowa, okazują się być wyjątkowo wdzięcznym tłem przerażającego horroru. Ba, historyczna rzeczywistość przedstawiona w "Krainie Lovecrafta" jest tak samo upiorna, jak demoniczne istoty, które powstały w genialnej głowie Samotnika z Providence.


O czym jest "Kraina Lovecrafta"?


"Kraina Lovecrafta" to adaptacja powieści Matta Ruffa o tym samym tytule, która luźno nawiązuje do twórczości H.P. Lovecrafta. Wspomniany już Tic Freeman, fan pulpowych opowieści grozy i książek amerykańskiego mistrza horroru, wraca do rodzinnego Chicago. Jego ojciec Montrose (Michael Kenneth Williams), również wojenny weteran i miłośnik prozy Lovecrafta, zaginął, a Tic postanawia go odnaleźć.

Montrose ostatni raz widziany był w Krainie Lovecrafta, której już sama nazwa budzi grozę. Jednak Atticus długo się nie namyśla i udaje się w podróż. Ale nie sam. Towarzyszą mu wujek George (Courtney B Vance), również fan podrzędnych horrorów i autor bezpiecznego przewodnika po USA dla Afroamerykanów – w stylu tego znanego z filmu "Green Book" – oraz buntownicza i energiczna przyjaciółka z dzieciństwa Letitia (fantastyczna Jurnee Smollett).
Fot. Kadr z serialu "Kraina Lovecrafta" / HBO
Trio bohaterów wyrusza do osady Ardham (nawiązujące do znanego z książek Lovecrafta Arkham) w stanie Massachusetts, a droga wiedzie ich przez amerykańskie Południe, czyli krainę rasizmu. Tic, George i Letitia zupełnie nie są przygotowani na to, co spotkają po drodze. A będą to potwory wszelkiej maści: nie tylko makabryczne istoty nie z tej ziemi, które przypadną do gustu fanom Lovecrafta, ale również... ludzie.

Bohaterowie muszą zmierzyć się również z trzecim rodzajem demonów: tymi osobistymi. Tic musi przepracować wojenną traumę, zmaga się również z ciężkimi doświadczeniami z dzieciństwa i potworem, jakim był jego przemocowy ojciec. Z kolei Letitia ma skomplikowane relacje ze swoją przyrodnią siostrą Ruby (znakomita Wunmi Mosaku). W "Krainie Lovecrafta" te trzy rodzaje potworów wcale sobie nie ustępują, a maszkara o wielu odnóżach i oczach jest tak samo przerażająca jak policjant-redneck.

Lovecraft, potwory i historia Stanów Zjednoczonych


"Kraina Lovecrafta" to zlepek oddzielnych historii, z których każda na pierwszy rzut oka "nie trzyma się kupy". Wielopoziomowy horror jest bezpardonową mieszanką gatunków (science-fiction, opowieści grozy, satyra, dramat obyczajowy, komedia), ale również stylów. Kicz i kamp mieszają się tutaj z historyczną prawdą, a przemoc z humorem, który uosabia doskonały duet Atticus-Letitia.
Fot. Kadr z serialu "Kraina Lovecrafta" / HBO
Czego tutaj nie ma! Nawiedzony dom, poszukiwania skarbu w stylu Indiany Jonesa, potwory, biali rasiści, kosmici, policjanci, okultyści, magia, przodkowie biblijnego Adama... Są nawiązania do historii Stanów Zjednoczonych, współczesnej Ameryki, popkultury, religii, mitologii Cthulhu i biografii H.P. Lovecrafta, a w soundtracku przeplatają się Etta James, Cardi B i Marilyn Mason, hip hop, r'n'b i hity z lat 50.

Czego innego jednak spodziewać się od producentów wykonawczych, jakimi są J.J. Abrams ("Zagubieni", "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy) i Jordan Peele ("Uciekaj!, "To my")? W końcu znakiem rozpoznawczym tego pierwszego jest blockbusterowe science-fiction i efekty specjalnej z najwyższej półki, a tego drugiego amerykański horror podszyty rasizmem. I Abrams, i Peele, i showrunnerka Misha Green nie boją się ryzyka, a – spójrzmy prawdzie w oczy – "Kraina Lovecrafta" jest jednym wielkim ryzykiem.

Ryzykiem, które się opłaciło, co widać już po kilku pierwszych odcinkach. Wyszedł z tego nieoczywisty miks, który – po "Strażnikach" z ubiegłego roku – jest kolejnym strzałem w dziesiątkę HBO. Ba, serial jeszcze się nie skończył, a już widać, że będzie to jedna z najlepszych produkcji tej stacji. Taka, która nie boi się tematów tabu, nie stroni od przemocy oraz która łamie konwencje i radośnie miesza ze sobą wszystko, co zupełnie do siebie nie pasuje.
Fot. Kadr z serialu "Kraina Lovecrafta" / HBO

Rasizm i Cthulhu


Lovecraftowi jednak ten serial raczej za bardzo by się nie spodobał. Dlaczego? Bo genialny pisarz, który żył w latach 1890-1937, był rasistą i wcale tego nie ukrywał. Tymczasem bohaterami "Krainy Lovecrafta" są czarnoskórzy bohaterowie, a horrorem porównywalnym do Wielkich Przedwiecznych z Cthulhu na czele jest rasizm i segregacja. "Lovecraft przewraca się w grobie" – napisał internauta pod zwiastunem serialu na YouTube. I miał rację.

I właśnie w tym tkwi geniusz "Krainy Lovecrafta". Serial jest dość wierny klimatowi pulpowej twórczości Samotnika z Providence i luźno nawiązuje do mitologii Cthulhu, ale jednocześnie odwraca światopogląd Lovecrafta o 180 stopni. Już książka Matta Ruffa bawi się gatunkami i nie stroni od kontrowersyjnych tematów, ale serial HBO jest jeszcze odważniejszy i wprost porównuje rasistów do włochatych potworów.

Subtelne? Nie do końca. Ale w świecie po protestach, które sprowokowała brutalna śmierć George'a Floyda, na subtelność nie ma już miejsca. "Kraina Lovecrafta" wcale się więc na nią nie sili. Nie wszystkim przypadnie to do gustu, bo serial momentami jest łopatologiczny i nie bawi się w szarady, a wszystko podaje na tacy. Jednak widzowie, którzy uwielbiają jazdę bez trzymanki i absurdalną zabawę podaną w krwisto-politycznym sosie nie będą zawiedzeni.