"Mówię dość!". Burmistrz Kęt alarmuje, że pacjenci nie mają szans dostać się do lekarza

Katarzyna Zuchowicz
"Nie zgadzam się. Nie może dłużej być tak, że w obawie przed wirusem, pacjenci 'dla własnego dobra' odbijają się od drzwi przychodni i są leczeni przez telefon" – napisał na Facebooku burmistrz Kęt. Podał przykład młodej matki z dwutygodniowym dzieckiem, która odeszła z płaczem. Niektórzy zarzucili mu potem, że atakuje lekarzy. – Broń Boże nie winię lekarzy. To jest problem ogólnopolski. Nie możemy udawać, że go nie ma – mówi naTemat burmistrz Kęt Krzysztof Klęczar.
Burmistrz Kęt poruszył temat zamkniętych przychodni. "Nie zgadzam się na to, by młodziutka matka z dwutygodniowym dzieckiem odeszła z płaczem od zamkniętych drzwi" – napisał na FB. Fot. Krzysztof Klęczar/Facebook
O burmistrzu Kęt w województwie małopolskim zrobiło się głośno wiosną, gdy nie zgadzał się na majowe wybory i odmówił podpisania wyborczego zarządzenia. Ostro odpowiedział też marszałkowi Terleckiemu, który buntującym się samorządom pogroził wtedy palcem.

Czytaj także: "To barbarzyństwo. W życiu się nie zgodzę". Burmistrz odpowiada PiS w sprawie wyborów

Teraz Krzysztof Klęczar poruszył inny drażliwy temat – dostępu do lekarzy i teleporad. "Mówię dość! Tak, wiem. Pandemia, względy bezpieczeństwa, troska o pacjentów i personel…" – napisał w połowie sierpnia na FB.
Krzysztof Klęczar
FB

"Tak dalej być nie może. Nie zgadzam się. Nie może dłużej być tak, że w obawie przed wirusem, pacjenci „dla własnego dobra” odbijają się od drzwi przychodni i są leczeni przez telefon.

Nie zgadzam się na to, by młodziutka matka z dwutygodniowym dzieckiem odeszła z płaczem od zamkniętych drzwi przychodni.

Nie zgadzam się, by do Obywateli, recepcjonistki (choć wiem, że „czarnych owiec” jest niewiele i ciężko je zdiagnozować) odnosiły się w sposób arogancki i niegrzeczny! Dość!"




W całej Polsce ludzie mogą dostać się do lekarzy. Pacjenci mają dość teleporad. Pan postanowił tupnąć nogą.

To jest problem ogólnopolski i musimy się z nim zmierzyć. Temat dostępu do służby zdrowia jest teraz dla wszystkich niewygodny. Mi też byłoby wygodniej siedzieć cicho. Tylko po to ludzie mnie wybrali, żebym siedział cicho, gdy w ich mniemaniu dzieje im się krzywda?

Może ktoś powie, że forma jest niewłaściwa, ale gdyby nie ta moja reakcja, czy dziś byśmy o tym rozmawiali?

Zapewne nie. Czytam, że "idzie pan na wojnę z lekarzami", że "wystąpił pan przeciwko środowisku medycznemu".

Ruszyła lawina. Pojawiły się pretensje, że mój post spowodował falę hejtu na lekarzy. Ale absolutnie nie było to moją intencją. Broń Boże nie winię lekarzy, nie chciałem ich urazić. Wiem, że nasi pracownicy to w większości znakomici lekarze i specjaliści. Dla mnie to nie był hejt. To był wyraz narastającej frustracji. Głos rozpaczy i wołania pacjentów o pomoc. Ludzie tej pomocy oczekują, zamykanie im ust nie jest dobre. Trzeba szanować lekarzy i procedury, które mają narzucone.

Ale nie możemy udawać, że problemu nie ma. Musimy interweniować. Nie jestem od tego, żeby mnie wszyscy lubili, ale jestem burmistrzem i tych bogatych, i tych biednych. Bogatsi pójdą do lekarza prywatnie, a co mają zrobić ci biedniejsi? Napisał Pan m.in. "Tak dalej być nie może. Nie zgadzam się. (...) Nie przyjmuję tłumaczenia, że tak dziś jest w całej Polsce. To nie upoważnia nas, by to tolerować i akceptować". Dlaczego Pan zareagował?

Uważam, że jeśli coś nie działa, to trzeba szukać rozwiązania problemu. Żeby była jasność, bo już zaczęły się ze mną kontaktować prawicowe portale. Nie neguję istnienia pandemii. Ona jest i jest groźna, nie ma co do tego dyskusji. Natomiast problem bezpośredniego dostępu do usług zdrowotnych narasta. Pęcznieje w całym kraju.

Czasami wynika to z niewiedzy, czasami z przemęczenia pacjentów, ale też pracowników służby zdrowia. Ludzie nie wytrzymują, dochodzi do sytuacji ekstremalnych, z jednej i drugiej strony zaczyna się agresja słowna. Te emocje są coraz większe. Trzeba coś z tym zrobić. Stąd mój apel i twarde stanowisko, że bardzo proszę i oczekuję od naszej publicznej służby zdrowia, żeby pomogła tym ludziom rozwiązać problem.

Drzwi do ośrodka zdrowia są zamknięte?

Tak. To był jeden z problemów. Pacjenci czekają przed ośrodkiem zdrowia.

Duży tłum?

Zdarza się, że tak. Potrafi to być kolejka kilkudziesięciu osób.

Pacjenci skarżyli się do Pana?

Oczywiście. Ludzi przychodzą, dzwonią, piszą. Mieszkańcy mówili, że boją się teleporad. Idą do ośrodka zdrowia, gdy czują się zagrożeni, nie chcą być odesłani.

Wskazywali kilka zjawisk negatywnych. Nie dotyczyło to postawy lekarzy. Problem był gdzieś na linii rejestracji, tego kto decyduje i kieruje pacjentów na teleporadę. Pacjenci skarżą się, na przykład, że nie mogą dodzwonić się do rejestracji.

Pamięta Pan jakieś skrajne przypadki?

Jeden z mieszkańców był z małym dzieckiem, został odesłany na teleporadę. Oczywiście zgodnie z procedurą, ale on się bał. Ktoś inny, jak się okazało po teleporadzie, miał złamaną rękę i też do mnie dzwonił.

Wiem, że takie są wytyczne ogólnokrajowe. Wiem, że teleporady są wskazane przez konsultanta krajowego, ja to wszystko rozumiem. Coś jednak musimy z tym zrobić. Spotkałem się już z dyrektorem ośrodka w tej sprawie. Jestem mu bardzo wdzięczny, że podjął ten temat. Wydaje mi się, że idziemy w dobrą stronę. Dyrektor podjął już działania, które zmierzają, ku poprawieniu sytuacji. Już zamówił nowy system teleinformatyczny, żeby usprawnić przyjęcia czy składania wniosków o recepty.

Co jeszcze Panowie wymyślili?

Na pewno usprawnimy pracę rejestracji. Z obu stron słyszymy zarzuty. Personel skarży się, że pacjenci są aroganccy. Z kolei pacjenci – że personel nie odbiera telefonu. Będziemy to kontrolować za pomocą systemu monitoringu lub rejestracji rozmów. Łatwo będzie dojść, kto ma rację. To na pewno poprawi jakość obsługi rejestracji, ale też komfort pań, które tam pracują, bo nie pozwolę ani poniżać pacjenta, ani pracownika samorządowego.

Rozumiem też, że wytyczne zabraniają wpuścić pacjentów do środka. Ale nikt nie broni postawić tam dodatkowego zadaszenia. Stworzyć jakiejś poczekalni dla nich. Już została podjęta decyzja, że drzwi zewnętrzne będą otwarte, a wewnętrze będą miejscem selekcji. Czyli osoby, które muszą stać i czekać na swoją kolej będą stały pod dachem. Prozaiczna, prosta sprawa. Ustaliliśmy również z panem dyrektorem, że uczuli pracowników, aby w przypadku małych dzieci i osób starszych teleporada nie odbywała się od razu, z urzędu.

Jeśli taka osoba będzie czuła się zagrożona, to wtedy lekarz w rozmowie zdecyduje o tym, czy jest dobrze. Gdy pacjent, np. młoda matka z małym dzieckiem, usłyszy to od razu od lekarza, a nie osoby z rejestracji, to się uspokoi.

Wiadomo, że ze wszystkimi nie damy rady tak zrobić. Ale jeśli sytuacja będzie dotyczyła maleńskiego dziecka, osoby starszej, która czuje zagrożenie życia, to taka osoba nie zostanie odesłana do domu bez porady lekarskiej.

Otwieramy szkoły, wielu rodziców pyta, dlaczego również nie przychodnie? Dzieci będą chorowały, ze zwykłym katarem być może będzie potrzebne zwolnienie od lekarza. Jak dostać się wtedy do lekarza?

Dokładnie. Rozumiem takie głosy. Jak piekarz zamknie piekarnię i powie, że nie będzie piekł to umrzemy z głodu. Jak mechanik samochodowy przestanie przyjmować auta, to za chwilę sparaliżujemy kraj.

Ale nie uważam, że trzeba otwierać ośrodek zdrowia w pełni. Uważam, że trzeba szukać rozwiązań, słuchając argumentów obu stron.

Trzeba rozmawiać. Przyjdzie pora jesienno-zimowa. Czy ludzie będą stać na mrozie pod przychodniami? Będziemy na to patrzeć? W gminie Kęty poradzimy sobie z tym, ale mam świadomość, że nie rozwiążę problemu.

Nie mam żalu do lekarzy. Nie mam nawet żalu do MZ. Jedyne, o co mogę mieć żal, to to, że nie słuchamy głosu ludzi na dole. Nie wchodzimy w ich buty, nie patrzymy ich oczami.

Jeśli my samorządowcy, którzy jesteśmy najbliżej ludzi, nie zaczniemy o tym głośno mówić, to kto będzie mówił w imieniu tych ludzi?